Rozdział specjalnie dla madziunia_005 bo mówiła, że nie ma co czytać :))
Nie spodziewałam się, że rozmowa z chłopakiem tak dobrze mi zrobi. Gdy prowadził mnie tutaj byłam podenerwowana i skołowana, bo obawiałam się, że będzie niezręcznie i dziwnie. Nie mogłam się bardziej mylić. Chłopak opowiedział mi o swojej rodzinie, o tym, że zanim przeprowadził się do Melbourne przez dwa miesiące mieszkał w Hornsby (jakieś dziesięć godzin drogi stąd), ale jego rodzinne miasto to Nowy Orlean.
- Zawsze chciałam zobaczyć te parady, w których uczestniczą wszyscy tak ochoczo – powiedziałam i upiłam łyk mojej ulubionej kawy z ogromną ilością mleka.
- Tak, wtedy jest naprawdę magicznie – rozmarzył się. Miło było popatrzeć na takiego Dereka. Wydawał się wracać myślami do wspomnień z rodzinnego miasta. Mimowolnie się uśmiechnęłam – zabiorę cię tam kiedyś – oznajmił na co wytrzeszczyłam oczy.
- Do Nowego Orleanu? – zapytałam – przecież to niedorzeczne, czemu miałbyś to zrobić? – chłopak wzruszył ramionami.
- Po prostu – odparł – nie musisz szukać wyjaśnień w mojej obietnicy Debby – dodał.
Następnie opowiadał o rodzicach. Jego mama – Tarryn – była pielęgniarką w szpitalu St. Hellens, a tata – Bratt – był reżyserem. Głównie zajmował się nakręcaniem seriali. Derek mówił, że jego rodzice się wpierają i dalej ich miłość kwitnie. Raptownie zaczęłam myśleć czy gdyby mój ojciec dalej żył, byłby tak samo zakochany w mamie jak na początku? Czy rozwiedliby się po tym jak rodzicielka zaczęła pracować non-stop i czy w ogóle by do tego doszło? Musiałam spochmurnieć gdyż czarnowłosy powiedział przestraszony:
- Rany, nie chciałem Debby. Zapomniałem, że ty nie..
- W porządku – oznajmiłam uśmiechając się – przecież to normalna sprawa, każdy kiedyś umrze. Najwidoczniej wtedy była pora mojego taty – wzruszyłam ramionami i znów napiłam się kawy.
Siedzieliśmy przez chwilę milcząc jakby każde z nas chciało przemyśleć kilka spraw. Pomyślałam o mamie i o tym, czy na pewno mogę tak jeszcze ją nazywać. Pomyślałam również o mojej dalszej rodzinie. Z tego co wiem większość była w Filadelfii ale i tak, gdy jeszcze tam mieszkałyśmy nie spotykaliśmy się zbyt często.
- Więc chciałabyś mi powiedzieć, o co poszło rano? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Dereka.
- Chyba po to mnie tu ściągnąłeś, prawda? – zapytałam retorycznie, wzięłam oddech i kontynuowałam – mam problemy w domu – czarnowłosy zmarszczył brwi – moja matka ostatnio wraca wcześnie do domu i upija się do tego stanu, że leży rozwalona i chrapie o trzeciej po południu. Do tego wczoraj trochę się pokłóciłyśmy i poleciało kilka nieprzyjemnych słów – spuściłam wzrok na moje paznokcie, które teraz wydawały się takie interesujące. Wciągnęłam głęboko powietrze, żeby zatrzymać łzy.
- Coś mi mówi – Derek pochylił się ku mnie – że to ty jesteś ofiarą i nie ma w tej grze żadnego remisu. Powiesz mi?
Na początku ustaliłam sobie sama ze sobą, że po co ktoś ma o tym wiedzieć. Jeszcze pomyśli sobie, że nie umiem o siebie zadbać i pozwalam na własne obrażanie siebie. Z drugiej strony ktoś mógł popatrzyć na to jak „ o boże jak mi przykro", „jejku aleś ty biedna, własna matka cię wyzywa" – wszystko przesycone ironią i sarkazmem. Z trzeciej strony była litość, czyli coś czego nie lubi chyba nikt. Z mojej strony czułam, że mogę zaufać chłopakowi i wiedziałam, że on będzie wiedział, co zrobić.
- To głupie, jak tak teraz myślę – powiedziałam – zaczęło się od tego, że rozbiłam miskę i matka tak się wkurzyła, że zaczęła mnie wyzywać. Szybko wyszło na jaw, że jestem pomyłką i nikt mnie tu nie chce. Nic nie znaczące dziecko, jak to ujęła.
CZYTASZ
Bezpieczna przystań✔️
أدب المراهقينOsiemnasty rok życia. Czy to nie coś wspaniałego? Imprezy, alkohol, ostatnia klasa liceum. Nowe przyjaźniej i miłości. Dla Debby Morton nigdy posiadanie chłopaka nie było ważne, radziła sobie sama - musiała. Jej życie nie było proste, niektórzy powi...