Rozdział 7

866 56 6
                                    

Lexa Pov

Obudziłam się o 4 rano, nie mogłam spać przez koszmary. Nie miałam z nimi do czynienia już od dłuższego czasu, a jednak wróciły, podeszłam do szafki stojącej naprzeciw łóżka. Otworzyłam trzecią szufladę, z której wyjęłam leki nasenne, nie miałam ochoty teraz leżeć bez słowa do 10.00, więc wzięłam jedną kapsułkę. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.                       

...Lexa, kochanie. Nie możesz mnie teraz zostawić, proszę żyj dla mnie. Wszystko się ułoży, o wszystkim zapomnimy. Skarbie nie odchodź... ...Wybacz mi za to co teraz powiem, ale nie możemy już razem być... ...Chcesz odzyskać swoją ukochaną? Tak, to lepiej się śpiesz... ...Tylko to się dla ciebie liczy, niedługo cię przez nie stracę... ...Będę z tobą na zawsze... ...Miłość to słabość... ...Zawsze przy tobie będę... ...To nie tak jak myślisz!... ...Ty jej to dałeś, to wszystko twoja wina... ...Już jej nie zobaczysz... ...Córka była dla ciebie najważniejsza... ...To przez nią...       

 Obudziłam się cała spocona, czy na prawdę nawet po nasennych muszę mieć koszmary. Szlak by to trafił. Ósma rano, jeszcze dwie godziny, co prawda nie potrzebowałam aż tyle czasu, ale postanowiłam wziąć długą kąpiel. Po półgodzinnym rozluźnieniu wyszłam z wanny i zaczęłam się ubierać. Z racji tego, że mam jakąś godzinę stwierdziłam, że się pomaluję, na co dzień tego nie robię bo mam za mało czasu, a dziś nadarzyła się okazja. Nałożyłam makijaż i zeszłam do kuchni, zjadłam płatki ubrałam moją skórzaną kurtkę na motor, założyłam kask i ruszyłam w stronę placówki. Gdy byłam już pod budynkiem zaparkowałam motocykl i szłam w kierunku wejścia, na boisku pierwszoklasiści męczyli piłkę a przy boisku stało jakieś zbiorowisko, nie chciałam zbytnio ingerować w całe to zajście, więc szłam nie wzruszona dalej. Przed tym jak chciałam otworzyć drzwi do szkoły, jeszcze raz spojrzałam na tłum przy "piłkarzach" swoją drogą ja grałam lepiej w piłkę niż oni, nagle z tłumu wyszła Octavia z rozciętą wargą, widać, że była wkurzona, nie chciałam się jej narzucać, więc weszłam do szkoły. Pierwsza lekcja to chemia, no tak bio-chem. Najpierw poszłam do szafki po książki, gdy już je miałam poszłam w stronę sali, która była na samym końcu szkoły, po drodze widziałam sporo ludzi, których kojarzyłam tylko z widzenia jednak gdy doszłam do klasy, zobaczyłam.
Zobaczyłam te piękne oczy, gdy złapałam kontakt wzrokowy z niebieskooką od razu do mnie podeszła i objęła, odwzajemniłam uścisk i zaczęłyśmy rozmowę. Mówiłyśmy trochę o wczoraj, o lekcjach a nawet i o imprezie u Octavi, na którą zostałam zaproszona. Zadzwonił dzwonek, wszyscy weszliśmy do klasy, siedziałam w ostatniej ławce. Nie miałam dziś głowy do powtarzania gimnazjum, więc rozplątałam słuchawki i włączyłam muzykę. Na moje szczęście babka od biologii niczego nie zauważyła. Rozejrzałam się po klasie i skupiłam się na blondynce, miała na sobie czarne rurki, koszulkę na ramiączka i koszulę w czerwono czarną kratę. Na prawdę dobrze mi się z nią rozmawiało, rozumiała mnie i mogłam jej ufać. Nie miałam w planach poznawać tu nikogo bo, właśnie, dlaczego? Wpajano mi do głowy, że miłość to słabość, że najważniejsze w życiu są pieniądze i nic poza nimi. Miłość potrafi zdziałać cuda przecież już o tym wiedziałam, a może to nie był przypadek, że uratowałam Clarke, może to wszystko to przeznaczenie na które z resztą czekam.

-Woods! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- No tak jeszcze jej brakowało.

-Tak pani profesor.-
Pora się podlizać.

- O, to w takim razie miło mi, rób tak dalej.-

Myślałam, że będzie trudniej ją przekonać. No cóż  przynajmniej nie musiałam się wysilać. Zadzwonił dzwonek koniec tej męczarni, przynajmniej na chwilę, teraz w-f. Zebrałam wszystkie książki i włożyłam do plecaka, odłożyłam je do szafki i wzięłam strój sportowy. Gdy byłam już pod szatnią zauważyłam Clarke, na oko była przybita, więc do niej podeszłam.

Życie to nie tylko przetrwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz