Chapter Twenty One

1.9K 145 22
                                    

Mennica Narodowa, godzina 17:30

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mennica Narodowa, godzina 17:30

—Nigdzie nie idziesz, mamy do pogadania.—złapałam bruneta za ramię, gdy chciał przejść przez drzwi. Spojrzała na mnie z uśmiechem jakby nie wiedział o co chodzi. Zdenerwował mnie tym bardziej. Zaprowadziłam go do biura Arturito, gdzie nie było już dziewczyn. Nerwowo chodziłam po pomieszczeniu, aż w końcu postanowiłam się usiąść na biurku.

—Nie możesz tak więcej robić.—powiedziałam stanowczo, bo gdyby nic nie zrobił Rio, jego dziewczyna nie biegałaby wściekła z bronią w ręku po budynku. Uniknęlibyśmy dzięki temu wielu problemów.

—Musiałem go ukarać. Przez jego niedopilnowanie policja mogła poznać nasze twarze.—wyciągnął z biurka dwie szklanki i nalał do niech do połowy jakiegoś alkoholu.

—Tak samo jak musiałeś rozkazać zabić Mónice Gaztambide?—warknęłam, a po jego twarzy widziałam jak był zaskoczony. Pewnie myślał, że dowiem się dużo później.

—Skąd o tym wiesz?—podszedł do mnie i wręczył szklankę. Od razu wzięłam sporego łyka cieczy.

—To jest nieważne. Przypominam Ci, że również tu dowodzę. Ja do ciebie przyszłam, gdy dowiedziałam się o tym telefonie, a ty co zrobiłeś? Kazałeś ją zabić.—wbiłam mu mocno palec wskazujący w pierś. Wkurzył mnie niemiłosiernie.

—Czasami cel uświęca środki.—wzruszył ramionami przybierając tym samym swoją maskę dupka i chama. Nie lubiłam go takiego, ale nic nie mogłam z tym zrobić.

—Do cholery Andres ona była zakładniczką i do tego w ciąży. Wiesz co się stanie jak policja się o tym dowie, a później media.—czasami nie myślał o skutkach swoich działań.

—Co Cię ona tak obchodzi co?—złapał mocniej za moją szczękę i obrócił moją twarz w jego stronę. Pomimo, że ścisk nie był mocny, to i tak nie podobało mi się to co robił.

—Nic mnie nie obchodzi, ale media będzie bardzo interesowało, że zabiliśmy zakładniczkę w ciąży.—kobieta żyła, ale nie mogłam mu o tym powiedzieć, bo jeszcze sam by dokończył to czego nie potrafił Denver.

—Wszyscy dowiedzą się o tym, gdy będziemy już poza Mennicą.—gwałtownie odwróciłam głowę, uwalniając się z jego uścisku. Jak mógł być takim głupcem, żeby tak sądzić?

—Nie ukryjesz jej śmierci do tego czasu. Inni będą o nią pytać.—wzruszył na to tylko ramionami na co prychnęłam wściekła. Jego obojętność bardzo mnie złościła.

—Niech pytają. Powiemy im prawdę.—jego beztroski ton głosu pokazywał jak bardzo miał to gdzieś. Nie chciałam być w jego skórze, gdy reszta ekipy się o tym dowie.

—To ma być ostatni raz, kiedy robisz coś bez wcześniejszej konsultacji ze mną.—tym razem to ja złapałam go za szczękę, aby spojrzał mi w oczy. Nie żartowałam, to ostatni raz kiedy odwala takie coś.

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz