38.

26 6 0
                                    

Los Angeles, 23 marca, 16:57

Dom rodziców Cama był wystawną, nowoczesną willą. Utrzymany w białym i czarnym kolorze podjazd i budynek sprawiał eleganckie, ale zimne wrażenie. Nie było to zbyt ciepłe, gościnne i przyjazne miejsce...

Weronika od rana była spięta i zdenerwowana. Mimo że bardzo się starał, nawet Cam nie potrafił tego zmienić. Sam nie miał najlepszych odczuć co do dzisiejszego wieczoru, ale postanowił sobie twardo, by jej tego nie okazywać. Musiała wiedzieć, że ma w nim wsparcie. 

- Idziemy? - zapytał, parkując samochód na żwirowym podjeździe. Poczuł, jak powoli ogarnia go coraz większe zdenerwowanie. Martwił się o Weronikę. Jej rodzina była przeciwko niej. Nie chciałby, aby otrzymała kolejny cios od jego "bliskich".

- Ta... tak - mruknęła z niezdecydowaniem. Wykręciła lekko dłonie, jak zawsze, gdy była zdenerwowana. Tym razem jednak nie musiał dostrzegać takich sygnałów, bo doskonale podzielał jej uczucia.

- Chodź tutaj - odparł z uśmiechem, po czym objął ją i pocałował. Jego usta czule i z miłością dotykały jej warg. Odsunął się od niej z trudnością i spojrzał jej w oczy. - Jeżeli coś pójdzie nie tak, po prostu stamtąd wyjdziemy, okej? Powiedz, jeżeli sam się nie zorientuję, że coś nie gra...

- Jasne, dzięki - dziewczyna zdobyła się na słaby uśmiech. Był pełen podziwu, że już wtedy nie zrezygnowała. Przez te kilka dni wielokrotnie opisywał jej, jaka jest jego rodzina. Oboje zdawali sobie sprawę, że mogło wyjść bardzo... nieciekawie.

Cam wysiadł z auta i szybko obszedł samochód, by z galanterią i cwaniackim uśmiechem otworzyć przed Weroniką drzwi. Parsknęła śmiechem na widok jego kretyńskiego wyrazu twarzy, a on jeszcze raz zlustrował ją wzrokiem.

- Jeżeli to nie wypali, jedyną zaletą tego wieczoru będzie to, że założyłaś tę genialną sukienkę... - mruknął uwodzicielsko, obdarzając ją jeszcze krótkim uściskiem.

Mówił o granatowej kreacji, którą kupiła jej Sally. Obcisły krój idealnie podkreślał figurę i krągłości dziewczyny. Mimo że początkowo była przeciwna tej, co prawda, dosyć wyzywającej sukience, w końcu dała się na nią namówić.

- Jasne - przewróciła oczami z sarkazmem, ale także lekko weselszym uśmiechem. W tęczówkach Cama mignął błysk satysfakcji. Udało mu się ją rozbawić i, co za tym idzie, rozluźnić trochę atmosferę.

- Chodź - pociągnął ją za rękę, a ciepły uścisk dłoni dodał im obojgu otuchy, odwagi i pewności siebie. W każdej chwili mogli stąd wyjść, prawda?

Cam zapukał do drzwi, mocno splatając palce Weroniki ze swoimi. Przełknął nerwowo ślinę, gdy zamek się przekręcił.

- Witajcie! - zawołała mama Cama w wejściu. Gitarzysta i Weronika nie mogli jednak pozbyć się wrażenia, że zapał i radość były, lekko mówiąc, fałszywe... A może to tylko siła sugestii wcześniejszych przypuszczeń? - Jestem Alexandra Wales, a ty to pewnie Weronika?

Średniego wzrostu kobieta z brązowymi oczami i blond włosami uścisnęła dłoń osiemnastolatki, uśmiechając się... nieco sztucznie..?

Weronika na chwilę zawiesiła wzrok na oczach Alexandry. Były w tym samym odcieniu brązowego co tęczówki Cama, ale bardziej... nieszczere. Fałszywe. Zimne. Niechętne.

Oczy oknami duszy... Weronika miała wielką ochotę westchnąć. 

Po wejściu do nowoczesnego domu powitał ich ojciec Cama, niejaki Dylan Wales. Miał te same co syn, jedwabiste czarne włosy. Co prawda, gitarzysta pofarbował ich górną część na blond, a resztę ściął na długość dwóch milimetrów, ale podobieństwo zostało. Był naprawdę podobny do swoich rodziców. Jeżeli tylko ustawić by ich wszystkich w jednym miejscu, wszyscy wiedzieliby, kto jest kim.

Destiny | C. W.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz