—Sześćdziesiąt pięć kilo— powiedział lekarz w moją stronę. Byliśmy w hotelu, we Francji. Prowadzone były badania kontrolne chłopaków, a ja nie chciałam bezczynnie siedzieć, więc zaoferowałam swoją pomoc.
—Dziewięćdziesiąt kilo— rzucił lekarz, gdy na wadze stanął Wojtek.
—Szczena, ty ulańcu!— krzyknął Kamil, a w sali rozległ się śmiech. Zapisałam liczbę w tabeli, przy jego nazwisku.
—Jakbyś nie był karłem, to też byś tyle ważył— odburknął Wojtek i zszedł z urządzenia.
—No Lili, teraz ty— usłyszałam głos Thiago. Otworzyłam szerzej oczy i pokręciłam głową z rozbawieniem
—No dalej, założę się że nie ważysz pięćdziesięciu kilogramów— dodał Grosik, a ja założyłam ręce na piersiach.
—Nie prawda, na pewno jest pięćdziesiąt— machnęłam ręką.
—Chcesz się założyć? Dam ci stówę, jeżeli tyle masz— kątem oka zobaczyłam, jak Grzesiek obserwuje wszystko uważnie. W sumie, to co mi zależy?
Stanęłam na urządzeniu i uniosłam dumnie wzrok na chłopaków.
—Ile masz wzrostu?— spytał zamyślony lekarz.
—Metr sześćdziesiąt sześć— odparłam i zeszłam z wagi.
—Masz niedowagę— stwierdził i zerknął na mnie dyskretnie.
—Czterdzieści osiem kilogramów— dodał i posłał spojrzenie w kierunku Wojtka.
—Cholera!— krzyknęłam, nic sobie z tego nie robiąc, przegrałam zakład. Nie robiło to na mnie wrażenia. Wiedziałam, że moja waga nie jest w normie. Czułam to.
—No Grosik, miałeś racje— zaśmiałam się, ale zobaczyłam, że jego mina jest znacznie bardziej poważna, uniósł tylko kącik ust w górę.
—No dobra panowie, na dzisiaj koniec. Proszę teraz Cionka, Glika, Milika i Lewandowskiego do fizjoterapeutów. Reszta niech się już szykuje do wyjazdu.
Wszyscy wyszli, a ja złożyłam swój podpis na samym dole listy i odłożyłam ją na stół. Gdy się odwróciłam, okazało się że za mną stał Grzegorz i Wojtek. Wpatrywali się we mnie niepewnie, a ja zmarszczyłam ze zdziwieniem brwi.
—Liliana, martwimy się o ciebie— odezwał się Grzesiek i podszedł bliżej. Naprawdę wyglądali na przejętych, nie lubiłam gdy ktoś się o mnie martwił lub się mną przejmował. Nie byłam do tego przyzwyczajona.
—Dajcie spokój— machnęłam ręką i chciałam wyjść z sali. Zatrzymała mnie silna ręka bruneta, który spojrzał na mnie poważnie.
—Nie chcę, żebyś znowu odeszła, a teraz zaczynasz znikać na moich oczach— dodał szeptem i ścisnął mocniej moją rękę.
—Nie odejdę i zadbam o siebie, obiecuję—przytuliłam się do niego.
Niestety, problem polegał na tym, że ja nie chciałam walczyć dla siebie. Nie zależało mi na moim szczęściu. Chciałam o siebie zawalczyć dla Grześka i Wojtka. Nie chciałam ich znowu zranić, nie chciałam znowu zawieść.
Wróciliśmy w ciszy do naszego pokoju, na początku Brzęczek nie chciał się zgodzić żebym była z Grzegorzem w jednym pokoju, ale po długich namowach, zamieszkaliśmy razem.
—Zaraz wyjeżdżamy na stadion— zaczął chłopak i chwycił swoją torbę sportową
—Wiem— mruknęłam i założyłam na siebie ciepłą bluzę.
—Nie chcę, żebyś z nami jechała— dodał, a mnie aż zmroziło. Przystanęłam w progu i wpatrywałam się w niego.
—Stadion we Francji jest jednym z najniebezpieczniejszych w Europie. Gdy lecą jakieś petardy i race, najczęściej nie dolecą na murawę, tylko wylądują przy sztabach obu drużyn— wyjaśnił spokojnie i zerknął na mnie z obawą.
Z początku próbowałam się z nim kłócić, ale po dłuższej rozmowie stwierdziłam, że ma rację. Pożegnałam się z nim i zostałam w pokoju sama.
Westchnęłam cicho i postanowiłam wyjść na spacer. Opuściłam hotel i wyszłam na zatłoczone ulice Paryża. Było jeszcze jasno, wiosenne słońce świeciło jeszcze wysoko nad horyzontem.
—Liliana! Dlaczego jeździsz razem z reprezentacją Polski?— nie dane było mi długo cieszyć się spokojem. Młody mężczyzna stanął przede mną i oślepiał mnie blaskiem flesza ze swojego aparatu.
—Pytasz mnie o to, ale wcale nie chcesz znać odpowiedzi. Nie interesuje cię, dlaczego tutaj jestem i jak się czuję. Szukasz jedynie afery— wyrzuciłam z siebie, ignorując nagrywającą mnie kamerę.
—Więc jak się czujesz, Liliano? Upadła gwiazdo spalonego teatru— powiedział z ironią, a ja przewróciłam oczami i wyminęłam go szybkim krokiem. Szłam dalej, musiałam pozbyć się napięcia, jakie we mnie były.
Gdy dotarłam do parku, usiadłam na jednej z ławek. Przyglądałam się mijającym mnie ludziom, niektórzy z nim wyglądali na szczęśliwych, inni na zdenerwowanych. Po raz pierwszy od dawna poczułam błogi stan niewidzialności, siedziałam z kapturem na głowie, nikt na mnie nie patrzył, nie krzyczał, nie prosił o nic. Czułam się dobrze.
Po kilku minutach, gdy słońce znalazło się już bardzo nisko, wstałam z ławki i objęłam się ramionami. Zrobiło się chłodniej, więc szybkim krokiem skierowałam się w stronę hotelu.
—Co tu się dzieje?— wyszeptałam, gdy dojrzałam tłum ludzi, którzy próbowali przepchnąć się przez ochroniarzy. Jeden z nim podszedł do mnie i bez słowa chwycił za moje ramię. Wprowadził mnie do środka tylnym wejściem i zakluczył za nami drzwi.
—Co to za ludzie?— spytałam mężczyznę.
—Dowiedzieli się, że tutaj jesteś— odparł spokojnie i uśmiechnął się do mnie smutno. Westchnęłam tylko i udałam się do swojego pokoju. Włączyłam telewizor, mecz trwał od dziesięciu minut.
Podeszłam do blatu i zalałam woreczek malinowej herbaty wrzątkiem z czajnika. Nagle usłyszałam podniesiony głos komentatora.
Krychowiak brutalnie sfaulowany przez Lucasa Hernándeza, to nie wyglądało dobrze!
Gwałtownie zwróciłam oczy ku ekranowi i ujrzałam zwijającego się z bólu Grześka. Kucali przy nim rehabilitanci, po chwili chłopak podniósł głowę, z jego nosa leciała krew, ręka na którą upadł była wyraźnie obolała. Chłopak krzywił się z bólu przy każdym jej dotknięciu.
Patrzyłam na to zdenerwowana i zaciskałam swoje dłonie. Grzesiek wstał na równe nogi i machnął tylko ręką. Mimo protestów sędziego i Maćka, który przy nim stał, mężczyzna postanowił zostać na boisku. Z jego nosa ciągle lała się krew, która kapała na jego koszulkę. Rękę trzymał blisko siebie, ale gra trwała dalej.
Do końca meczu siedziałam, jak na szpilkach, chłopcy nie radzili sobie zbyt dobrze, szczerze mówiąc, to szło im całkiem beznadziejnie.
Niestety, mecz zakończył się wynikiem trzech do zera, dla Francji. Wyłączyłam telewizor i upiłam łyk zimnej już herbaty. Ziewnęłam przeciągle i położyłam się na chwilę na śnieżnobiałej pościeli.
***
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Grzegorz wszedł do środka, w pokoju panowała ciemność. Podniosłam się i chciałam coś powiedzieć, ale on błyskawicznie znalazł się przy mnie i zaatakował moje usta. Całował mnie mocno i pewnie, jego ręce wślizgnęły się pod moją bluzę i przeniosły się na zapięcie mojego stanika. Momentalnie poczułam, rozlewający się po moim ciele gorąc. Przymknęłam na chwilę oczy.
—Grzesiek...— zaczęłam i odsunęłam się od niego kawałek.
—Proszę, nic nie mów i na Boga, nie każ mi przestawać— przerwał mi i ponownie mnie pocałował. Chciałam dać mu ukojenie, odpoczynek. Chciałam, by zapomniał i zatracił się w moich ramionach. Wiedziałam, że żadne słowa nie zastąpią mu bliskości cielesnej.
Nasze ubrania znikały z naszych ciał, razem ze złymi emocjami. Wypełniliśmy tę noc jękami i dotykiem, pozbywając się wszystkich naszych zmartwień.

CZYTASZ
golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]
Fanfic- Liliana- usłyszałam delikatny głos chłopaka. Moje imię w jego ustach brzmiało tak dobrze. To sprawiało, że nie nienawidziłam już się tak bardzo. - Najdroższa, spójrz na mnie- dodał łamiącym się głosem. Otworzyłam oczy, ujrzałam go, z bukietem lili...