dzieci, które przypominają roboty

381 14 0
                                    

—Chcę się z nią spotkać— wypaliłam nagle, zwracając się w stronę Wojtka.

—Co?—zapytał, ale podejrzewam, że doskonale wiedział, o co mi chodzi. Czułam, że jeżeli mam zostawić za sobą przeszłość, to muszę się wreszcie z nią zmierzyć, wyjaśnić kilka spraw i porzucić siebie z przeszłości, niezależnie od tego, jak bolesne mogłoby się to okazać.

Mój brat spojrzał mi głęboko w oczy, jakby szukając w nich jakiegoś zwątpienia. Patrzyłam na niego, pewna swoich słów. Mężczyzna westchnął ciężko i spuścił wzrok, jednak po chwili ponownie zerknął na mnie i kiwnął tylko głową. Skierowałam się w stronę łazienki i wyciągnęłam swoją kosmetyczkę. Mam zamiar pokazać matce, jak silna teraz jestem, nawet jeżeli będzie to ode mnie wymagało udawania przez całe te spotkanie. Nie stanowiło to dla mnie wyzwania, przez całe swoje życie coś udawałam.

Na swoją bladą skórę nałożyłam podkład i korektor. Wklepałam wszystko gąbeczką i wykonturowałam twarz. Podkręciłam swoje rzęsy zalotką i użyłam tuszu. Usta obrysowałam konturówką i pomalowałam krwistoczerwoną szminką. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, czegoś mi jeszcze brakowało. Nałożyłam rozświetlacz na swoje kości policzkowe i w kąciki oczu. Idealnie. Nareszcie poczułam się równie pięknie, jak wtedy gdy o mój wygląd dbał cały sztab ludzi.

Weszłam do sypialni i założyłam czarną, krótką sukienkę, która odsłaniała moje ramiona i podkreślała piersi. Z szafy wyciągnęłam czarne buty z ćwiekami i włożyłam je na nogi. Spojrzałam w duże lustro naścienne. Skrzywiłam się na widok swoich chudych rąk. Narzuciłam na siebie czarną ramoneskę z błyszczącego materiału.

Wyszłam z pomieszczenia i stanęłam przed Wojtkiem i Grześkiem, którzy o czymś zawzięcie rozmawiali. Grzesiek zobaczył mnie i wytrzeszczył na mnie oczy.

—Wow, wyglądasz...wow— wymamrotał, a ja zaśmiałam się nerwowo. Mój brat pokiwał tylko głową i uśmiechnął się do mnie ciepło.

—Chcesz jechać teraz?— zapytał zdziwiony, a ja pokiwałam szybko głową. Nie zasnęłabym dzisiaj z myślą, że jutro mam zobaczyć ją.

Wsiedliśmy do samochodu i wyruszyliśmy. Właściwie, to było mi trochę żal Mariny, która ponownie została sama. Cała nasza trójka, swoje dzieciństwo spędziła na małej wsi, pod Warszawą. Przemierzaliśmy osiedla metropolii, aż w końcu opuściliśmy zatłoczoną Warszawę. Zaczęłam powoli poznawać miejsca, jakie mijaliśmy. Były, jak zatarte wspomnienia, jak dokumenty na które niegdyś wylało się kawę i nie można już poznać, czego dotyczyły. Tym były dla mnie rodzinne strony.

Dojechaliśmy na koniec jakiejś leśnej drogi, dalej została już tylko piaskowa ścieżka, prowadząca do kilku zapuszczonych domów. Wyszliśmy bez słowa z auta, właściwie to całą drogę pokonaliśmy w ciszy, zupełnie jakby słowa mogły wyrządzić nam jakąś krzywdę.

—Może to nie jest dobry moment, aby to mówić, ale wyglądasz kurewsko zajebiście— wymruczał mi do ucha Grzesiek. Chwyciłam go za rękę i pocałowałam go mocno w usta.

—Potrzebuję trochę twojej odwagi— mruknęłam i ponownie poczułam jego usta na swoich.

Dopiero ciche kaszlnięcie mojego brata oderwało nas od siebie. Cieszę się, że Grzegorz pojechał z nami. Jego miłość do mnie, potrafiła mnie uratować w każdej sytuacji. Ja również darzyłam go tym uczuciem, ale ciężko było mi je czasem wypowiedzieć słowami. W domu nie zaznałam miłości, ciężko było mi o niej mówić, lubiłam odpychać od siebie ludzi, krzywdzić się tym. Jednak Grzegorz był tego świadomy i po prostu ze mną był, choćbym krzyczała, że go nie chcę, on wiedział, że potrzebuję go najbardziej na świecie.

Po mojej drugiej stronie pojawił się Wojtek, spojrzeliśmy na siebie ze spokojem i ruszyliśmy przed siebie, zupełnie jak w paszczę lwa. Każde drzewo, każdy krzew skrywał w sobie wspomnienia, każde miejsce miało w sobie część tajemnicy jakie skrywaliśmy.

Doszliśmy do małego domku, obdrapany tynk i zawalający dach, przypomniał mi każdą chwilę, jaką tu spędziłam. Przymknęłam na chwilę oczy, jednak nie pozwoliłam sobie, by zaplątać się w sieć bolesnych wspomnień. Nie to było celem naszej podróży.

—Jestem z tobą, Lili— zwrócił się do mnie Wojtek. Tak banalne słowa, tak oklepane, a tak ważne stały się dla mnie w tym momencie.

Przekroczyliśmy furtkę i zapukaliśmy do obdrapanych i dygoczących drzwi. Dopiero teraz poczułam stres. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął niewysoki mężczyzna z zamglonym spojrzeniem, w obszarpanych ubraniach i z licznymi zadrapaniami na twarzy. Nasz ojciec, człowiek który zgotował nam piekło, teraz stał przed nami, jak gdyby nigdy nic, patrząc na nas ze zmarszczonymi brwiami. Poznał nas, widziałam to po jego oczach. Nie bałam się już go, po obu moich stronach stało dwóch mężczyzn przewyższających go wzrostem i gotowych mnie obronić. Uczucie spokoju jakie czułam, dało mi władzę. Po raz pierwszy, stojąc przed moim ojcem, nie bałam się.

—Wyjdźmy na ogród— wymamrotał i zachwiał się, wychodząc z domu. Śmierdział, jak zawsze i był pijany, ale to nie była żadna nowość. Przynajmniej można było się z nim w miarę normalnie porozumieć, co z kolei nie było już tak oczywiste.

Poszliśmy za nim i usiedliśmy na metalowych ławkach. On siedział naprzeciwko nas. Grzegorz nie puścił mojej dłoni nawet na chwilę. Nagle, przy naszym ojcu znalazła się matka. Patrzyła na nas z niepokojem, ale usiadła przy ojcu.

—Wy jesteście razem?— zapytała kobieta, patrząc na nasze splecione dłonie. Nie zamierzałam jej odpowiadać i była bezczelna, jeżeli sądziła, że chciałam to zrobić.

—Zawsze chciałem, by moje dzieci były posłuszne, tak jak mój ojciec chciał, bym ja taki był. Jednak, gdy go poznałaś, to stało się o wiele trudniejsze. O wiele trudniejsze stało się złamanie cię, Liliano— odezwał się w końcu ojciec, pochylając się lekko przed siebie. Domyśliłam się, że chodziło mu o Grzegorza. Wyglądał na zamyślonego, a na jego twarzy widniał grymas.

—Dlaczego nam to zrobiłeś? Wiesz, co ja teraz przeżywam? Wiesz, że każdej nocy, śni mi się to wszystko? Wiesz, że mam problem z zaufaniem? Wiesz, że boję się każdego silnego dotyku? Dlaczego nam to zrobiłeś? Tylko to chcę wiedzieć— wyrzuciłam z siebie, czując jakby ktoś odpiął właśnie od mojej nogi jakąś ciężką kulę, która ciążyła tam od lat.

—Zawsze chciałem mieć posłuszne dzieci, które wracają do domu, nie spóźniając się, ani minuty. Dzieci, które bardziej przypominałyby roboty, niż ludzi. Później zacząłem jeszcze pić i tak siedzę w tym domu, od wielu lat, jakbym był jedynie jego duchem— odparł i ukrył twarz w dłoniach. To mi chyba wystarczyło, nie potrzebowałam niczego więcej.

—A ty...— zaczęłam, zwracając się do matki. —Nienawidzę cię całym sercem, jesteś zwykłą kurwą— powiedziałam z obrzydzeniem w głosie i wstałam z ławki. Nie czekając na nikogo i na nic, wyszłam z tego przeklętego podwórka.

Skierowałam się w drogę powrotną, długo jeszcze słyszałam głośny i pretensjonalny głos Wojtka. Grzegorz wyszedł tuż za mną, zostawiając chłopaka samego z naszymi rodzicami, by teraz to on mógł powiedzieć im wszystko, co tłumił w sobie przez tyle lat.

Wreszcie czułam się wolna, zostawiłam wszystko co złe, za furtką tego domu. Pora zostawić demony przeszłości za sobą.

golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz