vingt

842 50 12
                                    


CHARLIE

                Dziewczyny wyszły z mieszkania, a ja od razu wróciłem do mojego pokoju i włączyłem laptopa, by móc zacząć planować imprezę urodzinową dla Sky. Tak, jej urodziny się zbliżają. Więc postanowiłem urządzić jej przyjęcie niespodziankę. Uwielbiała się przebierać i choć Halloween już minęło, to chcieliśmy, by każdy obecny na wydarzeniu miał kostium.

Zaplanowałem już podstawowe rzeczy, ale chciałem poszukać jakichś dekoracji. Zamierzaliśmy wyprawić tę imprezę u nas, bo mieliśmy wystarczająco dużo miejsca, ale jedynym problemem było to, że nie wiedzieliśmy, w jaki sposób zmusić ją do założenia przebrania. Chyba że powiemy, iż urządzamy przyjęcie z przebraniami.

Teraz gdy o tym myślę, to uwielbia Harley Quinn. Może powinienem wymyślić coś z nią związanego? Cholera, sam nie wiem. Ona kołuje mnie w najlepszy możliwy sposób. Kiedy tylko jestem obok niej, czuję się, jakby nie mogło już być lepiej. A kiedy odchodzi, z każdym razem tęsknię za nią coraz bardziej. Tak, wie, że mi się podoba po tym, jak bardzo subtelnie powiedziałem jej o tym tamtej nocy na parkingu, ale dobijała mnie myśl, iż mogła nie czuć tego samego.

Wbiłem wzrok w ekran komputera, nie mogąc znaleźć inspiracji i finalnie po prostu wyjrzałem przez okno. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, wyświetlając numer Madi. Co ona mogła chcieć? Wyszły jakieś dziesięć minut temu.

— Hej, Madi. Co tam? — Odebrałem połączenie, podnosząc urządzenie do ucha. W tle słyszałem krzyki, zamieszanie i syreny. Co się stało?

— Charlie! Och, dzięki Bogu — powiedziała szybko. — Musisz szybko tu przyjść. Jakby teraz i... Um i... Ugh.

— Madi, zwolnij. Co się dzieje?

— Chodzi o Skylar.

— Co?!

— To... To Skylar. Był samochód i... Przechodziła przez ulicę i ją potrącił. Musisz tu przyjść. I zadzwoń do reszty. Powiedz im, co się stało. I Kenny'emu.

— Gdzie jesteś?

— Pod IGA niedaleko waszego mieszkania.

— Dobra, już idę.

Szybko zamknąłem laptopa i łapiąc kurtkę, zadzwoniłem do reszty obsady na FaceTime. Owen i Jeremy odebrali.

— Hej, Charlie. Co tam, stary? — odezwał się blondyn, gdy drugi chłopak pomachał mi zza jego pleców. Najwidoczniej się ze sobą spotkali.

— Skylar potrącił samochód — odparłem grobowym tonem, wybiegając na ulicę. Oboje zamilkli. — Jest pod IGA niedaleko naszego mieszkania. Muszę iść.

Szybko zakończyłem rozmowę, po czym mocno ściskając telefon w dłoni, przejrzałem moje ostatnie połączenia. Moje serce stanęło, gdy zauważyłem w nich imię Skylar. Zawiesiłem nad nim palec, ale tym razem zadzwoniłem do Kenny'ego.

— Cześć, Charlie.

— Sky potrącił samochód — powiedziałem, a te słowa nadal nie wydawały mi się prawdziwe.

— Okej. No cóż, będziemy musieli przełożyć nagrania, dopóki nie wróci. Co robisz?

— Właśnie idę zobaczyć się z nią i Madi. Madi chyba nic nie jest, ale nie wiem nic o Skylar. Zadzwonię do ciebie później.

— Uważaj na siebie.

— Dobrze.

Tuż po tych słowach zakończyłem połączenie. Zauważyłem tłum ludzi za rogiem oraz samochody zaparkowane na środku ulicy.

— Madi? — zawołałem, próbując ją znaleźć. Mój głos był zagłuszony przez to całe zamieszanie. — Madi?!

— Charlie?! — Usłyszałem odpowiedź. Przepchnąłem się przez świadków zdarzenia, by znaleźć ją na samym przodzie. — Charlie! Dzięki Bogu, że przyszedłeś.

Jej cała twarz była mokra od łez.

— Co się dzieje? Gdzie ona jest? Co jest? — spytał, skanując wzrokiem drogę.

— Jest już w karetce.

Skierowałem spojrzenie na pojazd, do którego wnoszono Skylar na noszach. Na twarzy miała maskę tlenową, jej oczy były zamknięte i się nie ruszała. Nadal miała swoją piżamę. Już zaczynałem iść w jej stronę, kiedy Madison mnie zatrzymała.

— Charlie, nie możemy.

Nie mogłem przestać na nią patrzeć, moje serce bolało przez samą myśl o tym, że coś mogło jej się stać. Karetka powoli odjechała, przez co tłum zaczął się rozpraszać. Ja dalej stałem w miejscu. Jest ranna. Jest ranna, a ja nie mogłem jej pomóc. Jest ranna i to moja wina. Nie obroniłem jej. Nie pilnowałem jej bezpieczeństwa. Nie byłem obok niej i właśnie to się wydarzyło. Dziewczyna, którą kocham, właśnie została zabrana karetką, będąc w kto wie jak okropnym stanie. Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu, a kiedy się odwróciłem, zobaczyłem Owena i Jeremy'ego, a także Carolynn, która pocieszała Madi.

— Nie zadręczaj się, stary — poprosił Owen.

Zacisnąłem wargi, obserwując odjeżdżający pojazd medyczny. Ciężko westchnąłem i odepchnąłem od siebie jego rękę, zaczynając wracać do mieszkania. Jeszcze przez chwilę stałem pod drzwiami, rozważając, czy w ogóle powinienem wchodzić do środka. Finalnie to zrobiłem. Panowała tam cisza.

Odkąd tylko się wprowadziłem, nigdy nie było tam tak cicho. Przeszedłem przez salon, zmierzając do sypialni, po drodze zauważając jej bluzę leżącą na ziemi. Podniosłem ją jedną ręką i wbiłem w nią wzrok. Czy to nie ubiegłej nocy zastałem ją pijaną i smutną? I czy to nie dzisiaj rano już nagle była przeszczęśliwa jak zwykle? Te wydarzenia wydawały się mieć miejsce wiele lat temu, ostatnia godzina ciągnęła się niczym kilka dni.





                 Minął kolejny tydzień, a ona nadal się nie obudziła. Ponownie siedziałem przy jej łóżku szpitalnym, uważnie obserwując monitor jej pracy serca, gdy jej klatka piersiowa stopniowo unosiła się i opadała dzięki pomocy maszyny tlenowej. Okropnie było widzieć ją w takim stanie. Z posiniaczoną twarzą, ramionami i ogólnie całym ciałem. Złamała nogę, która była w gipsie, ale na całe szczęście, nie miała żadnych większych obrażeń.

Po prostu było bez niej smutno. Czułem się, jakby cały świat stał się szary bez możliwości naprawienia. Dzisiaj były jej urodziny i miałem nadzieję, że się obudzi, ale najwidoczniej miała inne plany.

Popatrzyłem na pudełko w moich dłoniach, które było uważnie owinięte wstążką. Kupiłem jej naszyjnik z niewielkim klejnotem. Ametystem. Jej ulubionym. Madi pomogła mi go wybrać. Ciężko westchnąłem, odkładając opakowanie na stolik, po czym wstałem z zamiarem odejścia, bo nie mogłem już dłużej na nią patrzeć.

— Charlie? 

HIDE AWAY ━ CHARLIE GILLESPIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz