Chapter Fourteen

2.3K 140 21
                                    

Toledo, dzień przed napadem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Toledo, dzień przed napadem

Gdy wszyscy rozeszli się do swoich pokoi w wyśmienitych humorach, Sergio, ja i Berlin zostaliśmy w jadalni. Mężczyzna powiedział, że musi porozmawiać z naszą dwójką, a ja byłam przekonana, że chodziło o jutrzejszy dzień.

—Wiecie, że to wam najbardziej ufam. Tylko wy wiecie o planie Czarnobyl.—powiedział okularnik i ustał się przy kominku.

—Sergio do czego zmierzasz?—spytałam pochodząc z Berlin'em w jego stronę. Był strasznie tajemniczy co było trochę podejrzane.

—Andres to ty będziesz dowódcą, ale w razie gdybyś nie dał rady lub coś by się stało, chcę byś to ty Carmen objęła dowodzenie.—spojrzała na mnie, a ja nie byłam tym aż tak zdziwiona.

—Co takiego miałoby mi się niby stać?—spytał mężczyzna z uniesioną brwią.

Tak naprawdę mimo, że mieliśmy bardzo precyzyjny plan i dosłownie każdą możliwość tego napadu zaplanowaną, to wiedziałam, że niczego nie można zaplanować w całości. W środku będą różni ludzie, każdy będzie miał inny charakter i inne zachowania. Mogło się wydarzyć dosłownie wszystko.

—Oby nic, ale nie można wszystkiego przewidzieć. Będziesz liderem, będziesz obrywał za całą grupę i to ciebie będą najbardziej nienawidzić.

Miał rację, wszystkie winy i nienawiść będzie wycelowana w niego. Wiedziałam, że sobie z tym poradzi. Miał mocną psychikę i potrafił sobie poradzić z ludźmi, którzy jutro staną się naszymi zakładnikami.

—Dlaczego nie powiedziałeś o tym wszystkim?—spytałam, bo to było dla mnie dziwne i niezrozumiałe.

—Nie chciałem już im mieszać i tak są zestresowani, zresztą jak my wszyscy. Chodzi mi po prostu o to, że w niektórych sprawach, będę się z tobą komunikował bezpośrednio, czasami będziesz odciążać trochę Andres'a z obowiązków.—wyjaśnił, a ja jedynie pokiwałam głową na znak zrozumienia.

Nigdy nie pracowałam w grupie. Wolałam pracować sama, ale lubiłam czuć odrobinę władzy w swoich rękach. Rola, którą mi przydzielił Sergio była mi na rękę i bardzo mi odpowiadała.

—Zajmę się wszystkim.—zapewniłam go z lekkim uśmiechem. Chciałam by wiedział, że może na mnie liczyć i polegać.

—I oczywiście pilnuj go.—dodał z uśmiechem i troską w głosie.

—A co ja mam pięć lat?—prychnął oburzony Berlin, a ja się tylko roześmiałam na jego dziecinne zachowanie.

—Spokojnie, będę miała go na oku.—z chamskim uśmiechem spojrzałam na wyżej wymienionego i puściłam mu perskie oczko.

***

Dzień napadu, piątek, godzina 8:35

Siedzieliśmy z tyłu na pace samochodu w maskach i czerwonych strojach. Delektowałam się ciszą jaka panowała w środku, bo za niedługo było pewne, że mi jej zabraknie. Siedziałam obok Nairobi, a na przeciwko nas była Tokio. To ona dostała za zadanie pilnować naszej owieczki. Była bardzo potrzebna w naszym planie, więc miałam nadzieję, że dziewczyna da radę.

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz