Chapter Twenty

2K 139 16
                                    

Mennica Narodowa, godzina 15:47

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mennica Narodowa, godzina 15:47

Wszędzie widziałam krew, cała podłoga była nią pomazana. W powietrzu unosił się jej specyficzny zapach, a ja nie mogąc wyjść z pierwszego szoku dalej stałam w drzwiach łazienki. Powoli przesunęłam wzrok ma jedyną osobę, która się znajdowała w tym pomieszczeniu. Denver cały w szkarłatnej cieczy, próbował zetrzeć ją ze swoich dłoni. Moje serce biło tak szybko, że dziwiłam się, że nie miałam jeszcze żadnego zawału. Gdy chłopak zobaczył mnie w progu zaczął kręcić głową spanikowany.

—Co tu się stało i czyja to krew?—słowa opuściły moje usta jak z karabinu. Podeszłam do niego by przyjrzeć się jego załamanej twarzy.

—Mónica.—szepnął, a głos mu się załamał. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać z bezsilności. Przymknęłam oczy by się skupić, nie mogłam dać się ponieść emocjom, choć miałam ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Chłopak był roztrzęsiony i załamany, a ja musiałam chociaż częściowo przywrócić go do normalności.

—Zabiłeś ją?—nie zmierzałam robić jakiś podchodów. Sprawa była poważna, a ja musiałam się dowiedzieć wszystkiego o tym co stało się w tej cholernej łazience. Chłopak od razu zaprzeczył kręcąc głową.

—Delhi kurwa nie mogłem. Berlin kazał mi ją zabić, bo miała przy sobie telefon.—powiedział głośniej i zaczął chodzić nerwowo po pomieszczeniu.

Wplątał palce w swoje włosy i ciągną za nie. Wyłączyłam się na chwilę, gdy usłyszałam, że to Berlin wydał taki rozkaz. Nie zamierzałam go usprawiedliwiać, bo to co zrobił było po prostu niepojęte. Niedawno mówiłam mu, że nie dokonamy żadnej egzekucji, a on kilka godzin później wydaje taki rozkaz. Byłam na niego wściekła, gdy znalazł telefon powinien do mnie przyjść i razem byśmy ustalili co zrobimy z tą kobietą. Ja przyszłam do niego, gdy dowiedziałam się o telefonie, ale jak widać ten egoista postanowił zrobić to bez wcześniejszej konsultacji ze mną.

—Po pierwsze musisz się uspokoić. Po drugie muszę wiedzieć gdzie jest Mónica.—podeszłam do niego i złapałam go za ramiona, mocno nim potrząsając, by się opamiętał. Najważniejsze było teraz zdrowie blondynki, bo była nadal zakładniczką, a my mieliśmy wypuścić ich wszystkich z Mennicy żywych.

—Jest w pustym skarbcu. Musiałem postrzelić ją w nogę, żeby Berlin uwierzył, że ją zabiłem.—rozumiałam jego zdenerwowanie, nie wiem jak ja bym postąpiła na jego miejscu.

—Teraz najważniejsze jest jej zdrowie, ona musi przeżyć Denver. Posprzątaj tu, a ja idę po potrzebne rzeczy. Za 15 minut spotykamy się przed skarbcem.—chłopak kiwnął głową i zabrał się od razu za sprzątanie podłogi umazanej krwią.

Ja nie czekając ani chwili dłużej ruszyłam do królestwa Nairobi, bo tam właśnie mieściło się dużo gabinetów, a w jednym z nich trzymamy wszystkie potrzebne środki medyczne. Próbowałam przedostać się tak, aby dziewczyna mnie nie zauważyła, bo wtedy zaczęła by zadawać sporo uciążliwych pytań. Najciszej jak potrafiłam zamknęłam za sobą drzwi. Gabinet był niewielki, ale zdołał pomieścić to co było trzeba. Wzięłam niewielką czarną torbę i zaczęłam do niej pakować wszystko co było mi potrzebne. Denver mówił, że strzelił jej w nogę, więc mogło dojść do intensywnego krwawienia, które niestety będę musiała jakoś zatamować. Pasek od torby przerzuciłam przez szyję i ruszyłam pod skarbiec, gdzie miała znajdować się kobieta.

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz