piękne miejsce na śmierć

395 16 0
                                    

Siedziałam właśnie na plastikowym krzesełku, na włoskim stadionie. Zaciskałam nerwowo swoje palce, sprawiając że pojawiły się na nich zaczerwienienia. Do końca pierwszej połowy zostało zaledwie kilka sekund, a mecz wciąż pozostawał bezbramkowy.

Wraz z głośnym gwizdem sędziego, zawodnicy udali się do szatni. Ja szłam razem ze sztabem reprezentacji, nie chciałam przeszkadzać. Wszyscy weszli do szatni, a ja zostałam na zewnątrz. Sędziowie weszli chwilę później, nie przerywając swojej rozmowy. Wszyscy byli bardzo skupieni, przypominało mi to atmosferę, jaka panowała przed i w trakcie moich koncertów. Ten specyficzny rodzaj zdenerwowania i determinacji, wszystko po to by każda rzecz była dopięta na ostatni guzik.

Z braku innych zajęć, skierowałam się w stronę długiego korytarza, gdzie usiadłam na ławce. Nagle poczułam, jak telefon Wojtka zawibrował mi w kieszeni. Przed meczem dał mi go na przechowanie.

Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam napis Monika Szczęsna. Przymknęłam zmęczone oczy i wyłączyłam urządzenie. Byłam jednak ciekawa, jak często do niego dzwoniła, czy odbierał, o czym rozmawiali i najważniejsze, dlaczego Wojtek mi o tym nie mówił.

Moje rozmyślania przerwała rozmowa sędziów, którzy kierowali się w stronę boiska. To oznaczało, że druga połowa zaraz się rozpocznie.

—Tu jesteś, szukałem cię— podniosłam wzrok i dojrzałam ciemne tęczówki mojego brata.

Uśmiechnęłam się do niego niemrawo i wstałam. Nie chciałam go teraz niepokoić. Skierowaliśmy się w stronę boiska, patrzyłam uważnie jak chłopak zakłada swoje rękawice i wchodzi na murawę. Ja odwróciłam się na pięcie i weszłam do służbowej łazienki, po przyłożeniu swojego identyfikatora. Wrzask trybun docierał nawet tutaj. Drżącymi rękami odblokowałam telefon i weszłam w historię połączeń. Prawie upuściłam urządzenie, widząc trzy, kilkugodzinne rozmowy. Przyłożyłam rękę do swojej twarzy i pokiwałam z niedowierzaniem głową.

Byłam zła, co ja mówię, byłam wkurwiona. Czułam się oszukana. Niewiele myśląc, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Serce biło mi, jak młot.

—Wojtek?— jej głos wydobył ze mnie wiele bolesnych wspomnień, o których tak uparcie starałam się zapomnieć. Pociągnęłam nosem i starłam łzy z policzka.

—Czego ty od nas chcesz, dlaczego znowu próbujesz wszystko zepsuć?— wypłakałam i zagryzłam nerwowo wargę.

Przez chwilę w słuchawce dało się słyszeć jedynie nasze nierówne oddechy.

—Myślisz, że Wojtek naprawdę chce ci pomóc? Myślisz, że ktokolwiek chce ci pomóc? Głupiutka Lili— zacmokała, a mi głos uwiązł w gardle. Znowu poczułam się, jak mała dziewczynka.

—Otóż wyobraź sobie, że twój brat opowiada mi o wielu ciekawych rzeczach na twój temat, a ja niedługo zaniosę te informacje do gazet i wiesz co? Dostanę za to fortunę!— syknęła chłodnym głosem. Mój oddech gwałtownie przyspieszył, moim ciałem wstrząsnął głęboki dreszcz.

To nie mogła być prawda, Wojtek by mi tego nie zrobił, na pewno nie.

—Czy Wojtek o tym wie?— postanowiłam spytać, mimo że tak bardzo bałam się odpowiedzi.

—O wszystkim— odparła i się rozłączyła. Przyłożyłam sobie rękę do czoła i próbowałam opanować oddech.

Wdech, zatrzymanie i długi wydech. Powtarzałam sobie w głowie, jak mantrę. Zamknęłam się w kabinie i zjechałam plecami po ścianie. Oni nie mogą się dowiedzieć, nie mogą. O czym ona chce im powiedzieć? O tym, jak zniszczona jestem? Dlaczego ona wciąż chce zepsuć mi wszystko, co próbowałam budować przez te wszystkie lata.

Nie było już niczego, co mogłoby mnie uratować, przepadłam. Już nic się dla mnie nie liczyło. Wszystko mi się zepsuło, moje życie składa się z ciągłych, powtarzających się porażek, a największą jestem właśnie ja.

Nie hamowałam już łez, które cisnęły mi się do oczu, wstałam z zimnej podłogi i wyszłam z łazienki. Przemierzałam długi korytarz, aż doszłam do drzwi. Przyłożyłam identyfikator i znalazłam się na tyłach stadionu.

—Czy wszystko w porządku?— ochroniarz przyglądał mi się uważnie. Kiwnęłam tylko głową i szłam dalej przed siebie. Nie wiedziałam gdzie i po co, ulice Mediolanu były puste. Było późno, a większość mieszkańców była na meczu. Włosi żyli światem piłki nożnej.

Pociągnęłam smycz na swojej szyi, zostawiając na niej czerwony ślad. Było mi okropnie zimno, miałam na sobie jedynie koszulkę klubową i cienkie leginsy, na stadionie było o wiele cieplej.

Przede mną pojawiła się budowla, przypominająca wieżę. Podeszłam bliżej i zobaczyłam czerwony napis punkt widokowy. Weszłam schodami na samą górę, chłodny wiatr wiał mi w uszy i wyziębiał moje dygoczące ciało. Widok był piękny, cały Mediolan pogrążony w mroku. Obróciłam się w drugą stronę i ujrzałam stadion. Jego wrzawa była wręcz przytłaczająca.

Przymknęłam oczy i próbowałam uporać się z bólem, jaki teraz czułam. Nie potrafiłam opanować łez, które kaskadami spływały po moich policzkach. Cichy jęk bólu wydobył się z moich ust. Zapragnęłam nie czuć, nie żyć, chciałam żeby to wszystko się skończyło. Otworzyłam oczy i zerknęłam w dół, to tylko krótka chwila strachu i po wszystkim. Skarciłam się za tę myśl, miałam przecież dla kogo żyć. Chociaż, czy naprawdę miałam? Czułam się tak cholernie zraniona, oszukana i pewnie już dawno rzuciłabym się pod rozpędzone auto, gdyby nie on. Tylko Grzegorz trzymał mnie przy życiu, jednak jeżeli oszukała mnie jedna bliska osoba, czy mogłaby to zrobić i druga?

Zapłakałam żałośnie, opierając ręce na barierkach przede mną. Spojrzałam na kości na swoich rękach, odznaczające się na skórze. Pokręciłam głową w obrzydzeniu do samej siebie. To ja się do tego doprowadziłam, co z tego że inni mnie krzywdzili, skoro sama traktowałam się o wiele gorzej. Doprowadziłam się na skraj wytrzymałości, pozbawiłam się zdrowia, a wszystko to, przez ból jaki czułam. Nie byłam w stanie poradzić sobie z tym, jak się czułam. To wszystko było dla mnie już zbyt wiele.

Pociągnęłam nosem i przyłożyłam sobie rękę do bijącego serca. Jego tempo było znacznie przyspieszone. Pozostało mi zadać sobie pytanie, po co i dla kogo tak naprawdę biło.

Nie dane mi było jednak długo się nad tym zastanawiać, świat zawirował mi przed oczami, a pod nogami straciłam grunt. Pozostała jedynie ciemność i mój urwany, ciężki oddech. To takie piękne miejsce na śmierć.

golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz