-Stój!! -głos Rozalii można było usłyszeć w drugim końcu miasta.
-Co się stało?
-Zgubiliśmy ich!
-Coo? - zdziwiony Suga spoglądał w lusterka - jak to możliwe? Przed chwilą jeszcze ich widziałem.
-Nie wiem, zaczekajmy.
Posłusznie zatrzymał samochód, za pazuchę schował mały pistolet i otworzył drzwi. Za jego plecami stał Kook uzbrojony w długi nóż.
-Nie wierzę. Jest pusta ulica, środek miasta, a oni się zgubili? Przecież to absurd.
-Jeszcze się nie nauczyłeś, że teraz nie można być pewnym niczego? Zawracamy. Ja prowadzę.
Wskoczyli z powrotem do wozu.
-Zawołaj ich przez radio.
-Próbowałam, nie mają zasięgu.
-Kurwa. Trzymajcie się, może rzucać - Kook docisnął gazu.
Krążyli tak z dobre pół godziny, ale nie znaleźli samochodu przyjaciół.
-Przecież nie mogli zapaść się pod ziemię.
-Teraz jestem przerażona- Rozalka odganiała czarne myśli, ale nauczyła się już jednego, w tym poronionym świecie trzeba być przygotowanym na wszystko.
Na środek ulicy zbiegło się stado uśpionych.
-No tylko jeszcze ich nam tutaj brakowało. - Kook podwinął rękawy - musimy oczyścić drogę. Kurwa - sklnął pod nosem.
I kiedy faceci zajęci byli unieszkodliwianiem zombiaków do kampera zawitała ona.
-Witam moich nowych niewolników - mówiąc to ukazała sznur białych jak perły zębów, które wyraźnie różniły się od jej całego wizerunku.
-Paniusiu chyba cię pojebało - mocne uderzenie w twarz odrzuciło Róźkę do tyłu.
-Nie masz prawa przemawiać dopóki ci nie pozwolę.
-Co jest kurwa? - w progu stanął Kook. Na jego widok poleciała jej ślinka, był tak cholernie w jej guście, ciemne oczy, włosy, przyciemniona karnacja, spocone czoło i ten umięśniony biceps.
-Przejmuje was i wszystko co do was należy. Od dzisiaj jesteście moją własnością.
Podeszła do chłopaka i przejechała po jego twarzy, zatrzymując swoje długie paznokcie na jego podbródku - Jesteś idealny - oblizała usta - nie próbuj sztuczek to może będę łaskawa - odrzucił jej dłoń. Puściła mu oczko i skinęła palcem. Jednym kurwa małym paluszkiem.
Armia podwładnych otoczyła samochód. Wyciągnęli wszystkich na środek jezdni.
Nawet niebo wystraszyło cię Czarnej Madonny, z miejsca zrobiło się szaro i zaczęło padać.
Kobieta z dumą kroczyła przed swoimi żołnierzami. Sznurek jej pupilków czekał z boku wozu, podchodziła co jakiś czas i głaskała ich po głowach, dokarmiając czekoladkami.
-Ja pierdole, słuchaj obłąkana pizdo, nie mam na to czasu, bierz co chcesz i spierdalaj - Yoongi najwyraźniej był mocno poirytowany.
Jeden ruch głową i została wymierzona mu kara. Skulony od mocnego uderzenia kolbą karabinu w brzuch Suga stawiał nadal opór, dwóch zamaskowanych facetów musiało go przytrzymać.
-Jak się nie uspokoisz to obetnę ci język. Ale najpierw poniesiecie wszyscy karę za moje znieważenie - wyciągnęła dłoń, wybranek jej serca, który zawsze stał za nią, podał jej duży srebrny i ostry miecz. Popatrzyła w jego odbicie i wyraźnie zadowolona wybrała swoją ofiarę.Wesoły autobus nr2 był już w zupełnie innym miejscu.
Kiedy jechali ktoś nagle obrzucał ich wóz kamieniami, zahamowali gwałtownie i wtedy zostali otoczeni.
-No kurwa nie wierzę. - z ust Anki wyrwało się przekleństwo.
Trzech mężczyzn stało na środku, wyglądali na kierowników zamieszania.
Pewnym krokiem podeszli i zapukali do drzwi po czym weszli do środka.
Ładnie się przywitali, niskim ukłonem jak nakazuje ich tradycja.
-Nie chcieliśmy was wystraszyć, przepraszamy za to najście.
Chłopcy oddali ukłon, byli jednak nadal zdezorientowani.
-Coś się stało? Wjechaliśmy na wasz teren? Możemy się zaraz wycofać, nie chcemy sprawiać problemu.
- Ależ skąd - zaczął ten najbardziej wygadany, Narachan - w okolicy grasują bandyci, grupa uzbrojonych żołnierzy pod przywództwem najstraszniejszej kobiety, z jaką mieliśmy do czynienia. Jest to perfidne stworzenie. Chcieliśmy was przed nią ostrzec.
-Armia?
-Tak, kobieta ogłosiła się Królową tego regionu, nawet nosi koronę, kabaret normalnie, nazywa siebie Czarną Madonną.
-Ale tam gdzieś są nasi przyjaciele - Jin nie bardzo rozumiał to co słyszy.
Roda przeczesał włosy - To mają kłopot.
-Nie strasz naszych gości - skarcił go Bitek - zapraszam w nasze skromne progi. Odpoczniecie.
-Nie jesteśmy zmęczeni.
-Jednak nalegam - ton głosu wskazywał, że nie lubią sprzeciwu.
Nie mieli wyjścia, zabrali dupki i udali się z nowo poznanymi.
Zarzucili im worki na głowy, jak to powiedzieli dla swojego bezpieczeństwa. I ruszyli.
Zbici w kupkę, na pace jakiejś małej ciężarówki, dziewczyny wtulone do swoich mężczyzn, wystraszeni i źli. Nie wiedzieli czego mają się spodziewać.
Budynek w stylu małego pałacyku otoczony był wysokim murem, co gwarantowało, że uśpieni tak łatwo się nie wedrą. Małe owocowe drzewka, dzisiaj powoli budzące się do życia, kilka mniejszych krzaczków, kiedyś był to piękny ogród, dzisiaj zaniedbany, bo kto by się tym przejmował? Kiedy teraz poklask miała tylko brzydota?
Przed wjazdem był rozstawione wysokie zasieki i podkopy, dodatkowo patrolowali je panowie w ładnych jasnych mundurach z karabinami przy boku.
Główne wejście również było pilnie strzeżone.
Weszli przez szklane drzwi, duży hol z czerwonymi dywanami i kilkoma biurami, dzisiaj pewnie były przerobione na pokoje mieszkalne lub magazyny broni. Na wprost duże marmurowe schody. Z przepięknie zdobionymi poręczami, prowadziły dwa piętra w górę. Tam tez prowadzili ich nowo poznani. Stanęli przed ogromna aulą, do której wstępu bronili kolejni uzbrojeni mundurowi.
Malwina przyglądała się bardzo uważnie, liczyła każdy schodek, zapamiętywała najmniejszy szczegół, nigdy nie wychodziła z roli policjantki.
Chłopak o białych włosach szepnął coś do strażników, ci się cofnęli i otworzyli drzwi na oścież.
Powitała ich promiennie uśmiechnięta kobieta, z niebieskimi włosami i kolorowej sukience. Witała tak każdego gościa. Zdobywała ich sympatię i usypiała czujność.
Białowłosy, przyklnął na kolano i przekazał sprawozdanie swojej Pani.
-Yhy - kiwała głową, jakby była bardzo zdziwiona - Jest was więcej? Zgubiliście przyjaciół?- gra aktorska szła jej kiepsko, ale nikt nie był na tyle odważny, żeby jej o tym powiedzieć.
- Własnie, co my tu robimy? Po co nas tu przywieźli - gorączkował się Namjoon.
-Spokojnie Słoneczko. Ci panowie uratowali wam życie, powinniście być im wdzięczni. Po wieczerzy pomyślimy jak to rozegrać- podeszła do każdego z nich i uważnie się im przyglądała. Chciała sprawdzić na ile są silni i odważni. Od razu wyłapała ostre charaktery i zakodowała które osoby mogą być dla niej przydatne, a które spisała na straty.
Ale nie tak od razu. Miała czas. Wiedziała, że Czarna Madonna nie uderzy. Miały swoje granice i je szanowały. Chociaż zdarzały się pojedyncze incydenty.
Klasnęła w dłonie - Kochani, wiem że jesteście rozdrażnieni, zapraszam was dalej, rozgośćcie się, panowie odprowadzą was do pokoi gościnnych, nie myślcie za dużo. My się tym zajmiemy.
CZYTASZ
Uśpieni
HororŚwiat w jednej chwili stanął na głowie. Wszelkie zasady dobrego wychowania przestały obowiązywać wraz z pierwszym ugryzieniem. Ludzkie mięso trafiło do menu jako danie główne. Na ulicach miast rozpanoszyli się smakosze. Uśpione dusze, które utkwi...