zraniłaś go swoim odejściem

338 12 2
                                    

Siedziałam właśnie spokojnie na kanapie, w mieszkaniu Mariny i Wojtka. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że ja i Grzegorz zostaniemy tu, na czas kolejnej przerwy w meczach. Byłam sama, Marina pojechała z Wojtkiem do ginekologa, a Grzegorz musiał pojechać na rehabilitację drobnej kontuzji, której nabawił się w trakcie jednego z meczy.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, więc naiwnie myśląc, że to któreś z moich współlokatorów wróciło, podniosłam się z kanapy i poszłam otworzyć. Przede mną stała bardzo wysoka kobieta. Miała na sobie krótką, skórzaną spódniczkę w kolorze brudnego różu i tego samego koloru marynarkę, która kończyła się w talii. Jej duże piersi podkreślone były szerokim dekoltem, a długie nogi ubrane były w kozaki za kolano. Jednym słowem, wyglądała pięknie, a ja w swoim szarym dresie...no cóż. Nawet kolor jej włosów i szminki zdawał się idealnie do siebie pasować. Od razu ją rozpoznałam, w progu mieszkania stała Celia, we własnej osobie i przyglądała mi się ze zmarszczonymi brwiami.

—Mogę wejść?— przerwała panującą między nami ciszę. Przepuściłam ją w drzwiach i skierowałam się w stronę salonu.

Kiwnęłam głową w stronę kanapy, dając jej znak, by usiadła. Była naprawdę ładną kobietą.

—Sporo o tobie wiem. Nie ukrywam, że kiedyś namiętnie słuchałam twojej muzyki— zaczęła po angielsku, jednak ze słyszalnym, francuskim akcentem.

Nadal się nie odezwałam, nie bardzo rozumiałam, do czego właściwie zmierza, ale chyba byłam zbyt zestresowana tą sytuacją, aby o to zapytać. Tyle razy wyobrażałam ją sobie, tyle razy śniła mi się w ramionach Grzegorza, a teraz siedzi tuż przy mnie.

—Chociażby ze względu na to, zasługujesz by wiedzieć, jaki jest Grzegorz— na dźwięk jego imienia, w jej ustach, spięłam się nieznacznie i poczułam nagły przypływ odwagi.

—Myślę, że znam go znacznie lepiej i dłużej— przerwałam jej, próbując zachować spokój.

—Nasza krótka, lecz intensywna znajomość polegała głównie na korzyściach fizycznych. Trudno byłoby mi powiedzieć, że cię nie kocha, ponieważ z niezrozumiałych dla mnie powodów, darzy cię jakimś uczuciem. Zresztą często o tym wspominał — kontynuowała, nie zwracając uwagi na moje wcześniejsze słowa. Słuchałam jej uważnie, wyłapując każde jej spojrzenie i najdrobniejszy gest.

—Jednak chyba zraniłaś go swoim odejściem tak mocno, że nigdy się po tym nie pozbierał. Spotkałam się z nim, po meczu, we Francji— powiedziała, chyba oczekując mojego zdziwienia.

—Przespałam się z nim wtedy, Liliano. Pomyślałam, że może jesteś warta tego, by wiedzieć, zrób z tą wiedzą, co zechcesz— dodała, a mnie aż zmroziło.

Nie czekając na nic, co powiem, wstała i wyszła z mieszkania. Siedziałam na kanapie, jak sparaliżowana, odtwarzając w głowie to, co przed chwilą usłyszałam. Na drżących nogach skierowałam się w stronę sypialni. Zaczęłam grzebać nerwowo po szafkach, przewracając wszystko, co w nich było. Białe opakowanie pojawiło się przed moimi oczami, a ja odetchnęłam z ulgą. Wyciągnęłam z niego trzy, niebieskie tabletki i połknęłam na raz. Wróciłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki wino. Odkorkowała je i zaczęłam pić duszkiem. Nie kontrolowałam swoich ruchów, wszystko robiłam bez emocji i jakichkolwiek uczuć.

Czułam się pusta, byłam taka. Zupełnie, jak butelka wina, która teraz wylądowała w koszu. Moje największe obawy, moje lęki, właśnie się spełniły. Coś, czego tak bardzo się bałam – odrzucenie.

Poczułam, jak robi mi się słabo, wiedziałam że łączenie alkoholu z lekami na uspokojenie może być śmiertelnie niebezpieczne. Wiedziałam, że nie powinnam była tego robić, że to może mnie zabić. Prawda była jednak taka, że było mi wszystko jedno. Z tą myślą osunęłam się na ziemię i zamknęłam oczy, z nadzieją, że nie otworzę ich już nigdy więcej.

Grzegorz's pov

Wracałem właśnie z gabinetu Maćka i zobaczyłem Wojtka z Mariną, w progu wieżowca. Przyspieszyłem kroku i dotknąłem przyjaciela za ramię.

—O Grzesiek, znamy już płeć!— wykrzyknął podekscytowany i z dumą pokazał mi małą, dziecięcą czapeczkę w błękitnym kolorze.

—Gratulacje, stary— powiedziałem i poklepałem go po plecach.

Oboje byli tacy szczęśliwi, mam nadzieję, że ja i Liliana też doczekamy się takiego szczęścia.

Podeszliśmy do windy, która otworzyłam się, a w środku dostrzegłem kobietę. Kobietę z którą spędziłem sporo czasu, wyobrażając sobie zupełnie inną osobę, która teraz czekała na mnie w mieszkaniu Wojtka.

—Celia...— wydusiłem w szoku.

—Nie martw się, ona zna już całą prawdę— odparła zadowolona i wyszła, nie patrząc na nas i kręcąc biodrami.

Nogi mi się ugięły i musiałem aż oprzeć się o ścianę przy mnie, analizując jej słowa. Przymknąłem oczy i w błyskawicznych tempie znalazłem się w windzie. Marina i Wojtek stali przy mnie, wpatrując się w podłogę. Jazda windą zdawała się trwać całe wieki.

Drzwi windy otworzyły się, a ja wybiegłem z niej szybko i dotknąłem klamki od drzwi mieszkania. Otwarte. Wszedłem do środka, chciałem krzyknąć do dziewczyny, żeby przyszła do mnie, porozmawiała ze mną, ale widok jaki zastałem w kuchni połamał moje serce na miliony kawałków.

Liliana leżała na podłodze, a strużka krwi leciała po jej przechylonym policzku. Nie ruszała się, wyglądała, jakby nie żyła. Potrząsnąłem głową, by pozbyć się tej myśli z głowy.

Usłyszałem za sobą rozpaczliwy krzyk, Wojtek upadł na kolana, wpatrując się w bezwładne ciało dziewczyny. Żona mężczyzny rozmawiała przez telefon, zadzwoniła po pogotowie. Jako jedyna z nas myślała trzeźwo.

Bałem się podejść do dziewczyny, ale zacząłem stawiać wolne kroki w jej stronę. Uklęknąłem przy niej i z duszą na ramieniu nachyliłam głowę do jej ust. Prawie niewyczuwalny oddech smagał mój policzek. Odetchnąłem głęboko i chwyciłem Lilianę za zimną dłoń, była bardzo blada.

W pokoju panowała całkowita cisza, przerwana dopiero przez syreny karetki, podjeżdżającej pod dom. Marina wyszła z mieszkania, po to tylko, by za chwile wrócić razem z ratownikami.

Czułem, jak moje ciało się poddało, jakby nagle zabrakło w nim tlenu, a krew przestała krążyć. Nie miałem już po co wstawać z tej cholernej podłogi.

Liliana została przeniesiona na nosze i wyniesiona z mieszkania. Ratownik rozmawiał z Mariną, ja nadal klęczałem na podłodze. Wojtek również siedział na zimnej posadzce i patrzył w przestrzeń, jego wzrok był przeraźliwie pusty. Nie mogłem patrzeć na niego w tym stanie. Odwróciłem wzrok i chwyciłem się za klatkę piersiową. Z moich ust wydobył się żałosny jęk, który odebrał mi resztki godności, o którą wcale wtedy nie dbałem. W moich oczach stanęły łzy, a moim ciałem wstrząsnął szloch.

Nie mogłem pozbyć się widoku miłości mojego życia, która wyglądała, jakby zaraz miała wydać ostatnie tchnienie. Kobiety, której poświęciłem całe swoje życie, którą kochałem ponad wszystko na tym pokręconym świecie.

Nie chciałem płakać, ale słone łzy cisnęły się do moich oczu, zasłaniając mi pole widzenia.

—Weźcie się w garść, musimy do niej jechać— głos Mariny wypełnił pomieszczenie.

Wstałem powoli z kolan i podszedłem do Wojtka, podając mu dłoń. Ujął ją i wstał z moją pomocą. Przytuliłem się do niego i poklepałem po plecach. Jak za dawnych lat, gdy pocieszaliśmy się, po przegranych meczach, przestrzelonych lub nieobronionych bramkach.

Nie chcę nawet myśleć, co by było gdybyśmy wrócili godzinę później. Być może nie byłoby już Liliany, a jeżeli nie byłoby jej, to nie byłoby również mnie. Nie byłoby nas.

golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz