8. "Dobrze..?"

652 56 54
                                    

Mam bałagan w głowie.

Wszystko mi się pomieszało.

Zgubiłam swój cel.

Straciłam wszystko.

Wszystko zniszczyłam.

Przepraszam.

***

Minęło kilka dni. Nie wiem ile. Może tydzień, może dwa. Nie było mnie w szkole, za bardzo się bałam. Całe dnie spędzałam patrząc w ścianę i myśląc tylko o tym, jak mogę to odkręcić. Noce się nie zmieniły, bolało jeszcze bardziej. Spisywałam na kartce swoje pomysły, wymyślałam możliwe ich skutki, gdy wdrożę je w życie. Jednak albo nie były one możliwe, albo skutki były zbyt tragiczne. Połowy nawet nie rozczytałam, łzy zasłaniały mi widoczność, albo tusz się rozmył. Mało jadłam. Zdecydowanie za mało. Nie czułam głodu, czasami mi się przypomniało, by coś zjeść, żeby nie zdechnąć. Chociaż wiem, że wszyscy by tego chcieli. 

Wszystko kleiło się od łez i wszędzie walały się pogniecione kartki. Po domu co jakiś czas roznosił się mój krzyk. Nie wiem dlaczego. Czułam się zupełnie bezsilna. Wręcz byłam nieobecna we własnym ciele i odchodziłam chyba mentalnie na tamten świat. Chociaż jakaś ostatnia część mojego zdrowego rozsądku krzyczał, by się poddać nie mogłam tego zrobić. Nie wiedziałam co może się stać, jeżeli prawda wyjdzie na jaw. Nie chciałam, by moja mama trafiła do więzienia. Nie chciałam trafić do domu dziecka. Wiem, że ona nie chciała tego robić. Wiem, że to wszystko przez alkohol i przeze mnie. Nadal ją kocham.

Stres mnie zjadał od środka. Z każdym kolejnym dniem Kitsune mogła bardziej łączyć fakty i dochodzić do prawdy. Jedyne, co jakoś mnie uspokajało to to, że prawdopodobnie dopóki sama nie potwierdzę jej spekulacji nikomu się nie wygada. A przynajmniej mam taką nadzieję.

W tym momencie drugą rzeczą, której najbardziej żałowałam zaraz po zabiciu mojego taty stało się to, że tamtego dnia uratowałam Kitsune przed utopieniem się. Mogłam się w sumie domyślić, że nie bez powodu nikt się z tą wariatką nie zadaje. Najwidoczniej to nie jej pierwszy raz, kiedy rozpierdala komuś życie.

Od dawna ostro obgryzałam paznokcie i skórki, niejednokrotnie do krwi. Nie wiem czy to przez stres, czy przez brak zajęcia. Jednak podczas tych dni krwi lecącej z ran wokół paznokci było praktycznie tyle samo, ile moich łez. Ładny efekt na papierze się robił, gdy krew mieszała się ze łzami i powstawały czerwone plamy rozlewające się po mokrej kartce.

Jednak dzisiaj już nie miałam siły, by pisać. Bolały mnie żebra, bolały dłonie, oczy piekły od ich przecierania. Nie miałam siły, by wymyślić coś nowego. Patrzyłam w ścianę, chociaż w zasadzie jej nie widziałam. Nie słyszałam swoich myśli. Nawet nie wiem czy jakiekolwiek były. Miałam dość. Dość bólu, dość łez, dość ciągłego myślenia nad tym, jak ukryć prawdę, dość zapachu alkoholu, dość stresu, dość życia. Byłam bardzo zmęczona. Dawno nie spałam, było mi szkoda czasu. Kilka razy zemdlałam i tylko tyle pamiętam z mojego spania odkąd ten stan się zaczął.

Jednak ta chwila spokoju nie trwała wiecznie, bo znów przyszedł mi do głowy pomysł, który powinnam spisać na kartce. Sięgnęłam po nią, złapałam długopis, jednak nie wiedziałam jak to ubrać w słowa. Któraś część mnie próbowała pisać, co sprawiało jeszcze większy ból. Nie pisała literek, w zasadzie jeździła długopisem po kartce robiąc dziwne ślady. Ciężko to nazwać pisaniem w ogóle. Nie chciałam tego robić, za bardzo bolało. Nie chciałam dłużej cierpieć, chciałam spokoju. Długopis wypadł mi z ręki, chciałam zapobiec prób spisania kolejnego pomysłu, więc odgryzłam jeden paznokieć. Bolało. Potem poszedł, drugi, trzeci, czwarty i piąty. Krew leciała ciurkiem, przez co cała kartka pokryła się szkarłatnym kolorem. 

Jak Lis z Kotem II YuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz