czujcie się, jak u siebie

660 22 0
                                    

—Schudłaś— powiedziała krawcowa, która mierzyła każdy skrawek mojego ciała. Przewróciłam nieznacznie oczami i odwróciłam się przodem do kobiety. Dzień powoli się kończył, a ja jedyne o czym marzyłam, to położenie się do łóżka. —Skończyłam— usłyszałam słowo, na które czekałam tak długo.

Pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam na parking, po czym weszłam do auta. Na zewnątrz było już ciemno, z nadzieją wypatrywałam swojego domu i gdy wreszcie przyjechaliśmy na miejsce wypadłam szybko z auta i prawie wbiegłam do środka. W łazience zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Ciało umyłam żelem, a włosy miodowym szamponem. Gdy wychodziłam zakręciło mi się w głowie, upadłam na podłogę i próbowałam pozbyć się denerwujących mroczków przed oczami. To nie była dla mnie nowość, już się przyzwyczaiłam. Pomrugałam kilka razy i na kolanach i wczołgałam się do sypialni. Bardzo chciałabym, by ktoś był ze mną, przytulił i powiedział kilka ciepłych słów. Zapłakałam cicho z bezsilności i ukryłam twarz w dłoniach. Położyłam się do łóżka i szybko zapadłam w sen.

—Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię— odezwał się mój ojciec, stojąc nade mną z grubym, skórzanym pasem.

—Tato...— zaczęłam i spojrzałam na niego załzawionymi oczami.

—Nie nazywaj mnie tak!— przerwał mi i zamachnął się paskiem. Poczułam pieczenie na policzku i upadłam na podłogę.

—Zostaw ją— usłyszałam krzyk Wojtka, który wbiegł do pokoju. Już po chwili mój brat leżał przy mnie, trzymając się za obolały brzuch.

Obudziłam się zlana potem i z nierównym oddechem. Wiedziałam już, że zbliża się atak, że znowu zabraknie mi powietrza. Ręce mi się pociły, trzęsłam się i łkałam cicho. Poczułam się zagrożona, jakbym miała zaraz umrzeć. Dokładnie tak, jakby mój mózg włączył stan zagrożenia w zupełnie nieodpowiednim, niewymagającym tego momencie. Złapałam dłońmi za skronie i uchyliłam na chwilę powieki. Muszę to zakończyć, muszę się wreszcie wziąć w garść. Nie wytrzymam tego ani chwili dłużej, mam dość.

Co mi po pieniądzach, fanach, sławie, jeżeli jestem tak samotna w tym wielkim świecie. Muszę wrócić do Polski, chcę wrócić. Chcę odbudować to, co zostało zburzone przez kobietę, która przez lata wmawiała mi, że pragnie mojego szczęścia.

Nie wiem już, co powinnam zrobić, bo z drugiej strony, nie chcę nikogo zawieść. Ludzie stoją czasem po kilka godzin, by dostać się na mój koncert, kupują ubrania z mojego sklepu, piszą listy, wysyłają mi prezenty.

Opadłam ponownie na poduszkę i przetarłam spocone czoło. Tej nocy już nie zamknęłam oczu.

Rano chodziłam niczym zombie, ale na szczęście miałam dzisiaj  zaplanowane tylko podpisywanie płyt i wizytę w studiu nagrań. Ranek przyniósł mi również bardziej stonowane emocje i trzeźwe spojrzenie na sprawę, wiedziałam że nie mogłam po prostu zniknąć, zostawić wszystkiego.

Przepraszam, że zawiodłam, wiem że nie tak miało być — zaczęłam śpiewać, ale Meredith nie pozwoliła mi dokończyć.

—Nie, nie nie. Nie tak smutno, wymyślcie coś lepszego, to ma pasować do pozostałych piosenek. Płyta ma być spójna— dodała i wyszła. Momentalnie poczułam rozluźnienie. W pomieszczeniu został ze mną jedynie Bill, mój producent.

—Spróbuj Lili, zawsze ciężko ci przychodzi pisanie czwartej i piątej płyty, tych środkowych —powiedział pokrzepiająco i nachylił się nad papierami. Zaczęłam się zastanawiać, układałam w głowie słowa. —Pomyśl o nim, pozwól sobie na to— dodał, a ja spojrzałam na niego niepewnie. Nie chciałam przywoływać bolesnych wspomnień i rozdrapywać starych ran.

—Możemy poczekać, jeżeli tego potrzebujesz— wyszeptał Grzegorz i spojrzał mi głęboko w oczy. —Nie chcę czekać, kocham cię— uśmiechnęłam się i pocałowałam chłopaka. Szybko pozbyliśmy się reszty ubrań i wstydu. Byliśmy, jak w transie. Dotykaliśmy się tak, jakbyśmy mieli nie zrobić tego już nigdy więcej.

Otworzyłam oczy i pozbyłam się wspomnień z głowy. Bill przyglądał mi się ze zmartwieniem i dotknął mnie za rękę, którą położyłam na stole. —To chyba nie był zbyt dobry pomysł, co?— próbował zagadnąć, ale ja jedynie pokręciłam głową. 

—Dokończę w domu— wymamrotałam i wyszłam ze studia. Łzy popłynęły mi po policzkach, a gdy dostrzegłam kamery i telefony przy swojej twarzy, wiedziałam już, że ten dzień nie skończy się dobrze. Wpadłam do auta i cieszyłam się, że przyciemniane szyby dawały mi choć odrobinę prywatności.

Jechałam ze Stevenem w ciszy, chyba wyczuł mój zły humor, bo nawet nie próbował pytać, co się stało. Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy. Po chwili usiadłam jednak prosto i wzięłam do ręki telefon. Wyświetliłam jakąś przypadkową stronę plotkarską.

Liliana przyłapana na płaczu, czy powodem jej łez był jakiś mężczyzna?

Wystarczyła im zaledwie minuta, krótki artykuł był opatrzony mało korzystnymi zdjęciami mojej zapłakanej twarzy. Oglądanie fotografii przerwał mi dźwięk wydobywający się z urządzenia. Meredith dzwoni. Dlaczego w tym świecie, wszystko dzieje się tak szybko?

—Teraz urządzasz histerię na ulicy? Masz jutro koncert, tancerki będą u ciebie za kilka minut. Ogarnij się, dziewczyno— powiedziała i się rozłączyła. Podjechaliśmy pod moją wille, a ja wysiadłam i skierowałam się do środka. Weszłam do swojej garderoby i przebrałam się w szary dres i za dużą, białą koszulkę. W kuchni wypiłam szklankę wody i zaczęłam się powoli rozciągać. Koncert był planowany już od bardzo dawna, bilety wyprzedały się w zaledwie kilka minut. Wszystko miało być piękne, idealne. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na kamerę i wpuściłam przestraszone i zestresowane dziewczyny do środka.

—D-dzień dobry— zająkała się jedna, na co uśmiechnęłam się ciepło.

—Czujcie się jak u siebie, na dole jest mała salka treningowa, zaraz do was dołączę— powiedziałam spokojnie i obserwowałam, jak tancerki schodzą na dół z matami i materiałami do tańca. Oparłam się plecami o ścianę, odetchnęłam głęboko i zeszłam na dół. Z głośników leciały już moje piosenki, dziewczyny momentalnie ucichły, gdy mnie zobaczyły. Meredith musiała je nieźle nastraszyć.

—Nie stresujcie się— powiedziałam i podeszłam do odtwarzacza. Puściłam muzykę od początku i ustawiłam się na swoim miejscu. Z każdym kolejnym dźwiękiem moje ciało poruszało się coraz bardziej płynnie. Przymknęłam oczy i skupiłam się na ruchach, jakie wykonywałam. Piosenka się skończyła, a po niej zaczęła się kolejna, kolejna i kolejna. Tak upłynął nam cały wieczór i wczesna noc. Byłyśmy już zmęczone, ale chciałam, żeby wszystko było idealnie. Gdy dziewczyny prawie padały z nóg, podziękowałam im i pożegnaliśmy się. Wróciłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafki puszkę smakowego piwa. Zawsze trzymałam tam jakiś alkohol na zapas. Otworzyłam puszkę i upiłam duży łyk. Przebrałam się w satynową piżamę i położyłam się do łóżka.

—Nie zostawiaj mnie tutaj, proszę! Tatusiu!— wykrzyknęłam i próbowałam wyrwać dłonie ze sznurów. Spóźniłam się do domu pięć minut. Moją karą było zostanie w ciemnej, zimnej piwnicy na noc. Na górze słyszałam krzyki, Wojtek też nie będzie miał dzisiaj łatwo. Bardzo długo krzyczałam, płakałam, jednak nikt do mnie nie przyszedł, byłam całkiem sama. Moja ośmioletnia wyobraźnia, płatała mi figle, byłam niesamowicie przerażona.

Zerwałam się z łóżka i od razu skierowałam się w stronę łazienki. Umyłam swoje spocone ciało i próbowałam uspokoić oddech. Wyszłam z kabiny prysznicowej i owinęłam się w puchaty ręcznik. Ubrałam świeżą piżamę i zeszłam po schodach do kuchni. Sięgnęłam po opakowanie z lekami, leżące na blacie i połknęłam jedną pastylkę. Musiałam uspokoić emocje, wyciszyć się. Położyłam się na kanapie i wsłuchiwałam się krople deszcze, uderzające w szybę.

Koszmary senne, to coś co męczyło mnie od wielu lat. Wyjazd do Beverly Hills miał dać mi zapomnienie, wytchnienie. Niestety, wcale nie oderwałam się od przeszłości. Na moje koszmary mogły zaradzić jedynie silne leki, ale ich nie wolno mi było brać często. Były zbyt uzależniające, a ja nie chciałam ryzykować.

Po krótkiej chwili udało mi się ponownie zapaść w sen.

golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz