Znowu JK?

52 7 17
                                    

Marysia złapała katar. Chyba sienny. Sabina nie do końca była pewna co do diagnozy. 
Ale nie było innych objawów wskazujących na przeziębienie. 
-Ech, jeśli to alergia musimy udać się do apteki. 
-Mogę ja? - wychyliła się Susanna - nie mam nic większego dzisiaj do roboty, więc mogę się przejść. 
-Wiesz gdzie jest apteka?
-Znajdę. Napisz tylko co potrzeba. Może coś na zapas też? 
-Chcesz iść sama?
Zrobiła dziwną minę - A nie powinnam? Wiem jak się obronić. Chce pobyć chwilę w samotności. Pozwolisz mi? 
-Ok, ok. Nie miałam nic złego na myśli. Ale byłabym spokojniejsza... 
-Ja z nią pójdę - skubany nie przepuści okazji. Susanna tylko wywróciła oczami. - Wiem, że ci to nie w smak, ale to zbyt niebezpieczne. 
-Chyba ci już to mówiła, nikt mnie bardziej nie zrani niż mój własny mąż. 
-Hola, hola. Może lepiej będzie jak sama to załatwię. Idźcie gdzieś na spacer, pogadajcie, nie wiem, nawrzeszcz na niego, cokolwiek. Doprowadzacie każdego z nas do szału. I przepraszam, że wam musiałam to powiedzieć. 
JK tylko spuścił głowę, bo dobrze wiedział o czym plotkują za ich plecami, ale dla Susanny był to kolejny cios. Odwróciła się na pięcie i wyszła bez słowa. 
-Idź za nią! 
-Ona nie chce nawet przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu, a co dopiero rozmawiać. 
-To ją zmuś. Kurwa. Musicie w końcu ze sobą porozmawiać. Leć za nią. 
-Nie mam siły. Nie zmuszę jej do pokochania mnie. 
-Zakochałeś się - do Sabinki w końcu dotarło - Ty ją naprawdę kochasz. Mój mały braciszek ma złamane serduszko - podeszła i mocno przytuliła go do siebie - Wiem, że to boli. Ale wierzę, że się wam uda. 

Zapłakana Zuzka wpadła na Yonghoona. 
-Co się stało? - złapała go za rękę i pociągła w swoim kierunku. Wpakowali się do jej pokoju. 
-Chce w końcu coś poczuć - wpiła się w jego usta - Dotykaj mnie! Proszę - pospiesznie zrywała z niego ubrania. Facet nie został bierny. Jego usta błądziły po jej szyi i dekolcie. Dopiero kiedy poczuła go na swoich piersiach oprzytomniała. 
-Przestań, stop! - zatrzymał się, spojrzał na nią zdezorientowany - Idź już. Co ja wyprawiam. Idź sobie!! - porwał swoje rzeczy i trzaskając drzwiami odszedł. 
Kopnęła w łóżko, boleśnie raniąc się w stopę. 
 

W tym samym czasie do Sabiny podeszła Ania. 
Nie czuła się za dobrze od pewnego czasu. 
-Możesz mnie zbadać? Źle się czuje, jestem jakaś osłabiona, całe dnie najchętniej bym przespała, może to brak witamin?
-Pokaż się - doktorka zajrzała do gardła, ostukała ją, zmierzyła puls. - Potrzebuje stetoskop, kurczę, jakim cudem jeszcze nie zaleźliśmy ośrodka zdrowia? Co to za dziura? - zaśmiały się - Daj mi chwilkę, musze pomyśleć. Kiedy miałaś ostatnia miesiączkę? 
Pytanie jakby wybiło Ankę z tropu. 
-Nie pamiętam, proszę tylko nie to. 
-Spokojnie, idę zaraz do apteki, wezmę od razu test ciążowy. 
Ania wpadła w małą histerię - Co ja narobiłam?! Nie mogę wydać dziecka na ten świat. To nie możliwe. Nie! 
-Aniu, popatrz na mnie. Nie wpadaj w panikę. Zrobimy najpierw testy, dobrze. A potem pomyślimy co dalej. Ale na wszelki wypadek wezmę od razu witaminy dla kobiet w ciąży. 
-Co?! Nie, ja nie mogę. Musisz mi pomóc. Nie chce tak, nie mogę skazać własnego dziecka na taki los. Pomóż mi...
-Nie chcesz tego zrobić.
-Skąd możesz wiedzieć czego chce?! - Ania powoli traciła panowanie - To niedorzeczne. Narażę nas wszystkich, co jak urodzę? Jak mam walczyć? Jak uciekać? Co jeśli zacznie płakać. Będziemy tylko ciężarem i 
-Wybiegasz w daleką przyszłość. Wróć do domu, połóż się, poukładaj swoje myśli i porozmawiaj z Jinem. Nie możesz podjąć tak ważnej decyzji sama. Jeśli oboje tego będziecie chcieli podam ci tabletki wczesnoporonne. Mam cię odprowadzić? 
-Trafię, ale błagam, nie mów nic nikomu. - miała mętlik w głowie. Była w potrzasku. Wiedziała co to oznacza. Z jednej strony to cud narodzin, nowe życie. Z drugiej, nie w takim świecie chciała wychowywać swoje dziecko. Czekała ją bardzo długa i nerwowa rozmowa z ojcem dziecka. 

Samotna wyprawa do apteki nie wchodziła w rachubę, chciała iść z Hośkiem, ale na jej drodze pojawił się on, Yonghoon. 
-Mam cię! - pomyślała- Poczekaj! - zawołała teraz już na głos - Jesteś mi potrzebny. Weź coś do obrony, idziemy do apteki. Pomożesz mi. I nie chce słyszeć sprzeciwu. - powiedziała to takim tonem, że facet nie miał wyboru. 
Zmierzyła go od góry do dołu, poprawiła okulary i wręczyła plecak. -Jeden dla mnie, drugi dla ciebie. Po drodze poszukamy czegoś na nudę dla Max. Mniej więcej już kojarzę okolicę, więc powinno nam pójść sprawnie. 
-Jedziemy? 
-Idziemy. Chce z tobą porozmawiać. - spojrzała na niego spod okularów - Poważnie i szczerze, ok? - nie mógł odmówić. 

UśpieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz