Chapter Twelve

2.3K 127 14
                                    

Toledo, tydzień przed napadem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Toledo, tydzień przed napadem

Zdobycie potrzebnych mi informacji zajęło mi około miesiąca. Nie powiedziałam o niczym reszcie, bo najpierw chciałam mieć gotowy plan działania. Musiałam dowiedzieć się kiedy dokładnie diament ma być wystawiony na wystawie, jakie będą zabezpieczenia chroniące go, oraz ile około zajmie mi pochwycenie go. Bo pomimo tego, że w środku będziemy około 10 dni, to nie miałam tyle czasu, żeby go ukraść. Był cenny, więc wiedziałam, że będzie mieć porządne zabezpieczenia.

Więcej niż miesiąc zaś zajęło mi układanie planu oraz zdobycie przynajmniej części potrzebnych mi do tego przedmiotów. Zwykle szło mi to szybciej, ale teraz musiałam dodatkowo skupić się na napadzie. Zdobycie potrzebnych rzeczy też nie było takie łatwe, bo miałam ograniczone pole zasięgu. Musiałam zdobyć wszystko na czarnym rynku, bo wiadomość, że przebywam na terenie Hiszpanii już się rozniosła. Oczywiście nikt nie mówił o mnie jako Carmen, a o tej słynnej diamentowej złodziejce.

Zeszłam do kuchni, gdy tylko wstałam i się ogarnęłam. Dokładnie dzisiaj miałam zamiar poinformować wszystkich o moich planach. Jednak zanim będziemy mieli zbiórkę, potrzebowałam mocnej kawy na pobudzenie. Przy stole siedział Berlin i robił coś w swoim notatniku. Postanowiłam sobie, że zapomnę o tym co stało się podczas tamtej kolacji. Nie mogłam znowu nawiązać z nim relacji. Po pierwsze była to pierwsza zasada Sergio, której nie miałam zamiaru łamać, a po drugie wiedziałam, że do niczego dobrego to nie doprowadzi. Oboje byśmy byli rozkojarzeni, a to nie pomogłoby nam w żadnym stopniu przy napadzie. 

—Dzień dobry.—powiedział i uśmiechnął się do mnie zadziornie. I nic nie mogłam zrobić z tym, że odkąd mnie pocałował na jego widok miałam mieszane uczucia, nad którymi trudno mi było zapanować. Z jednej strony czułam to podniecenie w podbrzuszu, a z drugiej wiedziałam, że jest to złe. Jak to mówią, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.

—Nie spodziewałam się tu ciebie o takiej godzinie.—powiedziałam i wstawiłam wodę do kawy. Widziałam, że on już swoją pił, bo obok niego stałą filiżanka, z której unosiła się para. 

—Nie chciało mi się już spać.—wzruszył ramionami i zaczął coś bazgrać w tym swoim notatniku, co chwilę na mnie intensywnie patrząc. Zaczęło mi to trochę przeszkadzać, bo nie wiedziałam o co mu chodzi. Nie chciałam być również wścibska, więc odpuściłam sobie pytanie go o to. 

—No tak zło nigdy nie śpi.—parsknęłam śmiechem, tak jak on. W tym samym momencie woda zaczęła się gotować. 

Zalałam wrzątkiem kawę, a po chwili usłyszałam kroki, a w kuchni pojawiła się Nairobi w rozczochranym włosach. Musiała dopiero co wstać, bo na dodatek przeciągała się jeszcze. Postanowiłam, że jej również zrobię kawę na rozbudzenie. 

—Proszę.—posunęłam jej filiżankę z kawą, a ona spojrzała na mnie jak na wybawiciela.

—Delhi gdybym była homo, wzięłabym Cię za żonę.—powiedziała i jęknęła, gdy upiła trochę ciepłej cieczy. Zaśmiałam się i również napiłam się własnej kawy. 

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz