Ty mała szmato.

49 7 22
                                    

Poranne mdłości dawały Ani nieźle w kość. Pierwsza godzina po przebudzeniu była zawsze najgorsza, wisiała nad kibelkiem i zwracała wszystko co zjadła poprzedniego dnia. Czasami odnosiła wrażenie, że rzyga więcej niż może. Od tego wszystkiego paliło ją gardło. 
Jin, to takie kochane stworzonko, zawsze czekał na nią z kubkiem ciepłego rumianku. Było mu jej tak żal, ale jednocześnie puchł z dumy. Nie mógł się doczekać kiedy wybije brzuszek,  kiedy będzie mógł ją pogłaskać, kiedy poczuje ruchy dziecka. I jakie dać mu imię. Był tak podekscytowany. 
Blada z rozczochranymi włosami stanęła w nogach łóżka
-Dobij mnie, tak będzie szybciej - wykończona położyła się na plecach. - Ile to może potrwać? Za chwilę wyrzygam wątrobę, następnie płuca i na końcu żołądek.
-Płuca nie są połączone z układem pokarmowym - spojrzała na niego z byka - Ok, ok, twoja herbatka. - podał jej ciepły napój. 

Namjoon chodził wokół posesji. 
Skoro mają tu zamieszkać i zacząć sadzić najwyższa pora się za to zabrać.
Szukał idealnego miejsca na zasianie warzyw. 
-Czy ty się chociaż na tym znasz? - zapytał Tae? - Przecież ty nie masz o tym bladego pojęcia. 
RM spojrzał na przyjaciela, miał rację. W życiu nawet nie trzymał szpadla, nie mówiąc już o tym, że ziemię trzeba skopać, zgrabić, zrobić grządki, potem siać, a nie tak jak on myślał, że robi się dziurkę, nasionko do środka i pyk, posadzone. 
Namjoon, na litość boską, podałeś właśnie definicje robienia dzieci, w sumie Tae też to już wie.

-Pomożesz mi? - zapytał zrezygnowany. 
-Tak. Ale zacznijmy może od śniadania?  Potrzebujemy siły, potem zaczniemy kopać ziemię. 
-Nie szkoda czasu na jedzenie? 
-Śniadanie jest najważniejsze, chodź. 
Udali się do kuchni, gdzie Jin z Malwi przygotowali coś ciepłego do zjedzenia. 
Ania siedziała i dłubała w owsiance. Justyna w sumie tak samo. Obie wyglądały słabo. 
Malwina za to była w siódmym niebie, doskakiwała do nich, podkładała pod nos najlepsze kąski. Jedynie Jimin wyczuł, że coś się święci, ale nie pytał. Wolał zaczekać, może w końcu któraś coś powie. Ale postanowił, że będzie się im baczniej przyglądać. 

Po krytycznej pierwszej nocy Yoongi otworzył oczęta. Nie poznawał pomieszczenia. 
Łóżko, czysta pościel? Biały sufit z świetlówkami? Zapach chloru? 
Chciał się podnieść, ale wtedy poczuł silny ból. Tak, jego rana. Przypomniał sobie.
 
Wschodzące słońce wpadało wprost na jego łóżko i raziło go w oczy. W tych głupich oknach nie było nawet jednej żaluzji! Próbował odwrócić jakoś głowę, ale bez większego sukcesu.
Witamy w Polskiej rzeczywistości.

Rozalia podniosła głowę, otworzyła jedno oko, spojrzała co jest grane. Ziewnęła po czym przetarła oczy, ją także zaskoczył ten blask kłujący w oczy. 
-Hej skarbie - przejechała wierzchem dłoni po jego policzku. - zaraz coś zaradzę- podniosła się, z łóżka obok zabrała koc i rozwiesiła w oknie, w końcu zagościł przyjemny cień. Wróciła na krzesełko. - Jak się czujesz? - próbował jej odpowiedzieć, ale zaschło mu w gardle, więc odkiwał tylko głową. - Boli cię? Byłeś operowany, nie wierzgaj tak, bo zerwiesz szwy. Doktor zabronił mi cię męczyć, potem ci wszystko opowiem. 
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale do pokoju wparowała Andżelika. 
-Dzień doberek, słoneczka. Zapowiada się taki piękny dzionek, wymienię ci kroplówkę. - odłączyła pusty pojemnik i zapodała nową dawkę leku - nic się nie martw, będzie dobrze. Jak pani doktor się wyśpi to wam wszystko opowie, dobrze? Kochaniutki, ty nie możesz jeszcze nic jeść, co najwyżej dam ci się napić wody, ale kochanieńka, ciebie zapraszam na śniadanie. 
-Nie jestem głodna, zostanę z nim. 
-Nie ucieknie ci, obiecuje, że jak wrócisz do on tu nadal będzie - Yoongi ścisnął Rózię mocniej za rękę i pokiwał głową wskazując na wyjście. 
Niechętnie, ale poszła. Pocałowała go przed wyjściem, szepnęła cichutko "Kocham cię". Odpowiedział jej uśmiechem, który kosztował go dużo energii.
 
W dyżurce pielęgniarek siedzieli już Sabina z Hoseokiem, dziewczyna mocno przytuliła Rozalkę na dzień dobry. Obie wyglądały na niewsypane i nadal zmęczone, rozczochrane włosy, zapuchnięte oczy. Hosiek za to nadrabiał wyglądem za wszystkie zgromadzone osoby w tym pomieszczeniu, był obrzydliwie przystojny i nawet niewyspanie nie odbijało się na jego twarzy, cóż ma lepsze geny. 
-Czy wszystko poszło dobrze? Wyliże się z tego? 
-Jak na kota przystało- zażartował Hope, za co został zdzielony drobną łapką Sabiny po głowie. 
-Tak, ta pani doktor, ona jest chirurgiem, ponoć była  najlepsza...
-Jest najlepsza- wtrąciła się Andzia. 
-Tak, przepraszam, jest najlepszym chirurgiem w okolicy, obyło się bez większych komplikacji. Całe szczęście, że tym razem Madonna nie trafiła tam gdzie chciała. 
-Czy ja się już wam przedstawiałam??? Andżelika jestem - wyciągnęła rękę do każdego po kolei. I kij z tym, że wczoraj zrobiła to samo. - Ładne nosicie imiona, pan doktor to Michał, a nasza specjalistka od zadań specjalnych to Krysia. - mówiąc to podała kubek gorącej kawy i podstawiła zapakowany rogalik z czekoladą. Śniadanie mistrzów. 
Rozalka podziękowała za poczęstunek, nie przepadała za kawą, ale Lilly, tak, ona by zabiła za kubek gorącej kawy.  
-Kiedy możemy ruszyć w drogę? 
-Róziu, to zbyt poważna operacja, nie możemy go narazić na komplikacje, za szybko by o tym myśleć. 
Wiedziała o tym doskonale, ale gdzieś w głębi duszy było coś, co nie dawało jej spokoju i kazało wsiadać w auto i jechać. Uciekać? Raczej nie. Uratować, tak. Ktoś tam potrzebował ich pomocy, ona to czuła. 

UśpieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz