Rozdział 4.

25.8K 1K 437
                                    

Maya

     Następnego dnia przychodzę do pracy przed czasem, ubrana w stosowny pracowniczy uniform, składający się z białej koszuli z logiem firmy i, sięgającej przed kolano, ołówkowej spódnicy. Włosy związałam w skromny, gładki koczek, a mój makijaż jest ledwie dostrzegalny. I tak nie zasłoniłby opuchniętych oczu.

Przepłakałam cały wieczór, zastanawiając się, co jest ze mną nie tak. Nigdy nie byłam przesadnie pewna siebie, ale przez Nolana i to, co się między nami dzieje... a może raczej nie dzieje, zupełnie straciłam ochotę na staranie się, by wyglądać seksownie. I tak jestem tylko szarą myszką, na którą nikt nie zwróciłby uwagi.

Po wejściu do biura znowu widzę tego bufona, Gibbsa i mój humor, o ile to możliwe, pogarsza się jeszcze bardziej.

- Dzisiaj już nie próbujesz robić z siebie widowiska? - pyta ze swoim szyderczym uśmieszkiem.

Rzucam mu znużone spojrzenie i zajmuję miejsce za biurkiem.

- Spadaj.

- Myślałem, że będziesz próbowała oczarować Bonetti'ego, żeby wybrał właśnie ciebie.

Przez chwilę zastanawiam się, o co mu chodzi.

- Wybrał? Do czego? - pytam, gdy nic sensownego nie przychodzi mi do głowy.

Cameron ściąga brwi.

- Udajesz głupią? Komu, jak komu, ale tobie Olivia na pewno by się wygadała.

- Trochę się wczoraj pocięłyśmy. Powiesz, o co chodzi, czy będziesz się tak droczył?

Robi zadowoloną minę, jakby bardzo cieszyło go to, że wie coś, czego ja nie wiem.

- Nasza sekretareczka podsłuchała rozmowę Harringtona i Bonetti'ego. Zdradziła co nieco Natalie i teraz całe biuro aż huczy od plotek.

Znów robi dramatyczną pauzę, a mnie powoli trafia szlag.

- Jakich, kurwa, plotek? Powiedz wreszcie, bo muszę jechać do klienta.

Gibbs krzywi się, jakby wdepnął w kupę. Dopiero po chwili ponownie otwiera usta.

- Firma zatrudniła właśnie Bonetti'ego z jednego, prostego powodu. Jego ojciec był we Włoszech niezłą szychą, a Pure chce zaatakować tamtejszy rynek. Nasz CMO doskonale się w nim orientuje, w dodatku zna język... No wiesz, ktoś będzie musiał pojechać tam i osobiście zadbać, żeby wszystko poszło, jak należy.

Wzruszam ramionami.

- Dobrze, czyli na jakiś czas będziemy mieć go z głowy.

Gibbs prycha lekceważąco.

- Zastanów się, Sanders. Na taki wyjazd wybiera się raczej z obstawą. I właśnie w tym rzecz... Bonetti zamierza zabrać kogoś z naszego działu.

Wpatruje się we mnie, jakby oczekiwał, że zerwę się z miejsca i pobiegnę błagać szefa, żeby wziął mnie ze sobą. Pewnie, taki wyjazd to wielka szansa i chętnie bym z niej skorzystała, ale biorąc pod uwagę, jak bardzo lubi mnie nasz nowy przełożony, poddaję się bez żadnej walki.

- Świetnie – rzucam bez cienia emocji. - Nie kłopocz się podkładaniem mi bomby w samochodzie. Nie zamierzam brać udziału w tym wyścigu. Powodzenia.

Miałam wypić w biurze poranną kawę, ale nie chcę już dłużej narażać się na towarzystwo Camerona. Zabieram swoją teczkę i wychodzę, odprowadzana jego zdziwionym spojrzeniem.

***

Renzo

     Winda zatrzymuje się na czterdziestym drugim piętrze. Z jakiegoś powodu utkwiło mi w głowie, że to właśnie tutaj pracuje Maya. Wciąż mam przed oczami scenę z wczoraj, kiedy wszedłem do jej pokoju i zobaczyłem ją pochyloną nad biurkiem w tej cholernej, krótkiej spódniczce.

Asystentka (WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz