potrafisz kochać, Wojtek

392 14 0
                                    

Nikt nigdy nie udowodnił mi, że jestem coś warta, a przynajmniej nie wtedy, gdy naprawdę tego potrzebowałam. Portale plotkarskie prześcigały się w analizowaniu mojej urody. Każdy skrawek mojej skóry był dogłębnie oceniany. Byłam pod ciągłą presją tego, jak powinnam wyglądać.

Jednak, gdy byłam mała, nikt nie udowodnił mi, że jestem ważna, że warto mnie kochać, więc trwałam w przeświadczeniu, że nadaję się jedynie do wypełniania obowiązków i wyżywania się na mnie. Bardzo długo wierzyłam, że kochać mnie można, jedynie z litości.

Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Grzegorza. Doskonale widział, jak potłuczona była moja dusza. Zupełnie, jak szklanka, której ostre brzegi ranią każdego, kto jej dotknie. Grzegorz wielokrotnie poranił się, próbując mnie naprawić, a mimo to, nigdy nie przestał o mnie walczyć.

W mojej głowie pojawiły się wspomnienia zeszłego wieczoru, a przed oczami widziałam przestraszone spojrzenie mężczyzny. Nie był to przyjemny widok i wywoływał we mnie niepokój.

Stałam właśnie w łazience, nakładając kolejną warwę korektora na czerwone ślady na mojej szyi. No cóż, lepiej nie będzie. Przypudrowałam wszystko i spryskałam obficie sprejem utrwalającym. Swoje włosy rozpuściłam i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Ślady stały się zupełnie niewidoczne, wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na łóżku, przy Grześku. Oglądał coś na laptopie ze skupieniem, a ja przybliżyłam się do niego i dotknęłam ustami jego szyi. Mężczyzna wciągnął głośno powietrze, zupełnie jakby dopiero teraz mnie zauważył. Odłożył urządzenie na pościel i pocałował mnie w usta.

Jego wzrok zjechał na moją szyję, dotknął delikatnie miejsca, które zakryte było pod warstwą makijażu. Musiałam to ukryć, Wojtek zrobiłby z tego większą aferę, niż to wszystko warte.

—Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że...— zaczął, ale szybko mu przerwałam.

—Nie musisz niczego mówić, nie musisz mi się z tego tłumaczyć— zapewniłam, ale moje słowa widocznie nie zadowoliły Grzegorza.

—Właśnie o to chodzi, Liliana. Powinnaś być na mnie zła, wkurwiona— powiedział i dotknął dłonią mojego policzka. —Dokładnie tak, jak ja jestem na siebie—dodał i spojrzał mi w oczy.

Westchnęłam tylko i odnalazłam ustami jego miękkie wargi. Ten pocałunek był o wiele bardziej intymny, delikatniejszy. Uśmiechnęłam się do chłopaka i patrzyłam, jak ponownie kładzie się na łóżku z laptopem na kolanach. Wyszłam z sypialni i zobaczyłam mojego brata, który siedział na krześle z telefonem w dłoni.

—O, dobrze że jesteś!— krzyknął i poderwał się w moją stronę. —Który lepszy?— spytał, pokazując mi stronę z wózkami dla dzieci. Ja jednak z większym zaangażowaniem patrzyłam na samego Wojtka.

—Kto by pomyślał— wymamrotałam do siebie z uśmiechem. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego i spełnionego.

Mój brat zerknął na mnie pytająco i powrócił do przeglądania różnych kolorów modelu wózka, który najwyraźniej najbardziej wpadł mu w oko. Marina pojechała do swoich rodziców, przekazać im wiadomość o ciąży, więc przez cały dzień, byliśmy zmuszeni jeść to, co gotował Wojtek, nie była to najbezpieczniejsza opcja, ale była również jedyna.

—Myślisz, że będę dobrym ojcem?— zapytał nagle, przenosząc na mnie wzrok. Zatkało mnie, nie potrafiłam mu odpowiedzieć, ponieważ sama zadawałam sobie wielokrotnie to pytanie. Czy jeżeli kiedyś zostanę mamą, będę potrafiła okazać dziecku miłość, jakiej sama nie otrzymałam?

—Myślę, że tak. Widzę, jak traktujesz Marinę, potrafisz kochać, Wojtek— powiedziałam spokojnie, by nie potęgować jego niepewności.

Dostrzegłam spokój, jaki wpłynął na jego twarz. Wiedziałam, że chciał to usłyszeć, znaleźć zaprzeczenie swoich obaw.

Już jutro wyjeżdżamy do Londynu, właściwie to, mimo że głupio było mi to przyznać, to cieszyłam się. Zdążyłam zatęsknić już za zawodnikami reprezentacji i przygodami, jakie mnie z nimi spotykały. Nie ważne, dobre czy złe, ważne że wreszcie decydowałam o tym, co się ze mną działo, albo przynajmniej mi się tak wydawało. Nareszcie żyłam poza tą złotą klatką, w której trwałam tyle lat.

Podeszłam do Wojtka i zajrzałam mu przez ramię, był jednak zbyt zajęty oglądaniem ubranek dla dzieci, by zwrócić na mnie uwagę. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, widząc jego rozczulone spojrzenie. Ciekawe jakim ojcem byłby Grzegorz, czy w ogóle chciałby być ojcem?

*** kolejny dzień

—Wykończą mnie te wasze wyjazdy— powiedziała Marina, ścierając łzy ze swoich policzków. Właściwie, to bawiła mnie tak znajoma sceneria tej sytuacji. Wyściskała nas wszystkich i pożegnała z nami. Chwyciłam Grześka za rękę, gdy wsiadaliśmy do windy.

—Co tam masz?— zapytał nagle Wojtek i wskazał palcem na moją szyję. Zmarszczyłam brwi ze zdziwieniem i zerknęłam w lustro, na ścianie windy. Pospiesznie nałożony korektor starł się w jednym miejscu, ukazując kawałek zaczerwienionej skóry. Czułam, jak ciało Grzegorza spina się momentalnie.

—No co ty, stary? Twoja żona nie może liczyć na malinki?— zaśmiał się nerwowo, a poważny wzrok mojego brata zmienił się na bardziej pobłażliwy.

Odetchnęłam z ulgą i zerknęłam na Grześka. Ścisnął tylko moją rękę i pociągnął mnie za sobą, gdy winda się otworzyła.

Zeszliśmy na podziemny parking i wsiedliśmy do taksówki. Jechaliśmy przez ulice Warszawy, był wczesny ranek, słońce dopiero wschodziło nad horyzont miasta. Oparłam głowę o szybę i poczułam przyjemne uczucie ekscytacji. Otworzyłam swoją torbę i zerknęłam do środka. Wzięłam go. Być może uda mi się nawet coś napisać. Mimo wszystko, kiedyś wrócę na scenę muzyczną, a głupio byłoby to robić, bez żadnej płyty lub chociaż jakiejś marnej piosenki.

Żadne z nas się nie odezwało, chłopcy byli okropnie zaspani, a gdy wysiadaliśmy z pojazdu, o mało nie potknęli się o wysoki krawężnik.

—Pomogłabyś, a nie się śmiejesz— powiedział Grzesiek z udawaną pretensją w głosie. Wojtek ziewnął głośno i chwycił za swoją walizkę, którą wyciągnął z bagażnika.

Wsiedliśmy do autokaru w ciszy, wszyscy spali na siedzeniach ze słuchawkami w uszach. Poszliśmy, jak zawsze na sam tył i usiedliśmy przy śpiącym Robercie i Kamilu.

W trakcie jazdy na lotnisko, byłam chyba jedyną osobą, oprócz kierowcy, która nie spała. Gdy byliśmy już na lotnisku i przeszliśmy wszystkie procedury, wsiedliśmy do samolotu. Chłopy nie potrzebowali dużo czasu, by ponownie zapaść w sen. Czasami się zastanawiałam, jak wiele oni mogą spać. Ja wykorzystałam lot na słuchanie muzyki na słuchawkach, a w połowie lotu wyciągnęłam swój czarny notes, otwierając na jednej z pustych stron.

Przymknęłam oczy, wsłuchując się w spokojne dźwięki sweather weather. Słowa same zaczęły spływać mi do głowy. Notowałam je szybko, co jakiś czas nucąc sobie rytm, który pasował mi do słów. Wyjrzałam za okno, spoglądając na chmury. Nagle poczułam dłoń na swoich biodrze. Spojrzałam na Grzegorza, wpatrywał się we mnie zaspany.

—Prześpij się— powiedział cicho i przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu i skupiłam się na dotyku mężczyzny.

Zasnęłam w jego ramionach, wciąż słuchając cichej muzyki w słuchawkach. 

golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz