13 - "Zabawę czas zacząć"

770 43 50
                                    

Siedziałam właśnie w salonie. Wszędzie były pustki, ponieważ wszystkie creepypasty (włącznie ze Slendermanem i jego braćmi) robią napady. Dziś mają tak zwany "Dzień mordów". Ja w tym nie uczestniczę, bo jak wiadomo, nie jestem creepypastą. Dr. Smiley również nie uczestniczy. Został zmuszony siedzieć w rezydencji na wypadek, gdyby któraś creepypasta została ranna.

Od rana mam dziwne przeczucia, ale nie dałam po sobie poznać. Położyłam się na kanapie i wpatrywałam się w sufit.

Ostatnio Jeff zrobił się dla mnie podejrzanie miły. Ciekawe dlaczego? Raz spojrzałam w jego oczy i dostrzegłam coś, czego się po nim nie spodziewałam... Nie wiem co to było, ale zrobiło mi się go żal.

Z rozmyśleń wyrwał mnie głos doktorka.

- I co mała? Zostałaś ze mną - powiedział i usiadł obok mnie.

Dobrze, że ta kanapa jest duża.

- Na to wygląda - odpowiedziałam krótko i usiadłam.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

- Pamiętasz Bena? - zapytał, a ja od razu zaczęłam się śmiać na samo wspomnienie.

To wydarzyło się dwa dni temu. Ben jak gdyby nigdy nic, siedział i grał na konsoli w salonie. Cały dzień... Jeff chciał coś obejrzeć, ale Ben mu marudził, że nie odda mu telewizora. Jeffrey jak to on, musiał się zemścić. Wylał na Bena jakiegoś zielonego gluta w wiadrze. Biedny Ben stracił jednego z wielu padów. Kiedy miał zamiar gonić Jeffa, poślizgnął się i wpadł głową w to wiadro (znicz dla Bena [*] ).

Muszę przyznać, że słodko wyglądał w oklapniętych włosach.

- Tak, pamiętam. To było nawet urocze. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Chodź ze mną do mojego gabinetu. - powiedział i nie czekając na moją odpowiedź, zaczął mnie ciągnąć.

Mam teraz cholernie źle przeczucie.

- S-smiley, co ty robisz?! - zaczęłam się na niego drzeć.

- Spokojnie... Nudzi mi się w tym salonie, a tutaj się czuje lepiej i nie ma nudy, a ty przynajmniej zagłuszysz tę ciszę. - odpowiedział.

Coś mnie to nie przekonało, ale niech mu będzie.

Wepchnął mnie do swojego gabinetu. Kiedy on też się w nim znajdował, zamknął drzwi.

- Czemu zamknąłeś drzwi? - zapytałam podejrzliwie.

On spojrzał to na mnie, to na klucz w jego dłoni.

- Z przyzwyczajenia. Wybacz, ale raz wszedł mi tutaj Jeff i zrobił bajzel. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. - powiedział na jednym wdechu.

Postanowiłam usiąść na takim krześle, co są w szpitalach. Niewygodne, ale da się przyzwyczaić.

- Pokażę ci moją pracownię. - powiedział.

Kiedy już tam byliśmy, sytuacja znów się powtórzyła. Zamknął drzwi.

Zaczął coś grzebać w szufladzie, gdzie najprawdopodobniej miał fiolki... Teraz to poważnie się zapniepokoiłam . Szybko chwyciłam za klucz i próbowałam otworzyć drzwi. Stałam tyłem do doktora.

Nagle przycisnął mnie swoim ciałem do tych drzwi.

- Kochaniutka, nigdzie nie idziesz. - odpowiedział tym razem swoim psychopatycznym głosem.

Starałam się wyrwać, ale na marne. Obrócił mnie gwałtownie przodem do siebie. W jego dłoni widziałam strzykawkę z niebieskim płynem.

No chyba kurwa nie...

- Zobaczysz, będzie ciekawie...

Tyle zdążyłam usłyszeć, zanim czerwonooki wbił mi strzykawkę w szyję.

***

- I know exactly what's best for you... - słyszałam śpiew.

Najprawdopodobniej Smiley śpiewał.

Rozpoznałam... Novocaine od Creep-P (media).

Jęknęłam. Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Przede mną stał doktorek, a ja sama byłam przykuta do krzesła. Nie byliśmy w rezydencji...

Gdzie ja do diabła jestem?!

- Oo słodka istotka się obudziła! - wykrzyczał radośnie i czegoś zaczął szukać.

- Smiley... Nie musisz tego robić. - powiedziałam cicho i spokojnie.

Może mi się uda.

- Muszę! Nie wypuszczają mnie na łowy, ciągle siedzę w rezydencji. Dawno nikogo nie zabiłem! - zaczął mówić swoim psychopatycznym głosem.

Po chwili zaczął się śmiać. Cholera...

- Jak mnie wypuścisz to... Znajdę dla ciebie jakąś inną ofiarę, proszę cię... - zaczęłam go prosić.

Starałam się poluzować nieco liny, ale na marne. W myślach próbowałam zawołać ojca, lub któregoś z wujków, ale na marne. Jesteśmy za daleko, żeby mnie usłyszeli.

- Ależ ty jesteś głupiutka. Ja chcę ciebie. Odkąd się dowiedziałem, że jesteś w połowie jednym z nich (w tym przypadku Offim), to postawiłem sobie za cel, zbadanie cię. Jeff się spisał i dostał swoją zapłatę. Musiał cię jakoś obezwładnić, żebym mógł się do ciebie zbliżyć i badać. Jednak to mi nie wystarczało. Wiesz, co to za znak na twoim biodrze? - zapytał.

Pokiwałam przecząco głową.

Zawsze się zastanawiałam co to. Ojciec mi nie chciał powiedzieć.

- Jesteś w połowie humanoidalnym stworzeniem, tak jak twój ojciec i... W połowie demonem, tak jak twoja matka. Jednakże ona rzuciła na ciebie jakąś pieczęć i dlatego wyglądasz jak zwykły człowiek... Mój kolejny cel, to jakoś zdjąć tą pieczęć i zrobić na tobie parę ciekawych eksperymentów. Jesteśmy daleko od rezydencji, więc nikt cię słonko nie znajdzie. - powiedział i zaczął się znów śmiać.

Za dużo wiadomości jak na jedną chwilę. Moja matka demonem... Smiley oszalał... Ja jakąś pierdoloną hybrydą czy cokolwiek...

Mimowolnie zaczęły mi lecieć łzy.

Nagle Smiley wbił mi nóż w udo i wstrzyknął jakiś zielony płyn, który strasznie piekł.

- Zabawę czas zacząć - uśmiechnął się.

Nie taki, jaki się wydaje // OffendermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz