Rozdział 30

1.5K 37 20
                                    

5 września, mój tata miałby dzisiaj urodziny, ale już nigdy ich nie będzie obchodził. Dzisiaj czuję się paskudniej niż zazwyczaj, a najgorsze jest to, że do chuja pękam. Z każdym zbliżeniem z braćmi czuje uderzenia w mój mocny mór, który ledwo się trzyma. Mam 2 opcje i długo się nad tym zastanawiałam i chyba zdecydowałam.

Przygryzam wargę i siadam przy biurku.

Wyciągam z szafki zeszyt od angielskiego i wyrwałam 7 kartek. Obcięłam je równiutko w miejscach gdzie były postrzępione i złapałam za długopis. Trzęsącymi się dłońmi zaczęłam pisać list zaadresowany do Johna, Tylera, Toma, Zayna, Seana, Colea i Matta.

Rzadko przyznaje się do słabości, ale łzy po prostu kapały mi po policzkach. Po napisaniu wszystkich listów poczułam jak mój nadgarstek bolał. Zagryzłam wargę i czułam jak rozgryzam ją do krwi. Starłam łzy dłonią i wydmuchałam nos w chusteczkę.

Podeszłam do łóżka i na odwrotach kartek napisałam imiona braci. W skrócie opowiem, że wytłumaczyłam im dlaczego podjęłam taką decyzję i obiecałam, że będę się odzywać, i że bardzo ich przepraszam za moje beznadziejne zachowanie. W każdym liście napisałam dobre cechy chłopaków, a serce mi się krajało kiedy opuszczałam mój pokój.

Przerzuciłam nogi przez barierkę balkonową i ruszyłam biegiem w stronę żywopłotu. Przeszłam przez tylną bramkę i zobaczyłam Iana, który siedział na ścigaczu i trzymał kask dla mnie. Podziękowałam mu i wsiadłam na motor ostatni raz spoglądając na dom. Łzy spływały mi po twarzy, ale nie zwracałam na nie uwagi i pierwszy raz w życiu pozwalałam im swobodnie spływać.

Ian ruszył i poczułam wiatr we włosach, które miałam rozpuszczone. Ciekawe jakie zdziwko będzie miał Carter, mój ochroniarz, którego nienawidzę całym sercem, bo dobierał się do mnie nie jeden raz, oczywiście nie zapomniałam nadmienić tego w liście do Johna.

Kiedy byliśmy na miejscu zdjęłam z siebie kask i rozejrzałam się po parkingu lotniska. Popatrzyłam na mojego męża, a on na mnie. Nie mogłam powstrzymać łzy, która spłynęła mi po policzku.

Ian jak to zobaczył od razu do mnie podszedł i przytulił mnie mocno do siebie.

-Skarbie, możemy jeszcze zostać - poinformował, a ja się odsunęłam od niego.

-Nie Ian, ja już pękłam, 1 dzień więcej i bym powiedziała im prawdę - szepnęłam, a on scałował mi łzy na co się lekko zaśmiałam.

-Pamiętaj zawsze możemy tutaj wrócić, kiedy tylko będziesz chciała - powiedział i przejechał mi kciukiem po policzku.

-Kocham cię, Ian - szepnęłam i pocałowałam go w usta.

-Ja ciebie też, kochanie - powiedział kiedy się oderwaliśmy od siebie. Włożyliśmy kaski do schowka i ruszyliśmy na lotnisko. Podeszliśmy do miłej pani i podaliśmy jej kartę pokładową i paszporty. Popatrzyła na nas, a na mnie trochę dziwniej, bo na zdjęciu wyglądałam inaczej, ale taką metamorfozę będę mogła zrobić dopiero na miejscu.

-Pani Marita Dark? - zapytała dla upewnienia, a ja pokiwałam głową. Z uśmiechem oddała nasze karty pokładowe i ruszyliśmy do bramek. Przeszliśmy przez nie bezproblemowo, a ja popatrzyłam na Iana, który uśmiechnął się w moją stronę. Nie dałabym sobie rady bez niego.

-Co jest, skarbie? - zapytał i przejechał nosem po mojej szyi.

-Nie dałabym sobie rady bez ciebie - szepnęłam, zarzucając ręce na jego szyję i delikatnie musnęłam jego usta z uczuciem. - Tak bardzo cię kocham - powiedziałam i przytuliłam się do niego.

-Nawet nie wiesz jak ja ciebie - odszepnął i ruszyliśmy w stronę naszego gatu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do kiosku gdzie kupiłam sobie jakieś gazety i książkę o Arianie, na którą tyle polowałam. Ian kupił sobie gazetę motoryzacyjną, którą pewnie mu zabiorę jak będzie spał.

Usłyszeliśmy komunikat, że nasz gat jest już otwarty, więc ruszyliśmy w tamtym kierunku trochę szybciej. Podaliśmy bilety i ruszyliśmy rękawem, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że ostatni raz stąpałam po ulicach Los Angeles, na pewno nie na zawsze, ale na dłuższy czas.

Zajęliśmy swoje miejsca i Ian dał nasze dwie małe walizki pod siedzenia przed nami, były one pełne gotówki, którą zarobiliśmy przez wyścigi i boks. Oczywiście ogromna suma jest również na naszym kącie.

Złapałam jego dłoń i pocałowałam jej zewnętrzną stronę uśmiechając się. Samolot już jechał na pas startowy, a ja złączyłam usta z Ianem. Oczywiście dostałam też całusa od niebieskookiego i przepiękny uśmiech.

-Gotowy na nowe życie? - zapytałam, zapominając o zmartwieniach. Starałam się skupić uwagę tylko na miłości mojego życia.

-Z tobą? Zawsze - odpowiedział i ponownie złączył nasze usta, tym razem w namiętny pocałunek, a samolot wystartował. Czas rozpocząć nowe życie.

You Don't Know MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz