Rozdział 47

16.2K 570 64
                                    

Coś się kończy a coś zaczyna

KATE

Dziś jest dzień, na który czekałam od dłuższego czasu. Koniec roku akademickiego. I choć bardzo podoba mi się życie studenta, cieszę się, że przede mną trochę wolnego. Prawo samo w sobie nie jest aż tak łatwe jak mogłoby się wydawać, a dodatkowo dochodziły jeszcze przedmioty, które niekoniecznie wiązały się z moim kierunkiem studiów. Czasem miałam ochotę to rzucić i zająć się czymś innym, jednak koniec końców cieszę się, że tego nie zrobiłam. Byłaby to decyzja podjęta pod wpływem chwili i z pewnością w chwili obecnej bardzo bym tego żałowała.

Możecie mi wierzyć lub nie, ale naprawdę jestem z siebie dumna. I z tego, że przeżyłam te trzy lata. Przede mną co prawda jeszcze trochę nauki, praktyki i aplikacja, ale mam pewność, że dam sobie ze wszystkim radę. Jako dziecko mogłam tylko pomarzyć, że w przyszłości zostanę prawniczką w eleganckim stroju z teczką pod ręką. Dziś to marzenie wydaje się realne.

*

Gdy razem z Kelsey wychodzimy z głównego kampusu uniwersytetu, nie potrafię pohamować jednoczesnej radości jak i smutku. Z jednej strony cieszę się na nadchodzące wakacje, ale z drugiej strony wiem, że jeden z etapów mojego życia właśnie się kończy. Razem z Jamesem postanowiliśmy, że wspólnie się przeprowadzimy. Co prawda nasze przyszłe lokum będzie gotowe dopiero po wakacjach, ale już teraz mam świadomość, że wszystko się zmieni.

- Kateee... – mówi z troską Kelsey, kiedy obejmuje mnie ramieniem i przyciąga bliżej siebie. – Nie płacz..
- Nie płaczę... – protestuję, gdy wycieram policzki ze słonych łez.
- A niby co robisz? Oczy ci się pocą?

Przyjaciółka uśmiecha się do mnie życzliwie.

- No chodź tu.

Po tych słowach zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku i mocno przytula. Nie rozumiem jak łatwo przychodzi jej pożegnanie z dotychczasową rzeczywistością.

- Przepraszam... - bąkam pod nosem. – Po prostu zrobiło mi się przykro jak tak sobie pomyślałam, że już więcej tu nie wrócę i nie będę z tobą mieszkać...
- Wiem – mówi, gładząc mnie delikatnie po plecach. – Ale pomyśl sobie, że teraz będzie tylko lepiej. Kurde dziewczyno, zdobyłaś praktyki w najlepszej kancelarii w okolicy, a na dodatek idziesz tam dopiero po wakacjach. Teraz możesz szaleć i bawić się bez zobowiązań przez całe dwa miesiące, bez myśli, że musisz się uczyć do egzaminów. Uśmiechnij się! Coś się kończy, a coś zaczyna. Poradzisz sobie. Zresztą, znasz adres, pod którym jeszcze jakiś czas temu mieszkałaś. Wiesz gdzie będę pomieszkiwać dopóki Luke mnie nie wywali. A ja znam twój, to nie tak daleko od siebie. Poza tym będziemy się widywać na kampusie.

Uśmiecham się do siebie i odsuwam od przyjaciółki. Ma rację. Coś się kończy, a coś zaczyna. Teraz muszę stawić czoła nowej sytuacji.

- Masz rację. Dziękuję, Kels...

Przyjaciółka odwzajemnia uśmiech.

- Chodź. Musimy zabrać nasze walizki z akademika i oddać klucze, a robi się już ciemno.

*

Siedzę na swoim łóżku i wpatruję się w stojącą przede mną walizkę. W mojej głowie pojawiają się wspomnienia związane z tym pomieszczeniem. Choć nie mieszkałam tu od początku, a pokój ma zaledwie kilkanaście metrów kwadratowych na dwie osoby, tak wiele się tu wydarzyło, że ciężko zostawić mi to miejsce i po prostu wyjść. Chwile spędzone tutaj były różne – jedne szczęśliwe, które chciałabym powtórzyć, inne niekoniecznie – jak na przykład sytuacja z Rafaelem, który jak gdyby nigdy nic naskakiwał na mnie, wyzywał i groził. Choć chyba powinnam mówić o nim używając jego prawdziwego imienia, a nie tego fałszywego. Gdy tylko o tym myślę moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz.

Potrząsam głową i podnoszę się z miękkiego materaca.

- Idziemy? – pytam nerwowo przyjaciółkę, która dopakowuje swoją walizkę.
- Już? Myślałam, że będziesz chciała posiedzieć, pożegnać się z tym miejscem...
- Nie chcę – odpieram zbyt pewnie.

Rozkładam rączkę walizki, zarzucam torbę podróżną na ramię i wychodzę na korytarz.

Po kilku minutach Kelsey wyłania się z pokoju i zamyka za nami drzwi.

- Wszystko wzięte? – pyta radośnie.

Kiwam potakująco głową. Nawet jeśli coś zostawiłam – trudno.

Wychodząc, zachodzimy jeszcze do punktu administracyjnego na samym dole budynku, gdzie oddajemy klucze, podpisujemy oświadczenie o pozostawieniu pokoju w stanie nienaruszonym sprzed wprowadzenia się i inne takie duperele. W końcu po czterdziestu minutach spędzonych w poczekalni, a potem w gabinecie, opuszczamy budynek akademika.

- Chodźmy, bo zaraz znowu się popłaczesz.

Kiwam potakująco głową i razem z Kelsey zmierzamy w stronę parkingu, gdzie stoi jej samochód.

*******************
Jeśli spodobał Ci się rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza pub gwiazdki!

A wszystkich stałych czytelników, którzy jeszcze nie skorzystali, zapraszam na moje najnowsze opowiadanie „Zaginiona". Już niedługo zaczną pojawiać się tam kolejne rozdziały.

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - z dala od Ciebie | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz