Pierwsze, co chciałam dzisiaj powiedzieć to DZIĘKUJĘ!!! W przeciągu dwóch dni wbiliście 3K wyświetleń, co jest po prostu WOW.
Brakuje mi słów, żeby opisać jak bardzo jestem Wam wdzięczna. Za każdy przeczytany rozdział, za każdą gwiazdkę, za każdy komentarz. Wszystko to napędza mnie do pisania kolejnych rozdziałów, lepszych rozdziałów.
Mam nadzieję, że ten też Wam się spodoba.
kocham 🌻.
DEREK
Kolejna godzina siedzenia na białym niewygodnym krześle w szpitalnym korytarzu minęła szybciej, niżbym się spodziewał. Twarde oparcie stołka wbijało mi się w miejsce pod łopatkami, a ściana za nim oddalona była o jakieś dwadzieścia centymetrów, przez co nie mogłem się o nią swobodnie oprzeć.
Wpatrywałem się w jeden punkt, czekając na jakiekolwiek informacje, ale żadna jak do tej pory się nie pojawiła. Nie wiedziałem, co dzieje się w sali naprzeciw mnie, ani w innych częściach szpitala. Nie wiedziałem, gdzie jest łazienka, ani gdzie jest gabinet lekarza, który prowadził Debby. Od czasu, kiedy tu przyjechałem – a było to dobre parę godzin temu – nie opuściłem swojego siedzenia, bo bałem się, że akurat jak mnie nie będzie – nawet przez sekundę – wydarzy się coś ważnego. Coś, czego nie chciałbym przegapić.
Miłem nadzieję, że moja mama, jako iż była pielęgniarką w tym szpitalu, będzie mogła zająć się moją dziewczyną ale okazało się, że to nie taki łatwe. Powiedziała mi, że ma bardzo dużo swoich pacjentów i nawet gdyby chciała, nie dałaby rady zająć się jeszcze Debby. Zapewniła mnie, że na pewno zajrzy do dziewczyny później, jak znajdzie chwilę czasu i obiecała, że dopilnuje, by Margaret – jej przyjaciółka – zaopiekowała się Debby.
Byłem naprawdę wdzięczny, bo to dawało jakieś szanse zobaczenia mojej dziewczyny mimo, że nie byłem z jej rodziny. Rozmyślałem, czy nie pojechać do matki Debby, i czy nie poinformować jej o całej sytuacji, ale naprawdę nie chciałem ruszać się spod jej sali. Gdybym tylko miał do niej numer telefonu natychmiast bym do niej zadzwonił.
Na korytarzu zrobił się nagle hałas. Ktoś wykrzykiwał jakieś niejasne słowa i klął jak szewc. To mogła być tylko jedna osoba. Już miałem zamiar wstać i pomóc jej się przebić przez hordę pielęgniarek, ale dziewczyna sama dała sobie radę. Cała zdyszana wbiegła na korytarz i nawiązawszy ze mną kontakt wzrokowy wpadła w moje ramiona.
- Dobrze, że już jesteś – powiedziałem, czując jak łzy cisnął mi się do oczu.
- Przepraszam, że tak długo mi to zajęło – oderwała się ode mnie, po czym oboje ponownie usiedliśmy na twardych krzesłach – miałam randkę na drugim końcu miasta i dopiero udało mi się przebić przez te okropne korki.
- Spokojnie, wszystko w porządku.
- Jakieś informacje?
- Nie – pokręciłem głową.
Przetarłem dłonią twarz i odetchnąłem głęboko. Przeniosłem ciężar ciała do przodu i opierając łokcie na kolanach zasłoniłem buzię rękami. Wyczuwałem na sobie współczujące spojrzenie Brook, przez które jeszcze bardziej chciało mi się płakać, bo uświadamiało mi, jak bardzo jestem bezsilny i że nic tak naprawdę nie mogę zrobić.
- Hej – dziewczyna potarła moje ramie uspokajająco – wszystko będzie dobrze.
To chyba najgorsze słowa, jakie mogła wypowiedzieć. Jak mogła myśleć, że będzie dobrze? Od kilku ładnych godzin nie dostałem ani grama jakiejkolwiek informacji. Ani dobrej ani złej. Nikt nie wyszedł z sali, do której wwieźli Debby, żaden lekarz ani żadna pielęgniarka, przez co nie miałem nawet okazji, aby kogokolwiek zapytać o stan dziewczyny. Mimo wszystkiego wysiliłem się na jedyną możliwą w tej sytuacji odpowiedź.
CZYTASZ
Bezpieczna przystań✔️
Teen FictionOsiemnasty rok życia. Czy to nie coś wspaniałego? Imprezy, alkohol, ostatnia klasa liceum. Nowe przyjaźniej i miłości. Dla Debby Morton nigdy posiadanie chłopaka nie było ważne, radziła sobie sama - musiała. Jej życie nie było proste, niektórzy powi...