Rozdział 2.

2.3K 80 3
                                    

Stałam pod klubem „Lotos" w krótkiej czarnej sukience, która opinała moją talię i podkreślała mój biust i tyłek. Nie przeszkadzało mi to, że sięgała do połowy ud. Czarne, zamszowe szpilki komponowały się z całością. Mimo, że stylizacja odkrywała trochę tu i tam, to i tak nie była wulgarna. Jako że jestem do dupy w kwestii makijażu zrobiłam mój podstawowy look, a Mistie zrobiła mi na powiece kreski i dodatkowo podkreśliła ich górną linię złotym eyelinerem. Musiałam przyznać, że wszystko ładnie się łączyło. Czułam się bardzo dobrze, podobnie jak niebieskooka blondynka stojąca tuż obok mnie, która ubrana była w podkreślającą talię ciemno niebieską sukienkę przed kolano. Jej czarne koturny były bardzo wysokie i musiałam przyznać, że jak bardzo nie cierpiałam koturn, tak te były boskie. Wyciągnęłam z małej torebeczki dwie przepustki i podałam jedną z nich Mistie. Już miałyśmy się ustawiać do ogromnej kolejki ciągnącej się dobre czterdzieści metrów, kiedy usłyszałam znajomy głos wołający moje imię. Popatrzyłam z dziwnym wyrazem twarzy na Mistie, ale ona tylko wzruszyła ramionami i odwróciła się w kierunku biegnącego do nas chłopaka, ja zrobiłam to samo.

- Cześć Jacob – uśmiechnęłam się w stronę szatyna. Nigdy nie wiedziałam czy jest szatynem czy blondynem, bo jego włosy raz były naprawdę w kolorze blond, a raz wyglądały jak brąz. Byłam szczerze zdziwiona, że do nas podszedł, bo odkąd jego paczka została uznana za tą śmieszną elitę, odnosił się z wyższością do wszystkich, którzy byli poza grupą. Muszę go potem zapytać co się zmieniło.

- Hej, Debby – również się uśmiechnął, ukazując swoje perliście białe uzębienie. Mógłby reklamować jakąś pastę wybielającą, która w ogóle nie działa, a i tak dałabym się opętać i kupiłabym ten syf – Mistie – kiwną głową w stronę mojej przyjaciółki – fajnie, że wpadłyście. Pewnie tak jak wszyscy czekacie na koncert Dereka, co? – uśmiechnął się łobuzersko.

- Tylko po to tu przyszłam – rzuciła Mistie – podobno jest gorący – dodała, na co Jacob się zaśmiał.

- Mówię Ci, gdybym był homo zacząłbym się za niego brać, jak tylko go zobaczyłem – odpowiedział jej. Westchnęłam ciężko.

Czy naprawdę każdy się tu za kimś ugania? Brook ma jakąś laskę na tych zasranych Bahamach, Mistie zawsze znajdzie sobie kompana do zabawy, ale ostatnio powtarza, że chyba chce się ustatkować i teraz ciągle widuję ją z Chrisem. Jacob z tego, co wiem nie ma aktualnie dziewczyny, bo jego ostatnia laska ciągnęła go na kasę, a jak to odkrył po prostu zrobił z jej życia piekło w szkole tak, że dziewczyna nie ma żadnych przyjaciół. Teraz słyszy się o tym, że szatyn kręci z niejaką Laną i mega im kibicuję, bo cholernie do siebie pasują.

To może teraz popatrzmy na mnie. Ja nie mam nikogo poza moją mamą, której wiecznie nie ma w domu (z czego się cieszę), a jak już łaskawie raczy się pojawić, wtedy robi awantury lub doprowadza do tego, że coraz bardziej zamykam się w sobie. Wierzę, że jest coś takiego jak prawdziwa miłość ale nigdy nie myślałam o tym, że może być mi pisana. Mój tata zmarł na białaczkę kiedy miałam pięć lat. Można powiedzieć, że się załamałam ale nie wiem czy można nazwać ten stan depresją. Chyba po prostu było mi smutno i ciężko pogodzić się ze śmiercią tak bliskiej osoby, bo w końcu byłam dzieckiem. Mama kiedyś była naprawdę ciepłą i sympatyczną do granic możliwości kobietą, ale potem coś zaczęło się psuć. Nie zwracała na nas (mnie i tatę) uwagi. Poświęciła się pracy i tą rzecz obrała za główny cel swojej egzystencji. Po pogrzebie było już tylko gorzej. Jak mogę twierdzić, że uczucie radości, bezpieczeństwa i bliskości drugiej osoby jest dla mnie, skoro mój ojciec – jedyny człowiek, który kochał mnie od początku do końca – nie żyje, a moja matka zrobiła się tak bezdusznym i zimnym człowiekiem, że ubieram gruby sweter, gdy tylko jest w pobliżu.

- Deb? – usłyszałam głos Jacoba, a zaraz po tym lekkie szczypanie w przedramię, na co pisnęłam i zdzieliłam chłopaka po ręce – już myślałem, że skamieniałaś – zaśmiał się.

- Zamyśliłam się, przepraszam – wykrzywiłam usta i popatrzyłam na nich.

- Dobra, chodźmy już bo zaraz nie będzie jak wejść do środka klubu – chłopak wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia.

Obróciłam głowę na stojącą za mną Mistie ale nie zdążyłam złapać jej nadgarstka, bo ktoś wleciał we mnie z impetem. Jacob nie widząc nic, co się dzieje za swoją osobą, bo taranował ludzi przepychając się do wejścia, nie mógł w porę mnie złapać, przez co przewróciłam się na pupę uprzednio uderzając w twardy tors.

- Uważaj jak łazisz, skończony idioto – warknęłam na zapewne jakiegoś chłopaka. Nie widziałam kto to był, bo zaczęłam rozmasowywać swój obolały nadgarstek, którym próbowałam podtrzymać się podczas upadku.

- Boże! Przepraszam, nie widziałem Cię – kucnął obok mnie – ale ze mnie idiota – wyciągnął umięśnioną rękę w moim kierunku a ja odruchowo za nią złapałam.

Podniosłam wzrok na jego twarz i dosłownie utonęłam w jego oczach. Błękit tęczówek jak Morze Karaibskie, na którym – swoją drogą – nigdy nie byłam, zalał mnie do reszty. Czarny jak węgiel pojedynczy loczek jego włosów opadł mu na czoło. Przeniósł wzrok ze mnie na niesforny kosmyk, zdmuchnął go i znów spojrzał mi w oczy. Zlustrowałam go od góry do dołu, zatrzymując się na szerokich ramionach oraz umięśnionych, ale nie przesadnie bicepsach. Gdy zjechałam spojrzeniem na jego tors szybko wróciłam do jego oczu czując, że na widok jego mięśni opinanych białą koszulką, przez którą wszystko było widać, mogłabym zrobić coś niestosownego. Chłopak nie był mi dłużny, bo w chwili gdy popatrzyłam w błękit tęczówek, one dopiero kończyły swoją trasę zapoznawczą po moim ciele. Poczułam jak szczypią mnie policzki, niech to szlag! Musiałam się jakoś wyplątać, bo zapewne wyglądam jak idiotka gapiąc się na niego. W końcu powiedziałam jedyne co przyszło mi do głowy:

- Pomożesz mi wstać? – chłopak popatrzył na moją rękę trzymaną w swoim uścisku. Wydawało mi się przez chwilę, że się zarumienił ale może mi się przewidziało i to wina tego, że logo „Lotos" trysnęło czerwonym światłem, oznajmiając zapewne połowie miasta, że impreza się zaczęła. Niezwykle przystojny chłopak wstał z klęczek i pociągnął za moją dłoń, ustawiając mnie tym samym do pionu. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc stałam tak, patrząc na niego, ale o dziwo nie było niezręcznie. Tak jakbyśmy nie potrzebowali słów i prowadzili niemą konwersację.

- Dzięki – udało mi się wydukać.

- Nie ma sprawy – odpowiedział. Na ratunek sytuacji przyszedł Jacob, który jak mi się zdawało przyglądał się całemu zajściu z szokiem na twarzy.

- No, no, stary – poklepał czarnowłosego po ramieniu – powodzenia życzę. Z nią – wskazał na mnie – i z dzisiejszym koncertem.

- Dzięki – odparł – do zobaczenia – mrugnął do mnie po czym minął nas i udał się do zapewne tylnego wejścia, by za dziesięć minut rozpocząć swój koncert.

Wciągnęłam głośno powietrze jakbym nie oddychała co najmniej od pięciu minut. Mistie się zmyła – jak zawszę zresztą – a gdy spojrzałam na Jacoba, ten strzelił mi spojrzenie.

A więc to jest ten słynny gitarzysta Derek...

Bezpieczna przystań✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz