Rozdział 28.

21.3K 997 312
                                    

Maya

     Minęły dwa miesiące odkąd wprowadziłam się do małego mieszkanka w pobliżu centrum Orlando.

Niespecjalnie polubiłam to miasto, ale ponieważ znalazłam całkiem niezłą pracę, raczej zabawię tu jeszcze przez jakiś czas.

Co w sprawach sercowych? Cóż, wciąż próbuję pozbierać się po uczuciowej katastrofie, którą spowodował Renzo. Czuję się już odrobinę lepiej. Nie myślę o nim tak często, jak na początku, ale kiedy zasypiam, wracają do mnie wspomnienia spędzonych wspólnie chwil. Mimo, że nie było ich wiele, zostawiły we mnie ślad, którego za cholerę nie potrafię wymazać. To trochę absurdalne, że krótki czas spędzony z Bonettim odcisnął na mnie większe piętno, niż całe lata u boku Nolana.

Tak to już jest, że uczucia wymykają się zasadom logiki.

      Wychodzę z biurowca, w którym przyjęto mnie na okres próbny. Jeśli się sprawdzę, mam szansę dostać posadę młodszego specjalisty do spraw marketingu.

Całkiem nieźle, jak na początek.

Dochodzę do przejścia dla pieszych i, kiedy mam już iść na drugą stronę, wyczuwam na karku dziwne mrowienie. Obracam się, zastanawiając skąd to wrażenie i nagle zauważam siedzącego na ławce... Martino.

Co on tutaj, u diabła, robi?

Unoszę brwi. Po chwili przypominam sobie o kontrakcie, którym chwalił się podczas naszego przypadkowego spotkania.

Włoch wciąż wpatruje się we mnie niezbyt przyjaznym wzrokiem. Chyba dobrze pamięta tę awanturę na zamku dell'Ovo.

Neapol... Renzo... Coś przewraca mi się w żołądku.

Mimo wszystko postanawiam podejść i zagadać. Boję się, że tym, co mnie motywuje jest nadzieja, że dowiem się czegoś na temat Bonetti'ego. Może właśnie dlatego nie mogę się powstrzymać...

– Co za spotkanie – mówię, przywołując na twarz lekki uśmiech.

Mina mężczyzny jasno daje mi do zrozumienia, że nie mam co liczyć na przyjacielską pogawędkę. Po wzroku szczeniaczka nie został już nawet ślad. Martino odwarkuje mi coś po włosku, a ja spinam się i czuję, jak na policzki wpełza mi czerwień. Nie wiem, co powiedział, ale zabrzmiało, jak obelga.

Z dudniącym sercem odwracam się, by jak najszybciej zakończyć tę niefortunną wymianę zdań.

Cholera, Maya! I po co ci to było?

Chcę już odejść, ale słyszę, jak mówi, tym razem po angielsku:

– Nie wstyd ci, spotykać się z żonatym mężczyzną?

Obracam się powoli, nie dowierzając w to, co słyszę.

– Skąd...?

– Jestem kuzynem Rosarii. To ja powiedziałem jej o waszym romansie. – Widzę, jak marszczy nos. – Może dzięki temu dziecko nie straci ojca...

Teraz dociera do mnie, czemu prawie pobili się z Renzem w Neapolu. Tylko, w jakim celu Bonetti powiedział mu wtedy, że jesteśmy razem? Chciał mieć jeszcze więcej kłopotów?

Myślałam, że moje życie wraca w końcu na właściwe tory, a teraz znów mam w głowie cholerny mętlik. Nie chcę być w pobliżu Martina ani chwili dłużej. Nie zamierzam mu się tłumaczyć.

Obracam się i, wciąż czując na sobie jego wzrok, ze łzami w oczach, ruszam przed siebie.

*****

Asystentka (WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz