Rozdział 22.

20.6K 935 430
                                    

Maya

     W niedzielę, około północy, lądujemy na lotnisku w Miami.

Od wymiany zdań na tarasie odezwaliśmy się do siebie z Renzem ledwie kilka razy, a i to tylko w kwestiach dotyczących podróży.

Wmawiam sobie, że tak jest lepiej. Nasz romans dobiegł końca i czas wrócić do rzeczywistości. Ciągnięcie go tylko niepotrzebnie skomplikowałoby nam obojgu życie.

Renzo chwyta moją walizkę, zanim zdążę sama po nią sięgnąć i w milczeniu zmierza z nią w kierunku parkingu. Idę obok, czując się zupełnie wyczerpana, zarówno długim lotem, jak i napięciem, które jest między nami.

Gdy wychodzimy na zewnątrz, owiewa nas chłodne, wilgotne powietrze. Pogoda postanowiła chyba dopasować się do mojego nastroju. Nocne niebo zasnute jest chmurami, skutecznie przysłaniającymi księżyc i gwiazdy. Czuję na skórze pierwsze krople deszczu.

Renzo wyciąga telefon i kontaktuje się z wynajętym przez firmę kierowcą. Kilka chwil później pod wejście podjeżdża ten sam cadillac, który przywiózł nas tutaj przed tygodniem.

Kierowca odpina pas, by pomóc nam z bagażami, ale Renzo wyciąga dłoń, dając mu do zrozumienia, że sobie poradzimy. Otwiera bagażnik i umieszcza tam nasze walizki, a następnie po dżentelmeńsku otwiera dla mnie drzwi.

- Obejdzie się – rzucam pod nosem, wsiadając do środka. Nasze spojrzenia na moment się spotykają i widzę w oczach Renza to samo, co ujrzałam dziś rano w lustrze.

Próbę pogodzenia się ze stratą.

Szybko odwracam wzrok, bo jakaś część mnie ma ochotę rzucić mu się w ramiona i zacząć całować, obiecując, że zgodzę się na wszystko, co mi zaoferuje.

Na szczęście powstrzymuję to idiotyczne pragnienie.

     Samochód zatrzymuje się tuż przed klatką prowadzącą do naszego mieszkania. Renzo znów wysiada, ale tym razem wyskakuję z auta, zanim zdąży otworzyć moje drzwi.

Nie potrzebuję jego uprzejmości. Chcę znaleźć się jak najdalej od błękitnych oczu i egzotycznego zapachu, który zbyt mocno uderza mi do głowy.

Gdy wyjmuje mój bagaż, wyciągam rękę, by przejąć walizkę.

- Dam sobie radę – mamroczę, nawet na niego nie patrząc.

- Pozwól, żebym cię odprowadził – mówi łagodnie, a w jego głosie pobrzmiewa prośba.

Nie mam siły się z nim sprzeczać. Im mniej słów padnie między nami, tym lepiej.

Wzruszam ramionami i obracam się, idąc w stronę klatki.

Przystajemy przed drzwiami, zaledwie kilka metrów dalej.

- Dziękuję – rzucam, gdy Renzo oddaje mi walizkę. - Do zobaczenia w pracy.

Obracam się, żeby wejść do budynku, ale ciepła dłoń delikatnie chwyta mnie za ramię. Wstrzymuję oddech i powoli kieruję wzrok na stojącego przy mnie mężczyznę.

- Nie chcę, żeby to był koniec – szepcze Renzo, wwiercając się we mnie intensywnym, palącym spojrzeniem.

Przez chwilę słyszę tylko głośne dudnienie własnego serca. Znów mam ochotę schować sobie w buty całą dumę i po prostu się do niego przytulić.

Biorę głęboki oddech i, chwytając się resztek rozsądku, prostuję się, patrząc na niego twardo.

- Wydaje mi się, że dokonałeś już wyboru.

Asystentka (WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz