Straszne Sny

9.3K 175 4
                                    

Leżałam pod łóżkiem obok ściany przerażona i rozdygotana. Nie wiedziałem, co się dzieje. Byłam skulona, a kolanami dotykałam do podbródka. Twarzą leżałam na zimnej podłodze, a z oczu leciały mi łzy. Było ciemno i ledwie co widziałam, poza małym ciemnym pokoikiem dziecięcym z zabawkami poprzewracanymi na ziemi. Na środku stał wysoki mężczyzna z kapturem na głowie. Nie widziałam jego twarzy, ale nawet jakby była odsłonięta pewnie i tak bym jej nie rozpoznała. Był wysoki a z postury umięśniony. Prawą rękę miał zaciśniętą na szyi jakiejś kobiety. Stali tak bez ruchu w milczeniu. Żadne z nich nawet nie drgnęło do czasu, gdy mężczyzna złapał kobietę za szyję jedną ręką i w okamgnieniu poderwał ją od ziemi. Teraz byli na równej wysokości. Wychyliłam się troszkę i tak cicho, jak tylko mogłam wyszeptałam:

- mamo, mamo.

To było tak ciche, że ledwo usłyszałam swoje słowa, więc to mało prawdopodobne, żeby którekolwiek z nich mnie usłyszało. Kobieta zaczęła się dusić i kaszleć. Nie mogłam już na to patrzeć, ale nie mogłam też zamknąć oczu. W pewnej chwili z lewej ręki mężczyzny błysnął z ostrym końcem przedmiot. Był to nóż. Odchyli jej głowę i jednym płynnym ruchem poderżnął kobiecie gardło, w takim tempie, że aż kropelki krwi zbryzgały jego kaptur. To było straszne. Pościł nóż z metalicznym odgłosem upadł na ziemię. Kobieta była martwa, jednak on nie puszczał jej. Trzymał za podciętą szyję, a na ziemię skapywała krew. Stał tak bez ruchu, a kałuża stawała się coraz większa i większa, aż nagle uwolnił ją z uścisku, a martwe ciało upadło głucho na ziemię. W duszy modliłam się, żeby do mnie nie podszedł. Wiedziałam, że jak mnie zauważy, pewnie będę jego kolejną ofiarą. Byłam przerażona, więc zamknęłam oczy w nadziei, że mi to coś pomoże. Zupełnie tak jak po zamknięciu powiek stałabym się niewidzialna. Mam nadzieję, że jak je otworze go już nie będzie, że odejdzie, a ja przeżyje. Bardzo się pomyliłam, bo gdy je otworzyłam, jego zakapturzona głowa skierowana była w moim kierunku. Patrzył na mnie. Nic nie powiedział, nic nie zrobił, ani nie podszedł. Po prostu stał i wpatrywał się we mnie. Zrobił krok w moim kierunku, ale się zawahał, przechodząc nad leżącym ciałem jakby nigdy nic i wyszedł.
Leżałam tak jakiś czas.

Usłyszałam jakiś piskliwy dźwięk. Skąd on dochodził? Otworzyłam jedno oko i leniwym ruchem podniosłam się. No jasne, dźwięk pochodził z mojego telefonu. Wzięłam go i od razu przed oczami zobaczyłam nową wiadomość od Jaspera:

"Hej, jutro jest w szkole o 13:00 spotkanie w sali 104. Wszyscy uczniowie z klasy mają być obecni obowiązkowo"

Po prostu cudownie. Nie mógł wysłać mi tej wiadomości nad ranem tylko o 2 w nocy?. Ściągnęłam z siebie kołdrę i wstałam z łóżka. Teraz i tak już nie zasnę, więc podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież, a sama w długiej koszuli nocnej usiadłam na parapecie. Była pełnia i światło księżyca wpadało przez okno do mojego pokoju, przez co było w nim jaśniej. Wpatrywałam się w niebo, a delikatne podmuchy wiatru kołysały moimi ciemnobrązowymi włosami. Odetchnęłam z ulgą. To był sen, który nawiedza mnie, odkąd skończyłam 6 lat. Ostatnio pojawia się coraz częściej, a sama czuję się, jakbym co noc przeżywała to zdarzenie. Jest ono bardzo realistyczne, a zaczęło się od śmierci moich rodziców. Nie pamiętam ich, byłam malutka, kiedy zginęli w wypadku samochodowym, i nigdy nic o nich nie słyszałam. Nie znam swoich prawdziwych dziadków nawet nie wiem, czy jeszcze żyją, w dodatku nikogo nie znam, kto mógłby być moim krewnym. Dlatego nigdy nie słyszałam od nikogo " rodzice Cię bardzo kochali". Jednak trafiłam do bardzo miłej i troskliwej rodziny zastępczej, gdzie obdarowali mnie miłością i opieką.
Mam na imię Cordelia i mam 19 lat. Rok temu na moje osiemnaste urodziny kupiłam dom i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

Przesiedziałam na parapecie jeszcze 2 godziny, kiedy doszłam do wniosku, że trzeba się szykować do szkoły. Zeszłam, otworzyłam szafę i wybrałam niebieską bluzkę na krótki rękaw, oraz dżinsowe spodnie z wysokim stanem, a na wysokości kostek miały przyszyte zamki. Wyszczotkowałam włosy, nie związywałam ich i szybkim krokiem podeszłam do lustra, wzięłam skrzyneczkę z kosmetykami, oraz nałożyłam na twarz delikatny makijaż. Wyglądałam normalnie jak na co dzień. Ludzie w szkole bardzo by się zdziwili, gdybym weszła w mini skórzanej spódniczce i bordowych kozakach do kolan. Sama nie mogłabym się przełamać, żeby w ogóle wyjść w czymś takim z domu, a co dopiero do szkoły. Ale takich dziewczyn w szkole nie brakuje. Zamknęłam okno, zeszłam po schodach, by zrobić sobie kawę i kanapki. Kiedy włączałam ekspres, wyświetliła mi się wiadomość od Lydii:
"zaraz u ciebie będę, więc wychodź"
Oczy mi się rozszerzyły, gdy to przeczytałam, bo jeszcze nie zdążyłam zjeść śniadania. Jest zawsze szybciej, niż powinna być. Pośpiesznie zrobiłam kanapkę z serem i odłożyłam je na talerz na blacie kuchennym. Podbiegłam do przedpokoju i ubrałam białe trampki, po czym z talerza zabrałam jedzenie i wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Lydia już tam była. Przed moim domem siedziała w swoim srebrzystym audi i patrzyła w telefon. Zamknęłam dom i podeszłam bliżej jej samochodu, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka, delikatnie je zamykając. Wiedziałam jak bardzo nie lubi jak osoba w jej aucie nimi trzaska.

- Hej Lydia.

- Cześć - powiedziała nadal gapiąc się w ekran telefonu - wiesz, że wreszcie w naszej miejscowości zaczyna się coś dziać?

-Co? - parsknęłam.

Lydia przekręciła się na fotelu i spojrzała mi w oczy.

- Podobno niedawno ktoś widział dwóch zamaskowanych typów, a niedługo po tym znaleziono ciało.

- złapali ich? - zapiekłam pasy. To coś nowego, że w tym miasteczku coś się dzieje.

- Nie, ale poszukiwania ciągle trwają.- odpaliła samochód i jechaliśmy do szkoły - Pewnie nie długo ich złapią, policja i tak nie ma tu dużo pracy.

- Pewnie tak. - ciekawe, tylko kiedy.

- Cordelia?

- Co?

- Masz jakiś plany po lekcjach? - spytała się mnie z dziwnym uśmieszkiem.

- Nie, ale pewnie ty mi zaraz jakieś wymyślisz.

- Jak ty mnie dobrze znasz - zaczęła się śmiać.

- To gdzie dzisiaj idziemy?

- Do kina - patrzyła na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami - Na Dracule.

- Dracule? Przecież ty to już znasz na pamięć. - skrzywiłam się na nią.

- Dobra mądralo, a wiesz może, czy coś lepszego leci? No chyba, że chcesz iść na jakieś romansidło? -
Dobrze wiedziała, że nie lubię romantycznych filmów, więc specjalnie o tym wspomniała.

- W porządku, możemy iść na Dracule. - zgodziłam się nie chętnie.

Należysz do mnie KOCHANIE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz