Pierwsza spokojna noc od kilku lat , zakończyła się dla mnie o siódmej rano. Mimo to, byłam szczęśliwa. W ramionach Grzegorza zaznałam spokoju. Żadne koszmary nie zawładnęły moim umysłem, byłam spokojna.
Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, ubrałam się w czyste ubrania, delikatnie się pomalowałam i umyłam zęby. Ostatni raz spojrzałam na mężczyznę, który spokojnie leżał w łóżku.
Na korytarzu panowała cisza, wszyscy spali zmęczeni po wczorajszym meczu, dzisiaj wracamy do Polski, chłopcy mają zagrać mecz z Niemcami. Pozostaje mieć nadzieję, że pójdzie im lepiej niż wczoraj.
Zeszłam na dół i udałam się na hotelowy taras. Słońce wschodziło, rzucając ciepłe promienie na moją zaspaną twarz. Przymrużyłam oczy i przez nieuważność, wpadłam na kogoś.
—Wybacz— powiedział mężczyzna po angielsku, jednak ze słyszalnym, francuskim akcentem.
—Benjamin Lecomte— dodał i wyciągnął dłoń w moją stronę.
—Liliana Szczęsna— podałam mu rękę i uśmiechnęłam się delikatnie.
Był wysokim, przystojnym blondynem. Onieśmielał mnie sposób, w jaki na mnie patrzył.
—Jak ci się podoba w Paryżu? To moje rodzinne miasto— zapytał, a ja próbowałam się nie roześmiać. Miał w sobie, typowy dla francuzów, sposób bycia. Grałam wiele koncertów w Paryżu, znałam to miejsce, jak własną kieszeń.
—Jest pięknie— odparłam i usiadłam na jednym z wiklinowych krzeseł. Benjamin pożegnał się ze mną i wyszedł z tarasu.
—Już wymieniasz naszą biedną Krysię?— usłyszałam kpiący głos Bednarka. Odwróciłam w jego stronę głowę i ujrzałam jego rozbawione spojrzenie.
—Och żartuję tylko, słyszałem wczoraj wasze jęki— dodał, a ja odkaszlnęłam niezręcznie. Chłopak zerknął na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Nagle wytrzeszczył oczy i pokręcił z niedowierzaniem głową.
—Chryste, to też miał być żart, nic nie słyszałem, ale po twojej reakcji...— zaczął, ale szybko mu przerwałam.
—Stop, ta rozmowa zaszła za daleko— powiedziałam, ale uśmiechnęłam się do niego. Lubiłam go, był miły i zawsze uśmiechnięty.
—Swoją drogą, dlaczego nie śpisz?— zmieniłam temat, by pozbyć się tej niezręcznej ciszy.
—Wiesz, ciężko spać po tym, co wczoraj zrobiliśmy— odparł, a jego humor momentalnie uległ zmianie.
—A ty?— spytał i spojrzał na mnie. Kurwa, że też nie mogłam znaleźć lepszego tematu niż bezsenność
—Zmiana czasu— odpowiedziałam wymijająco.
—Nie nabierzesz mnie na to, tyle podróżowałaś, że twój organizm na pewno szybko się adaptuje, ale jak nie chcesz, to nie mów— wzruszył tylko ramionami i wstał z krzesła.
—Chodź zjemy coś, wszyscy martwią się o twoje zdrowie, faktycznie jesteś bardzo chuda. Nie możesz żywić się jedynie miłością Krychowiaka— zażartował, ale ja tylko przewróciłam oczami. Również wstałam i bez słowa udałam się w stronę restauracji. Była już otwarta, ale na samym jej końcu, siedział jedynie Brzęczek, pogrążony w myślach i z kubkiem kawy w dłoni.
Janek poszedł nałożyć sobie jedzenie, a ja podeszłam do ekspresu i zaparzyłam sobie czarną kawę, od zawsze stawiała mnie na nogi.
—Dzień dobry— powiedziałam i dosiadłam się do trenera.
—O cześć Lili, myślałem że tylko ja nie mogę spać— wyraźnie ucieszył się na mój widok.
—Janek, no proszę! Zazwyczaj wstajesz ostatni— skomentował, gdy chłopak dosiadł się do stolika.
—Oglądałaś mecz?— zagadnął, a ja upiłam łyk ciemnego napoju.
—Tak, ale chociażby po humorach chłopców można było domyślić się wyniku— odpowiedziałam i spuściłam wzrok na swoje kolana.
—Za kilka dni, pierwszy mecz w Warszawie, trzeba zacząć na nowo— stwierdził, a Janek jedynie pokiwał głową.
Siedzieliśmy w przyjemnej ciszy i obserwowaliśmy, jak uśmiechnięci Francuzi wchodzą do restauracji. Mieli z czego być dumni, zagrali naprawdę dobry mecz.
Po chwili zaczęli schodzić się również Polacy, w nieco gorszych nastrojach. Przysiadali się do nas i rozmawiali, a atmosfera powoli się poprawiała.
Ciągle nie było jednak Grzegorza, zaczęłam się martwić. Wstałam od stołu i szybkim krokiem udałam się do naszego pokoju. Niestety, tuż przed nim zastałam niepokojący widok. Grzegorz trzymał za koszulkę klubową Benjamina, poznanego przeze mnie dzisiejszego ranka. Przyciskał go do ściany i mówił coś z zaciśnięta szczęką.
—Grzegorz!— podniosłam głos i momentalnie znalazłam się przy nich. Mężczyzna warknął coś jeszcze po francusku, czego nie zrozumiałam i puścił wystraszonego zawodnika. Spojrzałam na niego wściekła i rozłożyłam pytająco ramiona.
—Widziałem was z balkonu, rozmawiałaś z nim, a później z Bednarkiem. Jemu też mam coś do powiedzenia— rzucił i skierował się w stronę windy. Zatrzymałam go gwałtownie.
—O czym ty mówisz? Nie możesz się tak zachowywać!— mój głos aż drżał z emocji. Przystawiłam sobie rękę do czoła i pociągnęłam chłopaka do środka pokoju.
—Posłuchaj, to była zwykła rozmowa. Zachowujesz się, jak jakiś nienormalny, co ty w ogóle mówisz, ty...— zaczęłam spokojnie.
Przerwał mi jego nagły uścisk na mojej szyi. Przyszpilił mnie do ściany za mną, trzymając mnie mocno za gardło. Otworzyłam usta, by nabrać więcej powietrza i wydałam z siebie cichy jęk bólu.
—No dalej! Mów kurwa dalej!— wykrzyknął, po czym puścił mnie i wyszedł z pokoju. Stałam jeszcze chwilę oszołomiona i zjechałam plecami po ścianie. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
***
Leżałam na łóżku i przeglądałam jakieś kolorowe czasopisma. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili stanął przede mną Grzesiek, w rękach trzymał bukiet białych lilii. W jego oczach tliła się niepewność, wstałam powoli i bez chwili namysłu przytuliłam się do niego.
—Ja nie chcę, żebyś tak mnie traktował— odezwałam się i pociągnęłam nosem. —Nie chcę, żebyś zachowywał się, jak mój ojciec— szepnęłam i mocniej chwyciłam jego koszulkę.
—Wiem— szepnął i pocałował mnie w czoło.
—Nie możesz taki być— pokręciłam głową i oderwałam się od niego. —Nie możesz mnie teraz ranić, nie ty— dodałam i przyjęłam od niego bukiet.
—Wiem— powtórzył i usiadł na białej pościeli. —Zaraz wyjeżdżamy, spakowałaś się?— odezwał się, na co tylko pokiwałam głową.
—Może ja zostanę jakiś czas w Warszawie?— powiedziałam cicho. Chłopak wytrzeszczył na mnie oczy i momentalnie spojrzał w moją stronę. Spodziewałam się takiej reakcji.
—Co?— zdziwił się, wciąż uważnie na mnie patrząc.
—Zostałabym, aż kolejny raz tam wrócicie i wtedy znowu będę jeździła z wami— plątałam się zestresowana. Nie byłam pewna, czy zrozumiał, o co właściwie mi chodzi.
—Ale wtedy nie byłabyś z nami przez...— zaczął i zastanowił się chwilę. —Dwa tygodnie!— podniósł głos, a ja dojrzałam wyraźną złość na jego twarzy.
—Może to i dobrze, damy sobie chwilę oddechu— wzruszyłam ramionami, mimo że aż drżałam z emocji.
—Jeżeli to jest to, czego chcesz— powiedział już nieco spokojniej, jednak dało się wyczuć jego niezadowolenie.
—To pozwolę ci na to, tylko obiecaj mi, że nie wrócisz do nas, tak rozbita, jak ostatnim razem— dokończył i spojrzał na mnie poważnie.
—Obiecuję, przecież będę z Mariną— odparłam i chwyciłam za rączkę swojej walizki. Razem wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się na dół. Podeszliśmy do Roberta i długo z nim rozmawialiśmy. Zaraz później dołączył do nas Wojtek, Grosik i Janek. Staliśmy wszyscy razem i rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Było przyjemnie, będzie mi trudno ich zostawić.
CZYTASZ
golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction- Liliana- usłyszałam delikatny głos chłopaka. Moje imię w jego ustach brzmiało tak dobrze. To sprawiało, że nie nienawidziłam już się tak bardzo. - Najdroższa, spójrz na mnie- dodał łamiącym się głosem. Otworzyłam oczy, ujrzałam go, z bukietem lili...