2.

1.7K 41 3
                                    

Pov. Lexy

Obudziłam się i spojrzałam przez okno. Okolica była piękna. Po chwili ogarnęłam, że przecież spałam niewiadomo ile czasu plus I really don't know where I was. Szybko wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia swojej lokalizacji. Okazało się, że jestem niedaleko Warszawy i za pół godziny powinnam być. Nawet w duchu się ucieszyłam, dopóki nie zobaczyłam godziny. Miałam 40 minut na dojazd! Myślałam, że serce mi zaraz wyskoczy z piersi z tego wszystkiego.

Shit, gdyby to miało być w Warszawie, to by było okej, a tak to muszę jeszcze jechać do jakiegoś Konstancina. Na pewno nie zdążę, I'm sure. Oni się tak wkurwią.

Pov. Stuart

Ja i Marcin musieliśmy przyjechać wcześniej, żeby załatwić parę spraw z naszą agencją, więc nikogo jeszcze nie było w domu. Wszyscy mieli być na 16, a była dopiero 15. W pewnym momencie usłyszałem dobrze znany mi głos:

- ELLUWA! - krzyknął Błoński wchodząc do salonu.

- Siema, a co ty tak wcześnie?

- Już nie mogłem się doczekać, a poza tym nie mam co innego robić, więc przyjechałem. - odpowiedział rozglądając się po pomieszczeniu. - Matko, czuję że ten projekt to będzie totalny sztos!

- No mam nadzieję, w końcu tyle na to pracowaliśmy.

W tym momencie do pokoju wszedł Dubiel:

- Hej. - podszedł do Kacpra i zbił z nim pionę.

- Hej Marcinku, jak się czujesz mordo?

- W jakim sensie? - zapytał Marcin, nie wiedząc o co chodzi.

- Jak się czujesz z myślą, że będziesz mieszkał ze Stuartem pod jednym dachem, hahaha.

- Słuchaj, o tyle dobrze, że mamy oddzielne pokoje, haha.

- Racja, jeszcze tego by brakowało żeby Burton zaczął Ci pierdzieć pod kołdrą w nocy. - zaśmiał się Kacper.

Ja i Dubiel również wybuchnęliśmy śmiechem. Zamierzałem jakoś odpowiedzieć na ripostę przyjaciela, ale weszła nasza charakteryzatorka i powiedziała:

- Zbliża się już 15.30, więc mogę przygotować już jednego z panów.

- To ja mogę pierwszy. - odpowiedziałem i poszedłem za kobietą.

Ciekawe kiedy dziewczyny się zjawią...

Pov. Lexy

Dojechałam do Warszawy. Na moje nieszczęście zaczął padać deszcz. Taksówka już na mnie czekała, więc nie musiałam czekać i marnować czas.
Wsiadłam do samochodu i usłyszałam głos kierowcy:

- Dzjeń dobry, gdzje panienka sobie zyczy podwózķę?

Miał strasznie dziwny akcent, na pewno nie był Polakiem, ale prawdopodobnie Ukraińcem.

- Konstancin-Jeziorna, ul. *********. Zależy mi na czasie. - odpowiedziałam szukając w torebce pomadki do ust.

- Wje Pani, kazdjemu zalezy na czasie. Pani się bardzo spjeszy czy bardzo bardzo spjeszy?

Zdwiłam się pytaniem mężczyzny, ale odpowiedziałam:

- Bardzo bardzo się spieszę.

- A no to, będzjemy bardzo bardzo szybko jechać.- odrzekł i przyłączył bieg.

Tęsknię za Tobą i nie jesteśmy tacy sami...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz