chciałbym umrzeć z miłości

369 12 0
                                    

 —Grzegorz, nie możesz załamywać się po jednym, przegranym meczu— tłumaczyłam, wchodząc do hotelowego pokoju. Mężczyzna nie odezwał się do mnie przez całą drogę powrotną z niemieckiego stadionu. Był zły, strasznie.

—Nie podchodź!— wykrzyknął, gdy próbowałam podejść do niego, siedzącego pod ścianą.

Zatrzymałam się gwałtownie, nie do końca pewna, co powinnam właściwie zrobić. Patrzyłam na niego niepewnie i splotłam palce za swoimi plecami. Po chwili, Grzegorz podniósł na mnie wzrok, ukazując załzawione oczy. Moje ciało mimowolnie się spięło, przestraszyłam się.

Podeszłam jednak do niego i uklęknęłam, biorąc jego twarz w swoje dłonie.

—Ostatnio jest we mnie tyle agresji...— powiedział i pokręcił głową, spuszczając wzrok. Wyglądał, jakby sam bał się tych słów, jakby mogły go w jakimś stopniu zranić.

Siedział teraz przede mną, załamany i przestraszony, niczym dziecko. Wbrew pozorom, było to dla mnie ważne. Przez całą drogę tutaj, nie dał po sobie nic poznać, a gdy zostaliśmy sam na sam, otworzył się, wypuścił swoje smutki na zewnątrz.

—Spokojnie— z braku innych słów, wypowiedziałam jedynie te denerwujące, krótkie słowo.

Siedzieliśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, nie chciałam go poganiać. Mieliśmy czas, tyle ile trzeba było. Istotnie, przez te pięć lat w chłopaku zebrało się znacznie więcej mroku, niż mogłam przypuszczać, ale nie szkodzi. Poradzimy sobie z tym.

—Nie jestem ostatnio sobą, nie wiem co się ze mną dzieję— wymamrotał i podniósł się z podłogi. Wyglądał na zagubionego, pewnie nie mniej, niż ja.

Grzesiek usiadł na łóżku i spojrzał na mnie smutno, usiadłam obok niego i objęłam go w pasie. Widziałam, jak bardzo przeżywał to wszystko, ale ja nie zamierzałam zostawić go samego. Byłam z nim, gdy był szczęśliwy, będę gdy jest smutny. Niech nawet przekieruje całą swoją złość na mnie, cokolwiek byle tylko poczuł się lepiej. Chciałabym zabrać choć odrobinę jego bólu, by te smutne oczy mogły zaświecić dla mnie na nowo. Tak, jak zawsze.

Ciche pukanie do drzwi przerwało nasz spokój. Wstałam otworzyć i zobaczyłam w progu mojego brata. Pokiwałam mu przecząco głową na znak, że to nie jest dobry moment na odwiedziny, ale ten tylko machnął ręką i wyminął mnie w drzwiach. Westchnęłam cicho i obróciłam się w stronę chłopaków.

—Grzesiu, kochany mój przyjacielu, chodź się ze mną najebać— powiedział Wojtek, na co podniosłam zdziwiona brwi.

—Ty już jesteś pijany— burknął Grzegorz i przewrócił oczami.

Wojtek nie musiał długo nas namawiać, byśmy zeszli razem z nim do hotelowego baru. Zamówiliśmy sobie drinki, Grzegorz poprosił jeszcze o czystą wódkę i piliśmy razem. Jeżeli alkohol, to żadne rozwiązanie, to dlaczego tak dobrze koił moje zmysły? Miałam swego rodzaju uraz do alkoholu, przez alkoholizm ojca, ale szybko dowiedziałam się, co właściwie widział w tym świństwie.

Długo siedzieliśmy przy barze, pijąc i rozmawiając o głupotach.

—Gorąco mi— mruknęłam i podniosłam zamglone spojrzenie na moich towarzyszy.

Niestety, Wojtek postanowił wrócić już do pokoju. Chociaż może to i lepiej, biorąc pod uwagę, jak chwiejnym krokiem się już poruszał. Ja wyszłam z Grześkiem do pobliskiego parku. Był właściwie tuż przy hotelu.

Nagle poczułam rękę na swojej dłoni i zostałam gwałtownie odwrócona. Grzegorz wpił się w moje usta, całując je mocno i szybko. Oddawałam pospiesznie jego pocałunki i dotknęłam go za policzek.

Oderwaliśmy się od siebie i usiedliśmy na ławce, ja położyłam głowę na kolanach chłopaka.

—Chciałbym umrzeć z miłości— powiedział nagle, a ja mruknęłam tylko cicho, próbując zignorować zawroty głowy. Naprawdę nieźle się spiliśmy.

—Wybacz, że nie poświęcam ci tyle, ile ty poświęcasz mnie— powiedziałam sennym głosem, prawie zasypiając.

—Jesteś warta każdej chwili, oddałbym wszystko, byś zawsze była szczęśliwa— powiedział, a ja przymknęłam na chwilę oczy. Nie otworzyłam ich już ponownie tamtego wieczoru.

***

Obudziłam się z nieprzyjemnym uczuciem ucisku na skroniach, mruknęłam niezadowolona i uchyliłam powieki. Byłam w łóżku, razem z Grzegorzem. Na jego twarzy widniał spokój, wyglądał pięknie, jedynie niewielki kosmyk włosów opadał mu na czoło. Zabrałam go delikatnie i założyłam za ucho chłopaka. To niesamowite, jak wiele od niego dostałam. Coś mi mówiło, że od samego początku byliśmy sobie pisani, na zawsze.

Był moim światłem, moim drogowskazem i moją ochroną. Wierzyłam, że z nim, nie może spotkać mnie nic złego, że tylko z nim jestem kimś, kto jest czegokolwiek wart.

Zwróciłam wzrok ku szafce nocnej, ale nie dostrzegłam tam mojego telefonu, był tam jedynie ten, należący do Grzegorza. Sięgnęłam po niego i zobaczyłam godzinę szóstą trzydzieści. Mimowolnie, mój wzrok zjechał na powiadomienie, widniało tam imię, które obijało się po mojej głowie od dawna. Imię, którego sam dźwięk, wprawiał mnie w złość. Celia.

Spotkajmy się, wiem że ona nie jest dla ciebie wystarczająca.

Napisane po angielsku słowa, nie straciły mocy jaką we mnie uderzyły. Odłożyłam urządzenie drżącymi dłońmi na szafkę i wstałam z łóżka. Skierowałam się do łazienki i dotknęłam swoich gorących policzków.

Wdech, zatrzymanie, wydech. Wdech, zatrzymanie, wydech. Przecież potrafię, przecież to nic trudnego, poradzę sobie, tyle razy to powtarzałam.

Mój przyspieszony oddech nie ustał, chwyciłam się za włosy i pociągnęłam za nie mocno. Oblizałam swoje suche usta i próbowałam nie upaść, wytrzymując bicie mojego przyspieszonego serca. Zupełnie, jakby chciało wylecieć mi z piersi.

—Jak mogę ci pomóc, najdroższa?— jego głos wywołał we mnie jeszcze większą złość, a świadomość tego, co przed chwilą zobaczyłam, tylko spotęgowała piekło, jakie teraz przechodziłam, przez samą siebie, przez swój własny organizm. Nie mając przy tym kontroli nad niczym, co się ze mną działo.

Poczułam dłoń na swoim ramieniu, wyrwałam się jednak szybko. Wymamrotałam tylko coś pod nosem i opuściłam pokój, przemierzałam pusty korytarz i wyszłam na dwór. Odetchnęłam zimnym powietrzem, jednak wcale mi to nie pomogło.

Sama nie wiem, do kogo miałam pretensje, teraz na pewno do siebie, że wyszłam, że zostawiłam go bez słowa wyjaśnienia. Pociągnęłam nosem i objęłam się ramionami. Odwróciłam głowę w stronę wejścia i zobaczyłam stojącego tam Grzegorza, stał tylko i patrzył na mnie. Z niezrozumieniem i troską w oczach. Spuściłam wzrok na swoje pluszowe kapcie i poczułam, jak mój oddech wreszcie się normuje. Jestem żałosna, a moim największym wrogiem jestem właśnie ja sama. Nie Celia, tylko ja. Ta świadomość mnie dobijała.

Nie zważając na nikogo i na nic, pobiegłam do parku, w którym byliśmy wczoraj, nie chciałam na nikogo patrzeć, z nikim rozmawiać. Nie potrafiłabym spojrzeć w oczy nawet samej sobie.

golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz