Rozdział 37.

854 40 25
                                    



- Możecie przestać się kłócić? - warknęła moja matka na obie babcie - głowa pulsuje mi przez wasze ciągłe przekomarzanie.

Gerda i Morwynna spojrzały na nią jakby w ogóle nie wiedziały o co się rozchodzi i powróciły do dalszej sprzeczki pomiędzy tym, które danie leżące na stole jest lepsze. Przewróciłam oczami i wróciłam do dłubania widelcem w ziemniakach.

- Moja zapiekanka ziemniaczana smakuje dużo lepiej niż ta twoja sałatka z zielonego groszku - przechwalała się Gerda spoglądając wymownie na mój talerz.

- Możesz sobie wmawiać, ale po niej napewno przytyjesz trzy razy więcej niż po moim groszku - odegrała się Morwynna.

Przez chwilę zastanawiałam się o co jej chodzi z tym tyciem, nadmiernymi kaloriami i odpowiednim żywieniem. Już któryś raz się o to czepiała, a nawet nie była u siebie. Irytowała mnie pod tym względem, bo o co jej tak naprawdę chodziło?

Dłubałam w swoim talerzu niechętnie na niego patrząc.  Babcie wymieniły kolejne sprzeczne zdania, tym razem nie zgadzały się z kolorem obrusu na stole, który wybrała Morwynna. Babcia Gerda miała szanse się na niej odegrać i ją wykorzystała. Przewróciłam oczami.

Miałam dość. Przez całą świąteczną kolację zachowywały się tak samo. Przechwałkom nie było końca zaczynając na tym, co kupiły w galerii, po dania, które jadłyśmy. Apetyt straciłam już na samym początku tego wieczoru i marzyłam tylko, żebym mogła znaleźć się już w towarzystwie moich przyjaciół na imprezie.

- Idę do siebie - oznajmiłam, wstając od stołu - nie mam zamiaru słuchać waszych sprzeczek.

Omiotłam spojrzeniem wszystkie trzy kobiety, które patrzyły na mnie dziwnym wzrokiem. Miałam wrażenie, że i tak nie obchodzi ich czy zostanę czy sobie stąd pójdę. Zagotowało się we mnie.

- Wiedziałam, że te święta nie będą lepsze od poprzednich - wyplułam - były gorsze - poczułam narastającą we mnie wściekłość - dziękuję wam niezmiernie za tą głupią kolację.

Szurnęłam krzesłem tak, że chyba nawet przewróciło się i wylądowało na podłodze, ale nic mnie to nie obchodziło. Wychodząc po schodach nie oglądałam się za siebie mimo, że wyczuwałam na sobie wzrok wszystkich trzech kobiet. Trzasnęłam drzwiami do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko głęboko wzdychając ze zirytowania.

Po raz kolejny ktoś zniszczył mi ten „magiczny" czas świąt. W poprzednich latach było lepiej, bo matka nie interesowała się mną na tyle, żeby spędzać ze mną ten czas, więc albo oglądałam sobie jakieś filmy i umilałam sobie tym życie, albo szłam spotkać się z Brook i Mistie. Teraz było gorzej, bo przyjazd babć dał mi nadzieje na normalne święta, w dodatku były to pierwsze święta, kiedy matka zwróciła na mnie jakąkolwiek uwagę, co czyniło je ważniejszymi. Ale oczywiście ja nie miałam szczęścia w życiu i wszystko musiało obrócić się przeciw mnie, dlatego się posypało.

Cudnie.

Nie wiedziałam, co mogłabym ze sobą zrobić a zbliżała się osiemnasta, więc postanowiłam po prostu przygotować się na imprezę i pojechać do Jacoba wcześniej niż się umawialiśmy. Wyciągnęłam czarny top i czarne dżinsy, które jakimś cudem znalazły się na dnie szafy po pół roku szukania ich. Zgarnęłam bieliznę i zamknęłam się w łazience, gdzie wykonałam szybki prysznic i umyłam włosy.

Spodnie nie leżały na mnie za dobrze. Odstawały na biodrach i były za szerokie w udach. Byłam co najmniej zdziwiona, bo kurczę nie mogłam aż tyle schudnąć. Dodatkowo kiedyś te spodnie mnie opinały.
A potem w głowie zaświtała mi wypowiedź Tarryn.

Bezpieczna przystań✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz