16.

35 7 3
                                    

Los Angeles, 25 kwietnia, 9:30

- Ludzie, wstawać! - usłyszeli krzyk Bryce'a z samego rana. Cameron co prawda nie spał, studiując wiersze, ale wzdrygnął się nerwowo na nagły dźwięk. Weronika przetarła oczy i przewróciła się na drugi bok. - Dzisiaj niedziela! Bryce* i Ryan będą tu za pół godziny!

Ostatnie zdanie sprawiło, że Weronika otrząsnęła się, jakby wylano na nią kubeł zimnej wody i wstała. Ubrała się szybko, wybierając czarną, lekko obcisłą i sięgającą trochę nad kolana sukienkę na ramiączkach. Były urodziny Cama. Chciała pokazać, że dla niej to też ważne wydarzenie.

- Hej - zapukała w futrynę drzwi, opierając się o nią i uśmiechając. Cameron uniósł wzrok znad jaśniejącego ekranu telefonu i odwzajemnił uśmiech, powoli i z namysłem lustrując jej ciało. Dziewczyna poczuła się dosyć skrępowana, ale szybko o tym zapomniała, gdy skierowała się w jego stronę z tym, po co tu przyszła. - Wszystkiego najlepszego.

Podała mu kartkę ze szkicem. Nic nie powiedział, ale przyjrzał się rysunkowi. Było to jedno z jego zdjęć z Zoe, kiedy kotka stoi mu na ramionach, a on pochyla się i śmieje, robiąc w lustrze zdjęcie. Można powiedzieć, że rysunek naprawdę wyszedł - cienie i rysy twarzy narysowane były wręcz perfekcyjnie, bardziej doświadczona czy upierdliwa osoba mogłaby przyczepić się do lekkiego zamazania niektórych linii i pewnych nierówności.

Cameron otworzył szerzej oczy. Rysunek był piękny. Jemu samemu czasem zdarzało się narysować jakiś szkic, ale nie coś takiego! Wyglądało to prawie tak, jakby ktoś przerobił zdjęcie w jakimś programie.

- Wow - spojrzał na nią ze zdumieniem, unosząc brwi z niedowierzaniem. - Ty to narysowałaś, czy poszłaś na łatwiznę, przerabiając i drukując?

- Jasne, że narysowałam. Chyba to widać, nos mi wyszedł trochę krzywy i...

- Jest idealnie - mruknął Cameron, przerywając jej. Wstał z krzesła. Weronika zarumieniła się, ta uwaga z pewnością sprawiła jej przyjemność. Uśmiechnęła się szczerze. Podszedł do niej. Choć nie mógł o tym wiedzieć, dziewczyna nie mogła skupić wzroku. Był blisko. Za blisko. Umięśniony tors w niedużej odległości od twarzy ze względu na jej nie za wysoki wzrost nie pozwalał zebrać myśli. Cam pochylił się delikatnie, pocałował ją w policzek i powiedział: - Dziękuję.

Weronika spojrzała na niego, zaskoczona. Po jej skórze w błyskawicznym tempie rozlał się rumieniec, cieszyła się, że skierował swoje kroki do wyjścia i tego nie zauważył. Jej nadzieja została jednak szybko rozwiana, gdy dodał, stojąc w drzwiach:

- Ślicznie dziś wyglądasz. Szczególnie z tym rumieńcem.

Obserwowała go, jak wychodził, wciąż stojąc jak skamieniała. Otrząsnęła się dopiero wtedy, gdy Zoe otarła się o jej nogi, przechodząc obok. Weronika spojrzała w dół na kotkę domagającą się uwagi, po czym wzięła ją na ręce i zaczęła głaskać. Zwierzę zamruczało i przymknęło powieki, a siedemnastolatka skierowała swe kroki do kuchni.

Cameron i Bryce obrócili się jak na zawołanie, słysząc jej kroki. Właśnie szukali czegoś nadającego się do jedzenia w lodówce. Sądząc po ich minach, średnio im to wychodziło. 

Z pewnym zaskoczeniem wytatuowany gitarzysta spojrzał na Zoe.

- Chyba cię lubi... Normalnie nie jest taka chętna do jakiegokolwiek kontaktu z obc... - nie w porę ugryzł się w język. Bryce przyglądał się im z błyskiem w niebieskim oku, nic nie mówiąc. 

- Obcymi? Chyba ją rozumiem - uśmiechnęła się dziewczyna, dając Cameronowi do zrozumienia, że wszystko jest okej. Nie miała mu tego za złe, nie poczuła się w żadnym stopniu urażona. 

- Dobra - Bryce zatarł ręce, po czym z cwaniackim uśmiechem skierował się do Weroniki: - Zrobisz naleśniki? Całe pozostałe żarcie jest na imprezę, a to chyba jedyne, co da się zrobić z resztek...

- Przecież wasi koledzy mieli tu być o dziesiątej, a jest za dziesięć... - Weronika spojrzała na mężczyznę z wahaniem. Bystre oczy Bryce'a spoczęły na niej, a ona zorientowała się, że są pełne rozbawienia.

- Oni zjadą się koło trzynastej! Chciałem po prostu zwalić was z łóżek! - Bryce zaśmiał się głośno. Cameron parsknął z niedowierzaniem i przetarł oczy, zastanawiając się, jak to możliwe, że się przyjaźnią. Weronika, pomimo absurdu sytuacji, zawtórowała wokaliście. 

- Możemy liczyć na coś dobrego do jedzenia? - błagalnie złożył ręce Bryce i uśmiechnął się szeroko. Cameron także spojrzał na nią wyczekująco.

- Co Sally w tej chwili robi? Ona świetnie gotuje - zaczęła się z nim droczyć, kładąc nacisk na przysłówek. Obu mężczyzn westchnęło zgodnie i zarazem dosyć teatralnie.

- To wiemy. Nie mamy za to pojęcia, jak gotujesz ty - Cameron spróbował podejść ją od innej strony.

- No właśnie! Zlituj się nad nami, nie przeżyjemy kolejnego bezglutenowego żarcia!

- Musieliśmy to znosić przez kilkadziesiąt tygodni, a teraz możesz magicznie i w bardzo prosty sposób odmienić tą okropną rutynę...

- Bardzo cię lubimy, pokaż nam, że ty nas też... - Bryce był chyba serio zdesperowany. 

- Uratuj nas z piekła z aż do bólu zdrowym jedzeniem...

- Liczymy na ciebie...

Zrezygnowana, ale także cholernie rozbawiona siedemnastolatka uniosła ręce w geście poddaństwa, a uradowani i zadowoleni z siebie mężczyźni przybili sobie piątkę. Weronika spojrzała na nich z pobłażliwą miną i uniesionymi brwiami. Cameron i Bryce tylko wyszczerzyli się jak głupi. Jak to możliwe, że męski rodzaj był tak leniwy?

- Z czym chcecie te naleśniki?

~*~

Kolejna godzina upłynęła całkiem sprawnie i przyjemnie - Weronika przygotowywała jedzenie, a Bryce i Cam jej pomagali. Poza tym kręcili się wokoło i pytali, kiedy będzie gotowe, doprowadzając dziewczynę do szewskiej pasji z dużą dawką śmiechu.

- Ej, to jest pyszne - wymamrotał Bryce, pochłaniając kolejną porcję.

- Nie wiem jak ty możesz to zjeść z taką ilością toffi. To jest strasznie słodkie! - patrzyła na niego spod byka, kątem oka obserwując też Camerona.

- A ja nie wiem, jak ty możesz jeść tak mało - zaśmiał się Bryce, sięgając po siódmą dokładkę, na co dziewczyna otworzyła szerzej oczy.

- Właśnie - wyszczerzył się Cameron, popijając kawę i odkładając pusty już talerz na bok. - Może i Bryce wpieprza za trzech - przy tych słowach wokalista spojrzał na niego spode łba. - Ale ty jesz strasznie mało. Już Zoe je więcej.

- Jasne - prychnęła i wstała, by schować talerz do zmywarki. Mężczyźni po chwili zrobili to samo, pomogli jej uporządkować kuchnię i opuścili pokój.

~*~

Rozległ się dzwonek do drzwi. Weronika spięła się mimowolnie. Stresowała się. Nie zdążyła nawet wyjść z pokoju, a już usłyszała powitania i trzy nowe głosy.

- Ben? - Bryce był wyraźnie zdziwiony, ale nie słyszała, że zły. - Miałeś być na jakimś wyjeździe!

- Stwierdziłem, że skoro już do was przyjeżdżam, muszę ściągnąć stamtąd i zabrać mojego kochanego braciszka bliźniaka! - parsknął inny, obcy głos.

- Pójdziemy na roller coastery?! - wykrzyknął ktoś, a Weronika westchnęła cicho, słysząc twierdzącą odpowiedź Camerona.

- Weronika, chodź! - dobiegł ją głos Bryce'a, więc z wahaniem wyszła na korytarz. Poza NEFFEXem ujrzała trzech mężczyzn, z czego dwóch wręcz identycznych. Zapadła cisza jak makiem zasiał.

Zapowiadał się długi dzień...

~*~

*Bryce Schmidt, tak jak Ryan i Ben, jest postacią rzeczywistą. Tylko dlatego nastąpiło powtórzenie imion :).

Destiny | C. W.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz