Rozdział 44.

954 44 13
                                    




Obudziłam się cała przymulona i przygnębiona. Doktor Martin mówił mi o następstwach wywoływanych przez antybiotyki ale nie sądziłam, że będą tak silne. Czułam się otępiała i nie miałam ochoty nawet na to, żeby unieść powieki i zobaczyć kto trzymał mnie za rękę. Palce były zimne lecz delikatne i miłe w dotyku. Na pewno musiała być to jakaś kobieta, ale kto do cholery miałby dotykać mojej dłoni bez potrzeby.

Zmusiłam się do otworzenia oczu, po czym delikatnie obróciłam głowę w bok, starając się nie zdradzić z tym, że nie spałam. Na taborecie siedziała wysoka kobieta, z włosami upiętymi w niskiego koka. Gdzieniegdzie spod idealnie wymodelowanej i nażelowanej fryzury nieśmiało wyglądały małe kosmyki, buntując się przeciwko ciasnemu spięciu. Oczy kobiety były zamknięte i zaciśnięte, jakby usilnie nad czymś myślała, a naturalnie malinowe usta ściśnięte w wąską linię. Beżowy żakiet spoczywał na jej ramionach, okrywając czarną koszulę, zapiętą na ostatni guzik, a delikatna apaszka oplatała jej długą szyję.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – szepnęła przerywając ciszę.

Wzdrygnęłam się, jednocześnie łapiąc na tym, że kobieta utkwiła swój wzrok we mnie. Odetchnęłam lekko, przywracając się do myślenia.

- Która godzina? – zapytałam kompletnie ignorując jej pytanie.

Przelotnie spojrzała na złoty zegarek, połyskujący na szczupłym nadgarstku, po czym ponownie zawiesiła na mnie spojrzenie.

- Siedemnasta – westchnęła – odpowiesz mi?

- Nie zamierzam ci się tłumaczyć. Kto ci powiedział?

- Wczoraj dzwonili do mnie ze szpitala – powiedziała – ale nie sądziłam, że to prawda. Dzisiaj do drzwi zapukał jakiś młody chłopak, przedstawił się jako Derek i potwierdził, że jesteś w szpitalu.

- Więc dopiero po zapewnieniu jakiegoś chłopaka, którego nie znasz, dałaś się przekonać, że naprawdę jest ze mną źle, bo jestem w szpitalu?

- Wiem, że może brzmi to głupio ale poczułam się jakbym miała deja vu.

- Świetnie – zaśmiałam się sarkastycznie – i co? Pomogło ci?

- Przestań – zbulwersowała się – jestem twoją matką.

- Za każdym razem to powtarzasz, a jednak nie widzę ani grama chęci utwierdzenia mnie w tym przekonaniu.

- Co mam ci powiedzieć? – popatrzyła na mnie – co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?

- Nie jestem zakonnikiem, więc nie udzielę ci rozgrzeszenia,  nie jestem też Bogiem, więc ci nie przebaczę. Pozostaje ci tylko modlitwa matko, bo ja nigdy nie zapomnę, jak mnie potraktowałaś. Nie jestem w stanie.

To powiedziawszy odwróciłam swój wzrok na sufit i starałam się powstrzymać napływające do oczu łzy. Uścisk na mojej dłoni wzmocnił się, nie dając mi zapomnieć o obecności drugiej osoby w pomieszczeniu.

- Dlaczego się tak zachowujesz – jej ton głosu był agresywny, atakowała mnie, nie mogąc obronić siebie.

- Może dlatego, że nie rozumiem czemu, do jasnej cholery, nie przyjechałaś tu wczoraj! – tym razem to ja zaatakowałam ją – Jak mogłaś nie stawić się tu po zapewnieniu przez szpital, że jest ze mną źle? Dopiero po zapewnieniu chłopaka, którego widziałaś pierwszy raz na oczy łaskawie raczyłaś się zjawić i jeszcze masz czelność robić mi wyrzuty – prychnęłam.

- Znam go – powiedziała pewnie.

- Ah, tak? – spojrzałam na nią kpiącym wzrokiem – więc niby kto to był?

Bezpieczna przystań✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz