Rozdział 17

15.8K 524 89
                                    

Plany, plany, plany

KATE

Kolejne kilka tygodni minęły mi w mgnieniu oka. Na zmianę chodziłam na uczelnię, do pracy i spędzałam czas z Kelsey, Lukiem i Rafaelem. Oczywiście, nie jednocześnie. Kelsey ostatnio strasznie znielubiła Rafaela, a Luke nawet nie wie o jego istnieniu. I swoją drogą bardzo dobrze, ponieważ nie łączy nas nic, poza relacją koleżeńską, a jestem pewna, że Luke od razu wymyśliłby teorię o szukaniu nowego faceta i olewaniu Jamesa.

Siedzę na korytarzu pod jedną z aul wykładowych, kiedy nagle obok mnie siada Rafael. Ostatnio stał się coraz bardziej nachalny. Wszędzie go pełno, gdzie się nie obejrzę tam on jest. Z jednej strony mi się to podoba, gdyż mam z kim porozmawiać, lecz z drugiej, momentami jestem zmęczona jego towarzystwem i wolałabym pobyć sama. No cóż, o wilku mowa...

- Hej. Co teraz będziesz miała? – mówi wesoło, gdy powoli zmierza w moim kierunku.
- Hej – mruczę cicho. – Teraz czeka mnie super ekstra wykład z prawa cywilnego.
- Widzę, że ciebie cieszy to równie bardzo jak mnie.
- Ty też?
- Powinienem mieć ćwiczenia z prawa cywilnego, ale profesor Morris jest chora, więc po konsultacji z waszym wykładowcą, przekazała nam informację, żebyśmy pojawili się na tym wykładzie. Pewnie nic nie zrozumiemy jako młodszy rocznik, no ale.
- Rozumiem – odpowiadam krótko z nadzieją, że uda mi się go zbyć.
- Coś się stało?
- Nie. A co?
- Wyglądasz na strutą, w dodatku jakoś tak dziwnie mówisz.
- Po prostu jestem zmęczona.

Rafael mierzy mnie uważnie wzrokiem, a ja modlę się w duchu, aby tylko nie drążył tego tematu. Nie mam ochoty odpowiadać na milion bezsensownych, nic niewnoszących pytań. Naprawdę jestem zmęczona, za czym stoją koszmary, które całymi nocami mnie prześladują.

- Co masz potem? – Rafael ponownie bombarduje mnie pytaniami.
- Nic. Przerwę.
- Wybierasz się gdzieś?
- Pewnie na lunch do knajpki.
- Mogę się przyłączyć?
- E... – waham się. – Umówiłam się tam z Kelsey, bo to jedna z nielicznych przerw, które mamy razem.
- Może aż tak nie będzie przeszkadzało jej moje towarzystwo, co?

Zdziwiłbyś się. Ona cię nie trawi, chłopie - dodaję we własnych myślach.

- Chyba wypadałoby, żebym najpierw ją zapytała, wiesz...
- Okej. – Rafael śmieje się cicho. – Wystarczyło powiedzieć nie, Kate. Przecież zrozumiem, a ty masz prawo odmawiać jeśli czegoś nie chcesz.
- Wiesz, że nie chodzi o mnie. Kelsey... ona... Jakoś za tobą nie przepada. Szczególnie ostatnio.

I to jest fakt. Wcześniej Kelsey była raczej neutralna, czasem nawet podpowiadała mi coś o związku z Rafaelem, bo to przystojniak, namawiała na wspólne wyjścia z nim i tak dalej. A ostatnio jej stosunek do niego diametralnie się zmienił jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Teraz wręcz go nie trawi i gdy tylko o nim wspomnę – wścieka się i jeży, nakazując zmianę tematu. Muszę z nią o tym pogadać. Może ma jakiś problem? Ja ostatnio jestem ciągle skupiona na sobie i swoich problemach do tego stopnia, że nie potrafię myśleć o innych.

*

Po wykładzie szybkim krokiem opuszczam salę wykładową i idę prosto do naszej kampusowej knajpki. Zajmuję jeden ze swoich ulubionych stolików przy oknie i powierzchownie przeglądam dzisiejsze menu w kategorii lunch. Ostatecznie stawiam na kurczaka z jakimś sosem i pieczone ziemniaki. W momencie, gdy kończę składać zamówienie, Kelsey wchodzi do pomieszczenia i szybkim krokiem pokonuje dzielącą nas odległość, po czym zajmuje miejsce naprzeciw mnie.

- Siemanko – woła radośnie.
- Cześć, Kels – uśmiecham się lekko.
- Normalnie obraziłabym się za to, że tak perfidnie zamówiłaś beze mnie, ale ostatnio ledwo kojarzysz jak się nazywasz, więc wybaczam.
- Wiesz jak jest...
- No wiem wiem. Mów, co u ciebie. Jak w pracy? Wciąż się upierasz, żeby tam robić?

Kiedy Kelsey po raz pierwszy usłyszała, że chcę sobie dorobić w pobliskiej pizzerii – wyśmiała mnie. Powiedziała, że zwariowałam skoro dostaję niemałą kasę od ojca i jeszcze chcę iść do pracy, ale ostatecznie zakończyła swój wywód słowami „ale to nie moja sprawa", więc  udało nam się nie doprowadzić do kłótni.

- Owszem. Dzięki temu, że nie mam za dużo czasu na siedzenie w domu, nie myślę aż tyle o tym wszystkim.
- Chyba jedyny plus tej pracy, wiesz?

Przewracam oczami z irytacją.

- A co u ciebie? – teraz to ja zadaję pytanie.
- Boże, Kate nie uwierzysz. Luke zaprosił mnie na taką prawdziwą randkę. Ale prawdziwą prawdziwą. Wiesz, eleganckie stroje, restauracja, kwiatki... - mówi z radością wymalowaną na twarzy.

Niesamowicie cieszy mnie jej szczęście, lecz jednocześnie przypomina mi o Jamesie, a raczej jego braku. Jest taka szczęśliwa, gdy opowiada o swoim związku, że czasami zdarza mi się przyłapywać na zazdrości.

- Kelsey, to super! – wołam z uznaniem.
- No nie? Nie mogę się doczekać. Przyjedzie po mnie o dwudziestej.

O dwudziestej? Czyli to oznacza, że nie odbierze mnie z pracy... Kate! - ganię się w myślach, gdy moje myśli lawirują w zdecydowanie zbyt odległych myślach.

Luke nie jest moim szoferem na zawołanie. Ma prawo iść ze swoją dziewczyną na randkę i nie ma obowiązku odwożenia mnie do domu, nawet gdyby ktoś przystawiał mi w tym momencie nóż do gardła.

Pora dorosnąć i zmierzyć się ze wszystkim samodzielnie.

**********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - z dala od Ciebie | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz