34.

35 6 0
                                    

Los Angeles, 4 lutego, 11:30

Niedługo później zajechali McLarenem Weroniki pod wielką, wystawną willę, która przypominała raczej pałac niż dom. Swoim wozem zwrócili mniejszą uwagę, niż dziewczyna się spodziewała. Potem jednak zorientowała się, dlaczego - po obu stronach czarnej, żelaznej bramy prowadzącej na podjazd stały same ekskluzywne marki aut, takie jak Lexus, Bugatti, McLaren, Ferrari, Mustang, Bentley i wiele, wiele innych. 

Willa była zbudowana z białego, gładkiego kamienia. Zdobione łuki i wysokie kolumny dodawały budynkowi elegancji i niepowtarzalności, a pnącza wspinające się po jasnych ścianach dorzucały szczyptę tajemniczości. 

Ogród otaczający pałacyk był, tak jak budynek, elegancki, ekstrawagancki i zachwycający. Schludne, zdobione ławeczki stały w różnych zakątkach i pod altanami, zachęcając do odpoczęcia. Wycięte w fantastyczne kształty krzewy zdobiły parkowe alejki, a barwne, egzotyczne kwiaty i rośliny nęciły zmysły swym zapachem.

Bryce i Cam wysiedli z samochodu, otwierając drzwi Sally i Weronice, które uniosły brwi z politowaniem, ale jednocześnie podziękowaniem.

Sally miała na sobie pudroworóżową, zachwycającą kreację z trójkątnym dekoltem, krótkim rękawem i rozkloszowaną spódnicą. Białe szpilki pasowały kolorem do małej torebki przewieszonej przez szczupłe ramię dziewczyny.

- Sally, w tym świetle wyglądasz jeszcze lepiej, niż wcześniej - zauważyła Weronika i uśmiechnęła się szeroko, błyskając bielą zębów. Szatynka w odpowiedzi obdarzyła ją krzywym, acz wdzięcznym i radosnym uśmiechem.

- Dziękuję. Ty też wyglądasz pięknie - Sally od czasu swojej rozmowy z Bryce'm była już szczęśliwa. Wokalista jej wybaczył, choć na początku było to trudne. Przeszli jednak ciężką drogę i teraz wszystko między nimi było w jak najlepszym porządku (a nawet lepiej), poza tym między nią a Weroniką nawiązała się piękna, szczęśliwa przyjaźń. Sally nigdy nie zapomniała, że to głównie dzięki osiemnastolatce z powrotem zeszła się z Bryce'm...

Nie miała o tym zapomnieć nawet wtedy, gdy wszelkie dobre intencje i zachowania Weroniki miały zostać podane w wątpliwość.

- Wow. Gdzie my jesteśmy? - zapytała jubilatka Bryce'a i Cama, którzy ubrali się w stylowe i zgodne z aktualną modą marynarki. Było trochę dziwne to, że i tym razem gitarzysta, w przeciwieństwie do wokalisty, nie zrezygnował z typowych dla siebie trampek... ale było to także jego nieodłączną częścią, znakiem szczególnym. Weronika uznała to nawet za urocze.

- Witajcie, drogie panie, na Noworocznej Imprezie u Grantów! - otworzył szeroko ręce Bryce, uśmiechając się wesoło. Cam wszedł mu w słowo, kontynuując:

- Miała zostać zorganizowana w Sylwestra, ale, jak wszyscy wiemy, był to dzień deszczowy... - tak, rzeczywiście. Akurat gdy mieli świętować urodziny Bryce'a (przypadające trzydziestego grudnia) i nowy rok, gdy zaczął padać ulewny deszcz, a tak naprawdę rozpętała się burza. Nic nie wyszło ani z wypadu samolotem do Nowego Jorku, ani  z pokazu fajerwerków... Choć Bryce, jak mówił, zawsze miał pecha. 

Weronice jakoś to nie przeszkadzało. Po plecach przeszedł jej dreszcz, gdy przypomniała sobie o tamtych chwilach. Cam zażartował, żeby nie bała się burzy. Widział doskonale, że uwielbia wpatrywać się w błyskające, gorące i dzikie pioruny, ale, jak sam później stwierdził, "wykorzystał sytuację". Przez cały wieczór, gdy oglądali filmy, pili, jedli i rozmawiali, tulił ją do siebie i całował.

Wspomnienie Sylwestra przywołało w Weronice także wspomnienie Świąt Bożego Narodzenia. W tamte dni panowała wesoła, radosna atmosfera, a całą willę przyozdobili lampkami, łańcuchami i bombkami. Klimatu dodawała gruba warstwa śniegu, która nadzwyczajnie spadła w tamtym roku. 

Destiny | C. W.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz