26.

3.3K 130 2
                                    

Chris 

Powinienem się domyślić, że zawieźli ją w to miejsce. Dante Defoe nie ryzykowałby jej utraty, więc umieścił ją w najbezpieczniejszym miejscu jakie ma. Swoim domu. Dostać się tam to będzie cud. Gdy Markus zadzwonił do mnie z rana i powiedział w jakim rejonie zniknął samochód, w który była Hadly. W pobliżu tego miejsca nie było żadnych melin mafii. Za to kilka kilometrów dalej jest willa, w której mieszka cała rodzina Defoe. Tam musi być teraz Hadly. Nie ma innej możliwości.

- Wiesz, że jeśli tam wejdziemy to będziemy martwi.- mówi Colin patrząc na mnie poważnie.

- A kto powiedział, że idziecie ze mną.- mówię wybierając najodpowiedniejszą broń.

- Nie pościmy cię tam samego. Nie zrobisz nawet kroku na ich posesji, gdy dostaniesz kulkę.- mówi Sam trzymając skrzyżowane ramiona.

- Nie zamierzam was narażać. To moja prywatna sprawa niezwiązana z firmą. Nie będziecie się mieszali w coś co nie ma związku z wami.- mówię twardo.

- Jeśli dobrze pamiętam to byłem wtedy z tobą, gdy zabrałeś Hadly. Więc ja idę z tobą.- mówi Colin niewzruszony moimi decyzjami.

- Ja pewnie dostałem już wyrok, ciebie nie było widać więc możesz być bezpieczny. A jeśli się tam ze mną pokarzesz skończysz tak jak ja, jeśli nie uda mi się jej stamtąd wydostać.- mówię spoglądając na niego ponuro.

- Nie rusza mnie to co mówisz. Polubiłem tę dziewczynę i widzę, że jest dla ciebie ważna. Pomogę ci i nie zmienisz mojego zdania w tej sprawie.- mówi lekko się uśmiechając.

- Mnie tam z tobą nie było, ale i tak jadę z wami. Jak nam nie wyjdzie to Markus będzie musiał najwyżej znaleźć sobie nowych wspólników.- mówi Sam z kamienną twarzą.

Spoglądam na swoich dwóch przyjaciół. Powinienem ich zamknąć gdzieś, aby nie ryzykowali niepotrzebnie swojego życia.

- Nie zabiorę was ze sobą.- mówię stanowczo.

- A my pojedziemy za tobą innym samochodem. Nie masz wpływu na naszą decyzje. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i nie musisz nas prosić o pomoc, gdy będziesz w potrzebie. Dlatego też nie masz wpływu na naszą decyzje. Jedziemy z tobą.- mówi Sam równie stanowczym tonem jak ja wcześniej.

- Musisz się z tym pogodzić przyjacielu i przyjąć od nas pomoc.- Colin wzrusza ramionami.

I co ja mam z nimi zrobić. To samobójstwo z ich strony, jednak doceniam, że nie chcą puścić mnie samego do jaskini lwa.

- Bierzcie bron nie wiadomo co się zdarzy na miejscu.- mówię i wyjmuje ze schowka kilka magazynków.

- Gdzie masz tą fajniejszą bron?- pyta Sam.

- Nie dostaniesz mojego karabinu.- mówię poważnie.

- Wiesz, że przydałby ci się ktoś na zewnątrz.- mówi Colin patrząc na mnie spod brwi.

- Jemu nie dam mojej snajperki. Wiesz, że nie ma oka. Jedyna osoba, która się do tego nadaje teraz obecnie jest w Nowym Jorku.- mówię poważnie.

- Tak? A to to taki?- Sam jest ciekawy jak zawsze.

- Ktoś kto jedną ręką by cię powalił i to nie jest mężczyzna.- mówię uważnie się mu przyglądając.

- Nie mów, że dałbyś swoją bron kobiecie, aby cię ubezpieczała?- Sam jest zdziwiony.

- Uwierz mi, że ona jest jeszcze lepsza w tej robocie ode mnie.- mówię zamykając szufladę.

- Masz jakiś pomysł jak możemy zapewnić sobie przeżycie tej wizyty?- pyta Colin, gdy zmierzamy do drzwi.

Pokaż mi jak kochać - Mafia#3 ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz