Ten napad nie udałby się bez niej. Profesor doskonale o tym wiedział, dlatego ją wybrał. Miało nie być żadnych głębszych więzi, ale co gdy takowa była zanim wszyscy pojawili się w Toledo? Czy Carmen wyjdzie z tego skoku cało? Jak zareaguję na widok...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Mennica Narodowa, dzień końca napadu.
Czułam się jak sparaliżowana, nogi mimo tego, że chciały się ruszyć były jakby przyrośnięte do ziemi. Starszy mężczyzna oparł się o ścianę, a w kilku krokach znalazł się przy nim Denver. Po chwili upadł, a ja nie miałam już nawet siły utrzymać tej przeklętej broni. Nie trzeba było długo czekać aż wszyscy zjawili się obok Moskwy. Byliśmy tak blisko, kilka godzin dzieliło nas od wyrwania się z tej pułapki. Ale życie jak zwykle na końcu drogi musi stawiać nam nowe przeszkody pod nogi. Dopiero, gdy nagle poczułam rękę Berlin'a, która objęła mnie mocno w talii, byłam w stanie się poruszyć. Nie patrząc na niego rzuciłam się w stronę poszkodowanego.
Moskwa nie wyglądał dobrze był strasznie blady, a cały jego kombinezon zdążył pokryć się krwią.
—Podajcie gazę.—kiedy Denver rozpiął jego ubranie, naszym oczom ukazały się trzy dziury z których szybko wypływała krew. Wzięłam gazę i bez namysłu przyłożyłam ją do jednej z dziur.
—Jak bardzo jest źle?—zachrypnięty głos mężczyzny na pewno na długo utkwi mi w pamięci. Nie mogłam patrzeć na przerażoną i załamaną twarz Denver'a, nie chciałam nawet myśleć co musi teraz przeżywać.
—Nic ci nie będzie, tato.—wymamrotał chłopak patrząc w rany na brzuchu ojca. Starałam się uciskać ranę tak długi jak mogłam, on musi przeżyć. On nie może umrzeć.
—Nairobi idź po kroplówkę. Helsinki przynieś coś na czym go położymy. Jakiś wózek, cokolwiek.—łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im ich opuścić. Nie lubiłam płakać, a w obecnej sytuacji w niczym to mi nie pomoże. Kobieta i mężczyzna od razu poszli po to po co ich poprosiłam.
—Delhi, nie kłam mi. Jak bardzo jest źle?—nawet w takiej chwili zdobył się na oskarżycielski ton głosu. Spojrzałam na zapłakane oczy Denver'a, a on pokiwał jedynie głową, pozwalając mi wszystko powiedzieć.
—Dostałeś trzy kulki w brzuch. Wątroba nie jest raczej uszkodzona, ale nie wiem jak reszta organów.—pociągnęłam nosem, a po chwili wrócił Helsinki z wózkiem. Razem z Berlin'em umieścili na nim rannego Moskwę. Podłączyłam kroplówkę od Nairobi, która razem ze mną tamowała krwotok.
—Musimy wezwać lekarza. Sami nie damy rady.—bąknęłam patrząc na twarz Andres'a. W dalszym ciągu nie było na niej widać żadnych głębszych uczyć.
—Dzwoniłem już, powiedzieli, że nie przyślą żadnego chirurga. Możemy wydać Moskwę, bez broni.—przeklęłam głośno. Cholernie sukinkoty.
—Nigdzie nie idę. Nie pójdę siedzieć.—odezwał się ranny, po czym zakaszlał. Z jego kącika ust pociekła krew, a mi na sam widok krajało się serce. Szybko wytarłam stróżkę krwi kciukiem.
—Inaczej umrzesz tato.—jęknął błagalnie. Mężczyzna był uparty jak nie wiem co. Kilka minut namawialiśmy go do tego, ale ostatecznie i tak wyszło, że nigdzie nie pójdzie.