Sam zniknął, Samuel najprawdopodobniej dybał na niego, numer Lisy wypalał mu dziurę w kieszeni...
Tak. Życie było do dupy. Całkowicie i absolutnie. Dean pomyślał, nieco bardziej niż sardonicznie, że to zasługiwało na świętowanie. Szczególnie takie z rodzaju śmierć-od-whisky. Zatem, w drodze powrotnej z więzienia Hell wziął sobie nie jedną, a trzy butelki czterdziestoletniej szkockiej. Według niego, jeśli o tej samej porze następnego dnia byłby w stanie podnieść się z podłogi, oznaczałoby to, że nie wykonał, kurwa, porządnie swej roboty.
Plan wystartował nieźle. Był już w połowie pierwszej butelki i wszechświat skurczył się do nieco mniej wypełnionej gównem sekcji ścieku, bo dostarczył mu maratonu serialu DR SEXY. Ale, jak to, kurwa, zwykle bywało, spokój nie potrwał długo. Z trudem też zaskakiwało, że jego przerwanie ogłosił znajomy trzepot niewidzialnych skrzydeł.
Pierdolone anioły.
- Witaj, Dean. - Pierdolony Cas.
- Jeśli przyszedłeś tu oglądać więcej porno, to masz pecha – oznajmił Dean, nie odrywając wzroku od telewizora. – Leci DR SEXY.
- Nie przyszedłem tu dla porno – odpowiedział Cas, a jego stoicka powaga również jak zwykle stała w sprzeczności z tematem rozmowy. Dean poczuł łagodną irytację zauważywszy, że wciąż go to lekko bawiło – cholerny cień radości, którą kiedyś znajdował w wybrykach anioła, ale wciąż tam była. Niedobrze. Był w cholernym nastroju nienawidzę-świata, nic nie miało prawa go pocieszać.
Dean gniewnie pociągnął whisky, niemal opróżniając szklaneczkę za jednym razem.
- Czemu tu jesteś, Cas?
Ku jego niebotycznemu zdumieniu, łóżko się ugięło i Dean ostro spojrzał w górę. Zauważył, że Cas usadowił się na końcu tego cholerstwa tuż przy nim, wlepiwszy oczy w telewizor. Co, kurwa?
- Widziałem, że Sam odszedł – wyjaśnił Cas, obserwując serial z determinacją zdecydowanie różną od zwykłej. Ten gest mógłby wykonać Sam, kiedyś w przeszłości – podniósłby delikatny temat nie wymuszając go na Deanie spojrzeniem. Ale że to Cas się na to zdobył – o wiele zbyt surrealistyczne; w końcu był to gościu, który napadał na ludzi w pieprzonej łazience, stojąc ledwo trzy cale dalej. Dean z niedowierzaniem zauważył, że Cas niemal z wahaniem rzucił na niego okiem. Z pieprzonym WAHANIEM, na miłość boską. – Chciałem się upewnić, że... nic ci nie jest.
To musiała być wina alkoholu, ale, kurwa mać, Dean naprawdę nie wiedział, czy miał się śmiać czy płakać. A może kogoś zastrzelić.
Zdecydował się na zdławione parsknięcie i, podniósłszy się z łóżka – i potknąwszy się tylko nieznacznie, pierdolciesięuprzejmie – ruszył do zamrażarki. Więcej lodu – dokładnie tego wymagała ta sytuacja. A tak naprawdę czegokolwiek, dzięki czemu nie sięgnąłby po broń.
- To jest świetne – rzucił przez ramię, otwarłszy zamrażarkę nieco gwałtowniej, niż to było konieczne. – Kiedy ostatnio Sam ODSZEDŁ, miałeś wszystko w dupie.
- Nie rozumiem tego wy...
- Nic cię to, kurwa, nie obeszło! – warknął Dean i odwrócił się. I tak, może i czuł się trochę wykolejony, ale co-do-licha, jedną butelkę już prawie wyżłopał i inne takie. Przez długą chwilę gapił się w niemrugające, niebieskie oczy Casa, po czym z wściekłością zwrócił się z powrotem do stolika i walnął o niego szklanką z taką siłą, że aż się zdziwił, że jej nie roztrzaskał.
Cisza się przeciągała, łamana jedynie głosem Dr Piccolo ponownie deklarującej wieczną miłość do Dr Sexy, podczas gdy Dean kruszył lód i przez chwilę prawie pomyślał, że jeśli się odwróci, to okaże się, że Cas zniknął. Do licha, nie byłby to pierwszy raz. Ale kiedy odwrócił się, trzymając szklankę, anioł się nie poruszył, a jego bardzo niebieskie i bardzo poważne oczy gapiły się na Deana.
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
FanfictionCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!