Rozdział 20.

25.7K 1K 347
                                    

Maya

Renzo trzyma mnie za rękę i prowadzi w głąb otaczającego rezydencję ogrodu.

Nigdy nie widziałam naraz tylu kwiatów. Oszałamia mnie ich zapach i dźwięki natury, dobiegające nas zewsząd, jakbyśmy znaleźli się w jakimś innym wymiarze.

Zapomniałam już, jak cudowny potrafi być świat, z dala od miejskiego zgiełku. Z dala od ciągłej gonitwy zatłoczonymi ulicami. Od presji, by nie pozostawać w tyle, gdy inni odnoszą sukces.

Jakaś część mnie pragnie, by ten dzień nigdy się nie kończył.

Docieramy do furtki, prowadzącej na roztaczające się wokół ogrodu łąki. Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego Renzo sugerował mi założenie czegoś wygodniejszego, niż szpilki, które miałam na sobie rano. Płaskie sandałki sprawdzą się tutaj zdecydowanie lepiej.

Przepuszcza mnie w przejściu, a gdy znajdujemy się już na zewnątrz, idąc ubitą, wąską dróżką, spoglądam na niego, zastanawiając się, dokąd mnie prowadzi. Zauważam, że wygląda jakoś młodziej. Jego rysy są gładsze, jakby i on zapominał tutaj o wszystkich zmartwieniach, które trapią go na co dzień.

Nie przerywam ciszy, która panuje między nami. Mam wrażenie, że żadne słowa nie są nam w tej chwili potrzebne.

Docieramy w końcu do niewielkiej, skrytej w cieniu drzew, polany.

Z moich ust wydobywa się ciche westchnienie.

Pośrodku otoczonego rozłożystymi dębami terenu, znajduje się staw, porośnięty przy brzegu kwitnącymi liliami. Otacza go soczyście zielona, ukwiecona trawa, a korony drzew układają się w taki sposób, że zacieniają wszystko, poza taflą wody, która odbija teraz niezmącony błękit letniego nieba.

- Podoba ci się? - pyta Renzo, odrobinę mocniej ściskając moją dłoń. - Nie byłem tutaj od paru dobrych lat.

- Mam wrażenie, że śnię - odpowiadam z zachwytem.

Renzo pociąga mnie w stronę najbliższego drzewa.

- Masz coś przeciwko posadzeniu tyłka na trawie? - pyta, wskazując miejsce tuż obok grubego pnia.

Przygryzam wargę.

- Cóż... Gdybyś oddał mi majtki, pewnie nie musiałabym obawiać się inwazji mrówek w różnych dziwnych miejscach.

Jego szczery, beztroski śmiech zdaje się wibrować w moim ciele. Renzo przyciąga mnie do siebie i przysiada na ziemi, opierając się o pień i sadzając na swoich udach.

- Teraz nie musisz bać się mrówek - mruczy, poprawiając się, by było nam wygodnie. - Ale nie licz na to, że twój tyłek jest bezpieczny. Na pewno nie ze mną.

Przygryza płatek mojego ucha i czuję, jak przez moje ciało przenika lekki dreszcz. Unoszę głowę i przez chwilę patrzymy na siebie, jakbyśmy po raz pierwszy widzieli się w pełnym świetle. Bez masek i udawania. Bez zastanawiania się nad tym, co będzie jutro.

- Czuję, jakbym znowu miała siedemnaście lat - szepczę, unosząc dłoń i przesuwając palcem wzdłuż linii krótkiego zarostu na twarzy Renza.

- Chciałbym, żeby tak było.

Marszczę brwi i zsuwam dłoń na jego pierś, szturchając go lekko.

- Sugerujesz, że jestem dla ciebie za stara?

Renzo śmieje się i całuje mnie w czubek głowy.

Mam wrażenie, że zaraz się rozpłynę.

- Nie, maleńka. Chciałbym, żebyśmy oboje mieli te dziesięć lat mniej. - Zakłada mi za ucho kosmyk, który wymknął się z misternie upiętego koczka. - Pomyśl tylko. Mogłabyś być dziewczyną, która przyjechała tu na wakacje i została uwiedziona przez przystojnego włoskiego młodzieńca.

Asystentka (WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz