plany się zmieniły

421 13 1
                                    

Podobno każdy z nas, ma jakiś szósty zmysł, raczej nie bardzo w to wierzyłam. Jednak jeżeli miałoby się to okazać prawdą, to moim byłoby zdecydowanie wyczuwanie czyjejś obecności. Z takim właśnie uczuciem, obudziłam się późnym rankiem.

Otworzyłam opuchnięte oczy i dostrzegłam rozmazaną sylwetkę mężczyzny, który siedział na brzegu łóżka, tyłem do mnie. Zamrugałam kilkakrotnie oczami, aż wyostrzył mi się obraz. Wyciągnęłam swoją rękę i dotknęłam nią pleców Grzegorza. Zadrżał pod wpływem mojego dotyku i obrócił głowę w moją stronę. W jego oczach dostrzegłam tlącą się złość, uśmiech zniknął z mojej twarzy.

—Wyjeżdżasz dzisiaj z Warszawy, z nami— powiedział sucho i ponownie zwrócił wzrok ku ścianie.

—Co? Ale przecież...— zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.

—Plany się zmieniły. Okłamałaś mnie, Liliano— przerwał mi poważnym głosem. Zmarszczyłam brwi i podniosłam się do pozycji siedzącej. —Mało ci jest problemów? Zbyt mało masz na głowie?— zerknął na mnie dyskretnie.

—Ach tak? Więc to ja jestem tą złą?— moje ciało zadrżało z nadmiaru emocji, jakie nagle się we mnie zebrały.

—Moje błędy mogą nie wystarczyć, by usprawiedliwić twoje— odparł surowo, a ja dostrzegłam, jak podobny do mojego ojca był w tym momencie. Skrzywiłam się nieznacznie na tę myśl.

Nie odezwałam się już, wiedziałam że popełniłam błąd, ale dlaczego miałam płacić za niego taką cenę. Czy nie wystarczył ból, jaki już nosiłam w sobie? Czy nie wystarczyły moje lęki i strach? Ponownie poczułam palące poczucie wstydu i poczucia winy, zupełnie jak małe dziecko.

Wstałam z łóżka i zatrzymałam się na chwilę w progu pokoju. Grzegorz nadal siedział zamyślony, uporczywie nie patrząc w moją stronę. Wiem, że go zawiodłam, miałam tylko nadzieję, że nie w takim stopniu, jak siebie.

W salonie panowała cisza, dostrzegłam Wojtka i Marinę, rozmawiali o czymś cicho, jednak zamilkli, gdy mnie zobaczyli. Mój brat poderwał się miejsca i podszedł do mnie.

—Co ty wyrabiasz?— pokręcił głową z bólem w oczach. Przymknęłam oczy, nie chciałam tego widzieć, nie chciałam zobaczyć zniszczeń jakich dokonałam w ludziach, których kochałam.

—Jeżeli naprawdę nie chcesz o siebie zawalczyć, to proszę, zrób to dla nas—pokiwałam tylko głową na te słowa. Mogłabym teraz przeprosić, zapewnić że to wszystko naprawdę nie tak miało być, ale kogo ja chciałam oszukać. Przyszła pora, by odpowiadać za swoje błędy.

—Jaki wynik?— palnęłam bez zastanowienia.

—Dwa do jednego, dla nas— na twarz mojego brata wpłynął słaby uśmiech. Poczułam się odrobinę lepiej.

Niestety, w mojej głowie ciągle pojawiał się obraz Grześka, siedzącego bez życia oraz świadomość, że to z mojego powodu. Przetarłam nerwowo swoją twarz dłońmi.

—Co z koszmarami?— zapytał z pewną obawą w głosie. Wzruszyłam tylko ramionami i spuściłam wzrok. To była dla niego wystarczająca odpowiedź, westchnął tylko i oparł się o blat.

Bez słowa wróciłam do sypialni, Grzesiek nie ruszył się nawet o milimetr. Chwyciłam swoją walizkę i zamknęłam ją szczelnie, nawet nie zdążyłam się rozpakować.

—Nie bądź na mnie zły, ja naprawdę próbuję pozbyć się tych demonów— powiedziałam, a moje ramiona opadły bezsilnie wzdłuż ciała. Zerknął na mnie i wstał, stając przede mną. Górował nade mną wzrostem, czułam się zdominowana. Chyba już rozumiem, jaką zmianę miał na myśli Wojtek. Chcę ci tylko powiedzieć, że on się zmienił, nie przestrasz się, jeżeli okaże się, że nie jest już tym samym niewinnym chłopakiem sprzed lat. Istotnie, nie był nim, zdecydowanie wydoroślał i spoważniał. Nabrał też jakiegoś mroku, którego nie byłam w stanie wyjaśnić.

—Nigdy nie pragnąłem twojej krzywdy i zrobię wszystko, by to co cię dręczy, zostawiło cię. Jednak musisz mi w tym pomóc, Liliano. Nie mogę cię uratować, jeżeli sama tego nie chcesz— powiedział zmartwiony, a ja wiedziałam że miał rację.

Bez zastanowienia wtuliłam się w jego ciepły tors, oddał uścisk i odnalazł swoimi ustami moje. Złożył na nich delikatny, przesiąknięty w emocje pocałunek.

***

Cały dzień spędziliśmy razem, czerwone wino pomogło nam zapomnieć o bólu, jaki w nas był. Wieczór nadszedł szybko, pożegnaliśmy się z Mariną i wyszliśmy z mieszkania. Długo rozmawiałam z kobietą, zapewniając że nie mam jej niczego za złe.

Zjechaliśmy windą na parking i wsiedliśmy do taksówki, w trakcie jazdy zasłoniłam torebką okno, przez które reporterzy próbowali zrobić mi zdjęcia.

W szybkim tempie weszliśmy na lotnisko, omijając wścibskich dziennikarzy. Po przejściu wszystkich procedur, weszliśmy do samolotu. Wszyscy ciepło nas przyjęli, usiedliśmy na tylnych siedzeniach i odetchnęliśmy z ulgą.

—Chodź tu chudzielcu— objął mnie Kamil i poklepał po plecach. Uśmiechnęłam się na ten gest. —O Jezu, Grzesiu nie bij— dodał i oberwał od niego z pięści w ramię. Pokręciłam rozbawiona głową i pocałowałam Grzegorza w policzek. Mruknął niezadowolony i pocałował mnie namiętnie w usta.

—Gdzie my właściwie lecimy?—zapytałam i zdjęłam ze stóp swoje trampki.

—Do Mediolanu— usłyszałam i przyciągnęłam nogi pod swoją brodę. Oparłam głowę o klatkę piersiową Grześka i ziewnęłam przeciągle.

Zaledwie dwugodzinny lot przespałam, ostatnia noc była dla mnie trudna, mówiąc delikatnie. Teraz, gdy byłam przy Grzegorzu, mogłam spokojnie odespać swoje zmęczenie. Jego dłoń nie opuściła mojego ramienia nawet na chwilę. Zataczał kółeczka swoimi palcami i głaskał moje plecy.

Dolecieliśmy bezpiecznie na włoskie lotnisko i wyszliśmy z samolotu. Wszyscy byliśmy zadowoleni, żartowaliśmy i śmialiśmy się głośno.

Pojechaliśmy do hotelu i rozpakowaliśmy się w swoich pokojach. Zauważyłam, że Wojtek dziwnie się zachowuje, coś było nie tak.

Wieczorem poszłam do pokoju, który dzielił z Robertem i dostrzegłam jego zdziwiony wzrok. W łazience usłyszałam dźwięk lecącej wody z prysznica.

—Co się dzieję, Wojtek?— skorzystałam z chwili prywatności. Spojrzał na mnie zaskoczony.

—Nic?— widziałam, że kłamał. Miał specyficzny błysk w oku, gdy się denerwował, jako jego siostra, doskonale to wiedziałam.

—Nie okłamuj mnie, proszę— chwyciłam go za ramię i ścisnęłam delikatnie.

—Matka się do mnie odezwała— powiedział tak szybko, że potrzebowałam chwili by dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów. Zamarłam w bezruchu i przyglądałam się mu w nadziei, że odnajdę na jego twarzy jakieś oznaki żartu. Niestety, niczego takiego nie dostrzegłam.

golden cage •g.krychowiak [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz