Chapter Thirteen

2.4K 135 23
                                    

Toledo, dzień przed napadem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Toledo, dzień przed napadem

To był nasz ostatni dzień w Toledo, jutro mieliśmy dokonać tego na co czekaliśmy aż 5 miesięcy. Uczyliśmy się, ćwiczyliśmy i w końcu nasze starania miały zapewnić mam upragniony sukces. Musiałam przyznać, że polubiłam ich wszystkich. Byli zwariowani, szaleni, ale to dobrze, bo przynajmniej nie było nam tu razem nudno. Skłamałabym mówiąc, że się do nich nie przywiązałam. Cieszyłam się, że Sergio do mnie wtedy zadzwonił i zaoferował współpracę. Nie żałowałam swojej decyzji, a gdybym wiedziała, że spotkam tak ciekawych ludzi, nie wahałabym się. Pomimo naszych kłótni i sprzeczek czułam się wśród nich jakbym była w paczce przyjaciół. Najbardziej lubiłam Nairobi i Moskwę. Zresztą to z nimi złapałam kontakt od razu po moim przyjeździe.

Modliłam się, żebyśmy wszyscy wyszli z tego napadu żywi. Wręcz postawiłam to sobie za cel. Nie ważne co będę musiała zrobić, by go zrealizować. Tam w środku, nie będę mogła być już tą samą miłą i uśmiechniętą Carmen. Będę musiała na dłuższy czas zamienić się z moją drugą wersją. Ze swoim alter ego. Tamta druga ja była bardziej przerażająca, lubiła strach innych i była strasznym manipulatorem. Zadziwiające było to, że taki zwykły człowiek jak ja mógł mieć dwie osobowości. Zwykle starałam się nie dopuszczać do władzy tamtej drugiej wersji mnie.

Jednak w Mennicy wszytko się zmieni, tam będę potrzebowała trzeźwości umysłu, spokoju, ale i respektu wśród zakładników. Wiedziałam jak przebiegały takie napady. Na początku zakładnicy będą spokojni, wystraszeni i nie będą stwarzać problemu. Taka taktyka jest dobra przy szybkim napadzie. Ale to co zamierzaliśmy zrobić nie było szybką kradzieżą. Mieliśmy tam siedzieć aż 10 dni, było wiadome, że gdy uwięzieni ludzie zorientują się, że i tak nie zrobimy im krzywdy, zaczną szaleć. Znając życie znajdzie się kilku bohaterów, którzy będą chcieli ocalić wszystkich. Musiałam tak zmanipulować tłum, by jak najszybciej zwalczać jakikolwiek przejaw niesubordynacji.

Wzięłam tackę z przekąskami i zaniosłam na stół, do którego od razu usiadłam. To była nasza ostatnia uroczysta kolacja. Chcieliśmy się nacieszyć sobą, bo nikt nie wiedział co miały przynieść kolejne dni. Chcieliśmy ten ostatni dzień w tym domu spędzić razem i nie martwić się jutrem. Było to jednak niewykonalne, bo pomimo, że śmieliśmy się i żartowaliśmy, każdy stresował się tym co miało nadejść za niecałą dobę.

—Więc co zrobicie ze swoimi pieniędzmi?—spytałam zaciekawiona. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym na co każdy z nas przeznaczy swoją działkę.

—Ja kupię tobie nowe płuca.—powiedział Denver do Moskwy. Mężczyzna był nałogowym palaczem i często z tego powodu miewał kaszel.

—Skąd ty niby weźmiesz nowe płuca?—jego ojciec spojrzał na niego rozbawiony, a w ręce trzymał papierosa.

—Ludzie sprzedają nerki i serca, więc płuca też się na pewno jakieś znajdą.—wzruszył ramionami, a ja przypatrywałam się temu wszystkiemu z uśmiechem. Ich relacja była wspaniała, chciałbym mieć taką samą ze swoim ojcem.

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz