Rozdział 12

1.2K 31 2
                                    

Dzisiaj jest 19 czerwca, czyli urodziny Matta i koniec roku szkolnego. Dzisiaj też kończy się mój szlaban, więc dostałam z powrotem telefon i mogłam nie siedzieć w pokoju, jakbym w ogóle gdzieś wychodziła.

Stoję na sali od wf i zmęczony dyrektor dziękuje za cudowny rok pracy, gratuluje dobrych stopni. Tak dla jasności, żeby w tej szkole mieć dobre stopnie nie trzeba w sumie robić tak dużo, wystarczy dobrze zapłacić, albo dawać dupy, ale są też wyjątki takie jak ja, które dużo wiedzą. Coś tam jeszcze bąknął i życzył nam miłych wakacji.

Ruszyliśmy do klas po świadectwa i wyszliśmy ze szkoły, miałam cudowne świadectwo. Cieszyłam się z tego jak diabli. 

-Jaka średnia? - zapytał Ian wpatrując się w moje świadectwo.

-5.16 - powiedziałam, a on popatrzył na moje świadectwo.

-Kurwa jakim cudem masz 6 z wf? - zapytał. -Jestem lepszy od ciebie - dodał, a ja go trącnęłam w ramię.

-Trener widział moją determinację - powiedziałam z uśmieszkiem.

-Ta, raczej coś innego - powiedział, a ja uderzyłam go biodrem, na co się zaśmiał. - To skarbie, kiedy się zobaczymy? - zapytał opierając się o moją szafkę.

-Nie wiem, zobaczę jaki będę miała rygor na wakacje - powiedziałam i zrobiłam niemrawą minę. Jakby tata żył nie musiałabym się nad tym zastanawiać. -Obiecuję, że się odezwę - dodałam i wtuliłam się w niego, odwzajemnił uścisk, a ja poczułam się jak bym była w ramionach osoby, której na mnie zależy.

-No już nie rozklejaj się, musisz wręczyć bratu trochę cierpienia - szepnął nam moim uchem, a ja się odsunęłam od niego.

-Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytałam przyglądając mu się.

-Zajebisty - powiedział uśmiechnięty. - To do zobaczenia, skarbie - pożegnał się za mną pocałunkiem i już go nie było. Otworzyłam szafkę i zabrałam z niej wszystkie rzeczy. Ruszyłam na parking, który był pełen uczniów w białych koszulach i spódniczkach sięgających do pół dupy, lub spodniach. Ja miałam czarną bluzę i rurki, miałam wyjebane na to jak wyglądam wsiadłam na ścigasz i ruszyłam pod szkołę chłopaków. 

Po 40 minutowej drodze stanęłam przed wyjebanym w kosmos liceum. Zsiadłam z maszyny i ruszyłam na szkolny parking. Widziałam same prestiżowe auta, typowych bogatych dzieci. Kiedy znalazłam Lamborghini Zayna podeszłam do niego i oparłam się o maskę. Położyłam drugi kask obok mnie. Wolałam, żeby mnie nie rozpoznały bogate gówniarze.

Po chwile w moją stronę skierowała się banda blondynek w mini różowych spódniczkach, topach ledwo zasłaniających napompowane cycki, z tapetą na ryju i 20 centymetrowych szpilkach, a i tak były ode mnie niższe.

-Co ty odpierdalasz wieśniaku - zapiszczała pierwsza wymierzając we mnie tipsem, nic jej nie odpowiedziałam.

-Mów się do ciebie - zapiszczała druga.

-Dajcie sobie spokój - kiedy usłyszały mój ostry i chrypki ton, trochę się odsunęły.

-To jest samochód mojego dziubdziusia - powiedziała, a ja się uśmiechnęłam, ale nie mogły tego zobaczyć, bo miała na sobie kask.

-Kogo? - zapytałam niedowierzając w to co słyszę.

-Dziubdziusia - powtórzyłam, a ja podeszłam do niej. Zapiszczała od razu jak gumowy kurczak, sprowadzając w naszą stronę wzrok wszystkich ludzi na parkingu.

-Jest cały twój - powiedziałam, a ona zaczęła płakać. Kurwa o co? Chuj wie.

Po chwili obok nas zjawiła się wielka czwórca. Blondynka wpadła w ramiona Zayna, a ja myślałam, że pierdolne ze śmiechu.

You Don't Know MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz