Ten napad nie udałby się bez niej. Profesor doskonale o tym wiedział, dlatego ją wybrał. Miało nie być żadnych głębszych więzi, ale co gdy takowa była zanim wszyscy pojawili się w Toledo? Czy Carmen wyjdzie z tego skoku cało? Jak zareaguję na widok...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Toledo, godzina 13:30
Włożyłam wszystkie potrzebne rzeczy do swojej kremowej torebki. Wychodząc ze swojego pokoju zgarnęłam jeszcze z szafki kluczyki do mojego Chevroleta i ruszyłam w stronę klasy, w której Profesor zwykle omawia plan napadu. Wiedziałam, że teraz tam był i myślał nad czymś.
Delikatnie zapukałam i weszłam do środka. Było tu duszno, przez temperaturę, która dzisiejszego dnia była zaskakująco wysoka. Cieszyłam się, że zdecydowałam się ubrać jeansy i białą koszule, która odsłaniała część moich opalonych ramion. Przez cały pobyt tutaj miałam mnóstwo okazji na opalenie się i skorzystałam z tego w 100%.
Sergio słysząc moje szpilki uniósł głowię znad planów budynku Mennicy. Równie dobrze mogłam wyjechać i nic mu nie mówić, bo nadal byłam na niego zła, że okłamał mnie w sprawie strzelania. Ale postanowiłam, że chociaż powiadomienie go, że mnie dzisiaj nie będzie. Nie chciałam żeby się martwił.
—Coś się stało?—spytał, poprawiając nerwowo swoje okulary.
I bardzo dobrze, że się stresował, zdrajca jeden. Może się wam wydawać, że wyolbrzymiam sprawę, ale ja po prostu nienawidzę kłamstwa, a obydwaj bracia o tym doskonale wiedzieli, a jednak zrobili to co zrobili.
—Pomijając to, że mnie perfidnie okłamałeś razem z Andres'em, to tak wyjeżdżam.—powiedziałam szybko, nie miałam za bardzo czasu, bo za niecałe dwie godziny musiałam być w Madrycie.
—Jak to wyjeżdżasz?—jego oczy poszerzyły się w szoku, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak to mogło zabrzmieć. Pewnie pomyślał, że wyjeżdżam, bo mnie okłamali. Co prawda byłam na nich wkurzona, ale nie byłam aż taka głupia, żeby z tak błahego powodu rezygnować z tego wszystkiego.
—Spokojnie nie na zawsze.—parsknęłam śmiechem.—Mam coś do załatwienia w Madrycie.
—Nie mieliśmy opuszczać tego miejsca, nie możemy rzucać się w oczy.—powiedział już spokojnie.
—Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, jednak musisz wiedzieć, że mam również swoje prywatne sprawy i nadal swoją pracę. Nie zamierzam z niej rezygnować dla twojego planu.
Jeżeli myślał, że zamierzałam skończyć z kradzieżami to był w ogromnym błędzie. To było moje życie, nie wyobrażałam sobie z niego zrezygnować.
Sergio wstał z krzesła i ustał naprzeciwko mnie, podpierający się o swoje biurko.
—Po co ci te kradzieże skoro będziesz mogła za te pieniądze kupić tyle diamentów ile tylko będziesz chciała.—spytał niezrozumiałe, a ja westchnęłam. Mimo, że był geniuszem, wielu rzeczy jeszcze nie rozumiał.
—Sergio, wielu rzeczy jeszcze nie rozumiesz. To co robię nie ma podłoża materialnego. Kradzieże są moją pasją i nie zrezygnuje z tego na rzecz pieniędzy. Doskonale wiesz, że ich nie potrzebuje, mam własne.—wytłumaczyłam mu, chodź wiedziałam, że nie rozumiał do końca o co mi chodzi.