Rozdział 4.

1.9K 71 1
                                    

Tępo wpatrywałam się w zgniecioną, niebieską karteczkę, na której widniał ciąg cyfr. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł, żeby z nimi jechać. Było w pół do dwunastej, a Mistie powinna być u mnie za jakieś pięć minut. Z jednej strony może być naprawdę fajnie, ale z drugiej tylko ja i Mistie plus pięciu chłopaków, to nie było najlepsze rozwiązanie. Zakładam jeszcze, że bez alkoholu się nie obędzie.

Już chciałam napisać, żeby nie przyjeżdżali, bo jestem ciężko chora, podobnie jak Mistie, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół po schodach i otworzyłam mojej przyjaciółce, która ubrana w bordową sukienkę i sandałki uśmiechała się do mnie. Zdjęła okulary z nosa i włożyła je we włosy. Przytuliłam ją na powitanie, po czym dziewczyna zdjęła swoje buty i pognała do mojego pokoju. Westchnęłam ciężko i poszłam w ślady blondynki.

- To o której wpadną po nas chłopaki? – zapytała Mistie, gdy tylko przekroczyłam próg mojej sypialni.

- Nie wiem – odparłam, biorąc telefon do ręki.

- Jak to nie wiesz – zbulwersowała się – przecież miałaś wysłać Derekowi adres, a to znaczy, że odesłałby ci godzinę przyjazdu. Tylko mi nie mów, że do niego nie napisałaś.

- W takim razie nie powiem – uśmiechnęłam się.

- Ugh! – zirytowała się – jesteś taka uparta. Dziewczyno, dziś jest ostatni dzień lata. Wyszalejmy się. Potem będziemy musiały zakuwać do egzaminów, co równa się z tym, że będziemy mieć mniej czasu na imprezowanie.

- No dobra – westchnęłam.

Odblokowałam telefon i weszłam w wiadomości. Wpisałam numer telefonu Dereka, a potem wysłałam krótką informację z adresem mojego domu. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

Derek: Super. Cieszę się, że się zgodziłaś. Będziemy przed pierwszą. Weźcie kostiumy ;)

Automatycznie na moje usta wpłynął uśmiech. Chwile przyglądałam się wiadomości, po czym przeniosłam wzrok na leżącą na moim łóżku przyjaciółkę.

- Będą przed pierwszą – oznajmiłam.

- Okej – odparła – swoją drogą. Wczoraj byłam nieźle wstawiona ale pamiętam co się stało po koncercie i w jego trakcie – poruszyła zabawnie brwiami przez co parsknęłam śmiechem – czy ja o czymś nie wiem?

- Co mam ci powiedzieć, sama nie wiem, co to było – wzruszyłam ramionami – pierwszy raz go wczoraj widziałam, a on już takie coś. Może on tak ma? W sensie, może bawi się dziewczynami? Może jest tym tak zwanym „bad boy'em" i wykorzystuje kobiety do swoich potrzeb, a potem zostawia je ze złamanym sercem? – powiedziałam na jednym wdechu.

Blondynka wybuchnęła śmiechem i klapnęła się w kolano. Pokręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć, że zastanawiałam się nad czymś takim, a następnie spojrzała na mnie spode łba.

- Jezu, zdecydowanie za dużo myślisz – przewróciła oczami – przecież nawet nie wiesz, czy po prostu chce się z tobą przyjaźnić, czy chce czegoś więcej. Nie dowiesz się póki nie pozwolisz mu się zbliżyć. Dziewczyno! On jest gorrrrrrący, weź zaszalej trochę, w końcu w grudniu masz osiemnastkę!

Może faktycznie za dużo myślałam? Z drugiej strony chyba nikt nie chce być wykorzystywany. A ja na pewno nie chciałam zostać zraniona. Gdyby kolejna osoba bawiła się moimi uczuciami a potem porzuciła, chyba bym się załamała.

- Chodź na dół, zaraz będzie leciała Ellen – machnęłam ręką w kierunku schodów. Przyznaję się bez bicia, że razem z dziewczynami jesteśmy ogromnymi fankami Ellen Show, znamy na pamięć każdy jej odcinek. Tu w Australii niestety nie leci w telewizji, więc musiałam płacić, by móc go obejrzeć.

Gdy obie siedziałyśmy na kanapie, włączyłam telewizor i przełączyłam odpowiedni kanał. Jakiś czas potem Mistie wstała z sofy i poszła do kuchni. Ona zdecydowanie czuła się jak u siebie, przysięgam.

Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę dwunastą piętnaście. Pognałam do pokoju, wyciągnęłam z szafy moje czarne bikini, czarną koszulkę i krótkie jasne spodenki. Wpadłam do łazienki, zrzuciłam z siebie dresy i sportowy stanik, który miałam na sobie wcześniej. Założyłam strój kąpielowy i wybrane wcześniej ciuchy, stanęłam przed lustrem i podkręciłam rzęsy zalotką a następnie wytuszowałam je wodoodporną maskarą. Zrezygnowałam z reszty makijażu, bo po pierwsze nie chciało mi się go robić, a po drugie mieliśmy jechać nad wodę, co równało się z tym, że wszystko się zmyje gdy tylko się w niej zanurzę.

W chwili otwierania drzwi od łazienki usłyszałam głośny klakson samochodu. Zbiegłam na dół po schodach, zgarniając wcześniej z pokoju swoją torbę, w której znajdował się ręcznik, olejek do opalania i klapki na przebranie. Nie lubiłam w nich chodzić tak na dłuższą metę, ale piasek i trampki nie brzmi fajnie, a sandałów nienawidzę. Wolę pocić się w zamkniętych butach, niż chodzić w czymś takim jak sandały. Mijając kuchnie krzyknęłam do Mistie, żeby zbierała tyłek, bo chłopaki czekają. Założyłam swoje białe conversy, przerzuciłam torbę na ramię i razem z moją przyjaciółką wyszłyśmy z domu. Zakluczyłam drzwi i głęboko westchnęłam.

Raz kozie śmierć.

Szłyśmy w stronę czarnego pick up'a, należącego chyba do Matta, bo pare razy przyjechał nim do szkoły. Mistie otworzyła drzwi od strony pasażera, bo tam jedno miejsce było wolne - oczywiście je zajęła. Za kierownicą siedział Matt - czyli moje przypuszczenia się sprawdziły - który pomachał mi i wskazał palcem na bagażnik/przyczepę, dając mi do zrozumienia, że tam jest dla mnie miejsce. Posłałam blondynce mordercze spojrzenie, po czym posłusznie udałam się na tył auta aby wejść do środka. Derek odpiął zabezpieczenie i wyciągnął do mnie dłoń, uśmiechając się łobuzersko. Złapałam go za rękę, a chłopak automatycznie za nią pociągnął, tym samym wciągając mnie na bagażnik.

- Dzięki – powiedziałam, patrząc w te jego błękitne oczy.

- Nie ma sprawy – mrugnął prawym okiem i kim bym była gdybym nie spaliła buraka?

Usadowiłam się na wolnym miejscu, znajdującym się pomiędzy szybą oddzielającą kabinę kierowcy od reszty samochodu, a Derekiem. Miałam ochotę zabić Mistie za to, że zostawiła mnie samą w towarzystwie czterech chłopaków. Nie to, że się wstydziłam czy, że byłam nieśmiała, tylko ludzie! To była ta cała od siedmiu boleści elita - grupa ludzi uważająca się za lepszych od innych. Czułam się nieco niezręcznie, bo nie wiedziałam co mam mówić: czy przyłączyć się do ich rozmowy czy raczej siedzieć cicho i udawać, że mnie tu nie ma. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Matta, który wychylał się z okna.

- Zmiana planów. Jedziemy jednak nad Half Moon Beach.

- Ile to potrwa? – zapytałam, wyklinając się w myślach za to, że zgodziłam się na ten wypad.

- Koło czterdziestu minut - oznajmił, po czym odpalił samochód i ruszył.

Po prostu extra!

Bezpieczna przystań✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz