Nigdy nie miałam przyjaciół.
Nigdy nie chciałam mieć przyjaciół.
Nigdy ludzie nie chcieli być moimi przyjaciółmi.
Nigdy nie próbowałam tego zmienić.
Nigdy nie chciałam tego zmienić.
Nigdy nie mam zamiaru tego zmienić.
***
Tak bardzo nienawidzę siebie za to, że zgodziłam się zrobić ten projekt. Mogłabym dzisiaj leżeć w łóżku i płakać z bólu, a muszę znaleźć w sobie jakieś resztki sił, wstać z łóżka i pójść do szkoły.
Nie wiem co mnie podkusiło, by zgodzić się na ten projekt. Przecież jakoś zawsze nauczyciele przymykali oko na moje beznadziejne oceny i zawsze mnie przepuszczali, by nie zepsuć reputacji szkoły. Teraz na pewno też by tak było.
Ledwo wyczołgałam się z łóżka. Było to dzisiaj wyjątkowo ciężkie, bo mam nową fioletową plamę na brzuchu i plecach. No cudownie. Jakakolwiek sytuacja w której podwieje mi koszulkę i będę w dupie.
Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek, ponieważ podczas mycia zębów ni z tego ni z owego poszła mi krew z nosa. A mama, która tego ranka spała sobie w korytarzu miała pięść brudną od krwi. Nawet jej nie wytarła.
Tak jak zawsze lekcje lecą mi jak poranna krew z nosa, tak dzisiaj minęły w mgnieniu oka. Podobno tak jest, że gdy nie chcemy jakiegoś wydarzenia, a wiemy, że ono nastąpi czas mija nam błyskawicznie, zaś gdy na coś czekamy - ciągnie się w nieskończoność.
Wiecznie czegoś wyczekujemy. Jedni wyczekują wakacji, inni spotkania ze znajomymi, kolejni czekają na wakacje. Wszyscy myślimy tylko o tym, jak to cudownie będzie teraz i nie robimy nic z tym, aby dzisiaj również było cudowne.
A ja na nic nie czekam. Chociaż może niekoniecznie? Nie wiem. Z jednej strony nie przeszkadza mi moje obecne życie i nie czekam na zbawienie, jednak z drugiej pragnę zamieszkać na jakimś totalnym zadupiu z dala od wszelakiego rodzaju człowieka.
Dzwonek oznaczający koniec dzisiejszych zajęć zabrzmiał dla mnie jak wyrok kary śmierci. Jedyne, czego pragnęłam teraz to jak najszybciej przebrać buty i biegiem wrócić do domu. Mało obchodzi mnie los tego różowego pączka i to, czy zależy jej na tym projekcie czy też nie. Może na mnie krzyczeć, może o mnie rozpowiadać plotki i się ode mnie odwracać. Dla mnie to nic.
I tak też zrobiłam. Szybko wybiegłam z sali i jak najszybciej do swojej szafki. Kiedy już miałam wybiegać z budynku spośród gwaru korytarza szkolnego usłyszałam:
- Chcesz coś po drodze zjeść czy od razu idziemy do mnie?
Momentalnie poczułam siedem zawałów i całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Z nadzieją, że jest to ktoś inny kto po prostu mnie z kimś pomylił powoli odwracam głowę a tam... Ucieszony jak jasna cholera różowowłosy pączek. Westchnęłam z rozczarowaniem i zamykając szafkę spojrzałam w stronę naszych butów. Miała je już przebrane, więc nie było możliwości zwiać, kiedy będzie je przebierać. Kaplica.
- Nie mam pieniędzy przy sobie. - Odparłam chłodno.
- Nie ma problemu, mogę ci postawić. - Uśmiechnęła się promiennie, chociaż mi wcale nie było do śmiechu. - No dawaj, pójdziemy na jakiś dobry ramen.
Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam normalny ramen nie będący zupką chińską. Na wspomnienie o tym cudownym, aromatycznym smaku ślina zaczęła zbierać mi się w ustach.
CZYTASZ
Jak Lis z Kotem II Yuri
Romance!TYTUŁ I OKŁADKA NA PEWNO ULEGNĄ ZMIANIE! !TO NIE JEST FAN FICTION! Pov. Kokoro Moje życie nigdy nie było jakieś specjalne. Ot zwykłe życie japońskiej licealistki. Jednak na przestrzeni lat po pewnym wydarzeniu moje życie prywatne uległo... Znacznej...