Clarke pov
-Nie macie w zasadzie wielu wyjść. Dokładnie to tylko dwa, pierwszym jest skontaktowanie się z przewodniczącym samorządu uczniowskiego i złożenie wniosku o zmianę dyrektora, a drugi sposób to chęć jakiegoś nauczyciela i tak jak by wezwanie go do głosowania wszystkich osób tworzących oświatę.- powiedział spokojnym tonem.
To już prawie koniec roku szkolnego, a ja nadal nie mam pojęcia kto jest przewodniczącym szkoły, a poza tym nie znam chyba żadnego nauczyciela, który chciał by być dyrektorem.
-Masz może jakiegoś kandydata na dyrektora?- dopytałam mężczyzny i spojrzałam z nadzieją w jego oczy.
Kane podrapał się po brodzie i zastanawiał się nad czymś, co najwidoczniej lekko go spięło. Po chwili zaczął, z miną mówiącą:"Obym tego nie żałował"
Spojrzałam na niego i przytaknęłam, aby pokazać mu moją gotowość.
-Od jutra zaczynam pracę w waszej szkole, będę uczył chemii i matematyki. Mogę pogadać z nauczycielami, a potem wyciągniemy wnioski.- odparł z lekkim strachem.
Odetchnęłam z ulgą, są szanse aby obalić Pike'a. Na prawdę miałam dość tego wszystkiego, zakaz rozmów i kamery. To szkoła, czy ośrodek zamknięty?
W każdym razie to i tak nie koniec problemów.-Posłuchajcie dziewczyny mamy problem i potrzebujemy waszej pomocy.- rzekłam z przekonaniem siadając na łóżku.
-Jaki problem?- dopytała Reyes z zaciekawioną miną.
Spojrzałam na siedząc obok mnie szatynką i złączyłam nasze palce, a po chwili zaczęłam mówić.
-Jak wiecie mama Lexy nie żyje, jak do tej pory nie było by w tym nic złego do czasu gdy Rosa, babcia Woods dała jej list od Costii. W skrócie było w nim napisane, aby przypomniała sobie jaki był znak rozpoznawczy jej mamy. Okazało się, że kurtka którą ma, jest po jej mamie. Następnie pod metką skóry był napis "szukaj tam gdzie cię nie było" i właśnie w tym mamy problem, nie zastanawiałyśmy się długo, ale może wam wpadnie coś do głowy.- odetchnęłam i spojrzałam na towarzyszki.
-Może jakieś miejsce w domu gdzie nigdy nie chodziłaś, na przykład piwnica lub strych?- zapytała ze skupieniem Luna.
-Nie zawsze byłam wszędzie a zwłaszcza tam, miałam małą siłownie i tutaj i tutaj.- odpowiedziała zielonooka.
-A jeżeli twoja mama miała na myśli coś innego?- zaczęła czarnowłosa.
-Co masz na myśli?- dopytałam zaciekawiona.
-Może chodziło jej o miejsce, w które udawała się bez ciebie? Tak jakby, swoją oazę.- dodała Octavia patrząc na Woods.
Szatynka zaczęła się zastanawiać i odezwała się po chwili.
-Kiedyś mama mówiła coś o mostku nad rzeką, stwierdziła że lilie tam są białe że względu na czystość tego miejsca, ale nie mam pojęcia gdzie ono jest.- odparła lekko zasmucona dziewczyna.
-Chwila, chwila rzeka z liliami. Clarke pamiętasz wycieczkę w 6 klasie, biwak. Byłyśmy tam 3 dni i znalazłyśmy tam mały zakątek przy rzece.- dopytała brunetka spoglądając na mnie.
-Boże O jesteś genialna. Jedźmy tam, to jakieś 15 km.-
Wstałyśmy z łóżka i weszłyśmy do auta Raven. Dojechanie zajęło nam około 20 minut. W głębi serca miałam nadzieję, że znajdziemy to miejsce i wszystko wróci do normy, ale nic bardziej mylnego.-Dobra Ja i Lexa sprawdzimy most, a wy pooglądajcie miejsca na około.- rozkazałam i każdy poszedł w swoją stronę.
Byłyśmy w małym lasku na skraju miasta, który miał w sobie coś tajemniczego. Nie miałam pojęcia skąd takie przeczucie, ale w niczym mi nie pomagało. Rozejrzałam się drewnianemu mostu, oprócz dziur nie zauważyłam nic ciekawego. Miałam do sprawdzenia zewnętrzną część starego przejścia, gdy miałam odejść od miejsca wody stykającej się z piaskiem, coś za iskrzyło w piasku. Było to dla mnie dziwne ze względu na późną porę dnia i brak słońca, ale podeszłam do przedmiotu. Wyjęłam mały srebrny breloczek przyczepiony do buteleczki obwiązanej sznurkiem. Zauważyłam przez szkło, że coś znajduje się w środku, a dokładniej kawałek kartki.
-Dziewczyny! Chyba coś znalazłam.- zawołałam dość głośno.
Po chwili koło mnie znajdowały się już wszystkie osoby, a Lexa otworzyła flakonik. Rozwinęła malutki kawałek papieru i zaczęła czytać na głos.
-To nie koniec. Sprawdź pomieszczenie, w którym cię nie było.-
Schowałam twarz w dłoniach, a następnie spojrzałam z bólem na dziewczyny. Naprawdę ciężko mi szukać liścików pani Woods, ale wiem że to ważne dla mojej dziewczyny. Może nawet nie ważne, a konieczne. Nie mam zielonego pojęcia ile tego będzie ani jak się skończy, ale to wszystko może źle na wszystko wpłynąć.
-A więc, gdzie cię nigdy nie było? Zacznijmy od pomieszczeń w domu?- dodała latynoska.
-Tak się składa, że mam takie dwa miejsca.- odparła szatynka, a po chwili byłyśmy już pod jej domem.
Weszłyśmy do środka, a następnie podążałyśmy za zielonooką aż do wielkich czarnych drzwi.
Złapała za klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte.
-Luna, pomożesz?- zapytała z lisim uśmiechem.
Dziewczyna odkiwała na tak i ustała w ten sam sposób co ja.
-Na trzy, 1...2...3!- Drzwi były otwarte, gabinet mojego ojca stał otworem. Przepuściłam w drzwiach dziewczyny i weszłam na nimi do wielkiego pokoju. Na jego środku stało ogromne dębowe biurko, cała tylna ściana była zapełniona regałami, a w przeciwległym rogu stały dwa fotele i stolik z butelką whisky.
-Możemy rozwalić tutaj wszystko, ale musimy to znaleźć.- spojrzałam na dziewczyny, a potem zaczęłam przeglądać szuflady biurka.
Gdy otworzyłam trzecią, natknęłam się na scyzoryk, ten sam który doprowadził do śpiączki, przeszczepu i narażenia życia.
Wzięłam go do ręki i otworzyłam, w tamtym momencie mnie zatkało. Na ostrzu, były smugi zaschniętej krwi. Szybko wstałam z krzesła i upuściłam scyzoryk na biurko. Gdy hałas rozległ się po pokoju, wszystkie oczy zostały skierowane na przerażoną mnie. Clarke spojrzała na scyzoryk i od razu podeszła do mnie, a ja się w nią wtuliłam. Pojedyńcze łzy spływały po moich lekko czerwonych policzkach, a mokra plama na bluzie blondynki była coraz większa. Stałam tak do chwili gdy usłyszałam głos Luny.
-Ej dziewczyny chyba coś mam.-
Oderwałam się powoli od blondynki i spojrzałam w kierunku dziewczyny trzymającej scyzoryk.
-Luna nie pomagasz.- dodała po chwili Blake.
-Zaczekaj.- przerwała jej i rozcięła podkładkę leżącą na biurku.
Była pod nią klapka, którą podważyła nożem. Ukazała nam się mała drewniana szkatułka, którą podała mi do rąk. Postawiłam ją na biurko i otworzyłam, w środku leżała karteczka i mały breloczek w kształcie kropli, czarnej kropli. Na kartce był napis:Nigdy nie miałaś o tym pojęcia, i lepiej go odnajdź.
To byłe jeszcze bardziej pogmatwane niż wszystko do tej pory, miałam odnaleźć coś, o czym nie mam pojęcia i mam tylko jakąś durną krople. Spojrzałam na dziewczyny i wzruszyłam ramionami.
-Chyba to za dużo jak na jeden dzień.- stwierdziłam.
-Racja, my będziemy się już zbierały. Gdybyście czegoś potrzebowały, dzwońcie.- odparła z uśmiechem latynoska, a po chwili wyszły z domu. Nie miałam siły na nic, więc padłam jak zabita. Najgorsze w tym wszystkim jest to uczucie bezradności, z którym nie mogę zrobić nic oprócz domyślanie się, o co może chodzić.
Wtuliłam się do pleców Clarke i zasnęłam, nie miałam z tym żadnego problemu.Clarke pov
Szłam korytarzem spoglądając na osoby po bokach, które nie rozmawiały ze sobą, tylko stały tak jakby uciekło z nich życie. Musiałam dowiedzieć się kto jest przewodniczącym tego zasranego cyrku. Poszłam do sekretariatu, w którym siedziała wiecznie uśmiechnięta Chelsey. Kobieta lekko po pięćdziesiątce, pracująca w tym miejscu od prawie 30 lat. Podeszłam do biurka i zaczęłam rozmowę.
-Dzień dobry pani.- powiedziałam z uśmiechem.
-Miło cię widzieć Clarke. W czym mogę ci pomóc?- dopytała uprzejmie.
-Czy mogła by mi pani powiedzieć kto jest przewodniczącym szkoły?- zapytałam z nadzieją.
-Nie mamy przewodniczącego, ale mamy przewodniczącą i jest nią pani Ontari.- dodała jak by nigdy nic sekretarka.
-Dziękuję za pomoc, dowidzenia.- wyszłam z pomieszczenia i oparłam się o szafki.
-No to mamy problem.- powiedziałam do siebie.
CZYTASZ
Życie to nie tylko przetrwanie
FanfictionLicealne miłości, imprezy, problemy. Chyba każdy licealista wie o co chodzi, Clarke miała ich wiele, pewnego dnia jej passe przerwała pewna osoba. Przypadkowe spotkanie w ławce szkolnej, może przerodzić się w coś wielkiego. Czy Clarke ma szansę na s...