Rozdział 12

561 42 2
                                    

2 tygodnie później

Octavia pov

Nadal nie mogę pozbierać się po śmierci Lincolna, dziewczyny zapisały mnie na terapię. Są dla mnie wielkim wsparciem, co prawda nie tylko one mi pomagają, ale też Bellamy. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, był dla mnie troskliwy, czasami aż za bardzo. Właśnie po tym wypadku, stwierdziłam że Bell nie jest aż tak zły. Oczywiście pomijając wszystko co wytworzył kiedyś, bo tego nigdy mu nie wybaczę, ale między mną a nim jest coraz lepiej.

Raven zaprosiłam mnie dziś na babski wieczór, stwierdziła że każdej z nas się to przyda. Znając Reyes nie obejdzie się bez alkoholu, co tak na prawdę mi nie przeszkadza. W sumie może trochę procentów mi pomoże? Zapewne przekonam się wieczorem.
Sobota, godzina 15 i zero obowiązków. Czego mi brakuję? Tylko jednego, Lincolna. Osoby która była dla mnie cudowna, opiekuńcza i była miłością mojego życia. Czy znajdę kiedyś inną? Mówiąc szczerze, nie myślę o tym teraz. Czy zdołam pokochać kogoś tak jak jego?
Mam nadzieję, że trafię na taką osobę.

Ostatnimi słowami Lincolna podczas wypadku było... Octi, bardzo cię kocham skarbie... Gdy teraz o tym myślę, chciałabym móc mu odpowiedzieć. A co takiego bym mu odpowiedziała?
Że też go bardzo kocham.

Lexa pov

-Clarke! Upiekło się!- wykrzyczałam do mojego aniołka.
-Już lecę.- usłyszałam cudny głos mojej dziewczyny. Po czym wyciągnełyśmy ciasto z piekarnika.
-Sądzę że był to świetny pomysł skarbie.- powiedziałam i przyciągnełam blondynkę do siebie. Moje ręce powędrowały na jej biodra, a na mojej szyi spoczęły jej delikatne dłonie. Nasze twarze były w małej odległości, prawie stykałyśmy się nosami.
-Bardzo cię kocham Clarke.- spojrzałam w jej cudne oczy i się rozpłynęłam.
-Też cię kocham szopku.- blondynka mocno się we mnie wtuliła, a ja pocałowałam ją w skroń.
-.. Lexi..- usłyszałam cichy pomruk.
-Tak? - odpowiedziałam od razu.
-Raven zaprosiła nas na noc. Wybieramy się?-zapytała, podnosząc głowę.
-Jeśli chcesz, to czemu nie.- pocałowałam moją księżniczkę w policzek i podeszłam do blachy z ciastem. Po paru minutach zajadałyśmy się przepysznym sernikiem, co prawda jadłam w Kanadzie świetny sernik, ale ten to niebo.
-Panno Griffin... Ten sernik jest wyborny.- powiedziałam dalej się objadając.
-Dziękuję bardzo, ale wiesz co jedno mi nie pasuję, a mianowicie moje nazwisko.-
powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
-Hmmm myślę że jestem w stanie coś z tym zrobić. A czy nazwisko Woods przypada pani do gustu?- Na pewno coś z tym zrobię.
-Sądzę że jest prześliczne.- stwierdziła przysuwając się do mnie, po czym z łączyła nasze usta.
-O której mamy być u Rey?- zapytałam.
-Mówiła że o 18, ale znając ją musimy jechać do sklepu.- no tak Raven to największy głodomor jakiego znam.
-W takim razie, trzeba się spakować i jedziemy.-stwierdziłam i pomknęłam na górę.

30 minut później

Clarke pov

Byłyśmy już w sklepie, pewne było to że trzeba kupić alkohol, co prawda Raven pije wszystko, ale nie będę piła tego jej bimbru. W alejce z napojami procentowymi, swoją drogą śmieszy mnie ta nazwa. Do naszego koszyka trafiły 3 butelki wina i 8 piw. Jak na 4 dziewczyny, w czym Reyes liczymy jako 3,to nie tak dużo. W naszym koszyku oprócz napoi były jakieś przekąski i słodycze. Do kasy nie było jakiejś wielkiej kolejki, Lexa stwierdziła że sobie poradzi i kazała pójść mi do auta. I ja jak to ja oczywiście nie wzięłam od niej kluczyka, brawo Griffin to twoje auto, a ty jak zwykle nie masz głowy. Nie opłacało mi się cofać, więc oparłam się o auto i zaczęłam przeglądać Facebooka. Poczułam szarpnięcie, telefon spadł na ziemie, a ja nie miałam pojęcia co jest grane.
-No no Griffin teraz nie jesteś już tak cwana, i nikt cię nie uratuję.- usłyszałam głos Finna i od razu zdrętwiałam. Jego ręka powędrowała na mój tyłek...Jak widać tym razem nie pierdoli się w tańcu... Nie mogłam się ruszyć, to wszystko mnie przerosło. Modliłam się aby Lexa już tu była. I chyba Bóg mnie usłyszał. Zobaczyłam Lexę biegnącą w naszą stronę, a za nią ochroniarz.
-Puść ją jebana szmato!! - usłyszałam krzyk mojej dziewczyny, po czym rzuciła się na niego z pięściami.
W tym czasie dobiegł ochroniarz.
-Nic pani nie jest?-
-Jest w porządku.- odpowiedziałam i przeniosłam wzrok w stronę Finna.
Chłopak leżał zakrwawiony na ziemi, a Lexa okładała go ciosami z góry. Ochroniarz starał się ich rozdzielić, ale nie dał rady. Zaczął mówić do leży, a ona zaczęła się z nim kłócić musiałam coś zrobić. Podeszłam do niej.
-Skarbie.- powiedziałam lekko głośniej aby zwróciła na mnie uwagę. Zanim na mnie spojrzała, złączyłam nasze usta. Stałyśmy tak do momentu gdy się uspokoiła. Wzięłam Lexę za rękę i weszłam do auta, odpaliła silnik i ruszyła z piskiem opon.
-Jak ty to robisz?-zapytała.
-Robię co?- odpowiedziałam pytaniem.
-Masz na mnie taki wpływ, jak bym wzięła 4 dawki leków uspokajających.- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Najwidoczniej mam talent.- odrzekłam.
Po chwili ręka Lexy znalazła się na moim udzie, gładząc jego zewnętrzną stronę kciukiem. Wtedy zobaczyłam że jej dłonie są poranione.
-Oj skarbie, trzeba będzie to opatrzyć. - podniosłam jej rękę i pocałowałam delikatnie.

Po 20 minutach drogi byłyśmy pod domem Reyes. Zadzwoniłyśmy dzwonkiem i po chwili w drzwiach powitała nas Rav.
-Cześć Gołąbeczki. Zapraszam.- gdy usłyszałyśmy głos latynoski, od razu się zaśmiałyśmy.
W środku czekała na nas Octavia, przywitałyśmy się z nią i zaczęła się domówka.
-To co laski, na początek jakiś film?- zapytała Raven.
-Tak!! - powiedziałyśmy równo.
-Rozumiem, że na początku zawsze horror.-dodała O.
-Griffin szykuj się.- Zabije cię Rav.
Poczułam uścisk na mojej ręce, a po chwili usłyszałam szept.
-Nie martw się skarbie, dasz radę.- dodała Lexa.
Dziewczyny wybrały jakiś horror, na który nawet nie zwracałam uwagi. Przez cały film byłam wtulona w mojego szopka. Gdyby nie to że R i O cały czas się śmiały, usnęłabym w jej objęciach.
-Chyba pora otworzyć wino.- zaproponowała Blake, po czym wstała i otworzyła wino, rozlała je do kieliszków i zaczęła się zabawa.
Po jakiejś godzinie nie było śladu po dwóch butelkach wina, a Rey wpadła na świetny pomysł. Oczywiście gdyby nie alkohol nie zgodziła bym się na to, ale no cóż.
-Gramy w butelkę!!- wykrzyczała.
W tamtym momencie zadzwonił dzwonek.
-Rav kto to?- zapytałam zdziwiona.
-Więcej ludzi do gry.- pobiegła w stronę drzwi i je otworzyła. Po chwili do salonu weszło 8 osób. Na przodzie Murphy z Raven w ramionach zaraz za nimi Echo, Monty, Harper, Fox, Jasper i Maya.
-Zaczynajmy zabawę!!- krzyknął Jasper podnosząc do góry skrzynkę piwa.

Życie to nie tylko przetrwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz