trente-trois

1.2K 63 38
                                    


                — Dobra, fantomy, jesteście gotowi? — zawołał Kenny. Wymieniliśmy ze sobą tęskne spojrzenia. Nie chcę, żeby to się skończyło. — Czas na ostatnią scenę.

Posłałam chłopakom słaby uśmiech, starając się powstrzymać łzy napływające mi do oczu.

— Damy radę — szepnęłam do nich. Owen puścił mi oczko, a ja pokazałam kciuki do góry. — To chyba dobrze, że dzisiaj kręcimy smutną scenę.

— Ale... To nieprawda? — powiedział Jeremy, na co zachichotałam.

— Właśnie, że prawda. Czytałeś scenariusz?

— Tak. To nazywa się żarty? — Zaśmiałam się i poprawiłam moją sukienkę. — Gotowi na nagrania?

— Niezbyt — wtrącił Charlie. — Ale chyba nie mamy innego wyboru.

Uśmiechnęłam się.

— Więc Kenny, co dzieje się w tej scenie?

— To krótkie ujęcie, które dodaliśmy po tym, jak już skończyliście scenę z Julie — wytłumaczył, a ja przytaknęłam. — Jesteście gotowi?

— Bardziej już nie będziemy.

Posłał nam uśmiech, a ja w tym czasie zauważyłam Madi, Jadah, Savannah i Caro za kamerami. Pomachałam im, po czym ruszyłam na moje miejsce.

— Dobra, akcja! — krzyknął nasz reżyser. Odwróciłam się do chłopaków.

— Więc zespół wrócił — zaczęłam z uśmiechem. — Co teraz?

— Teraz możemy grać z Julie — odparł Jeremy.

— Wiem o tym, Reggie. Chodziło mi o to, co teraz, kiedy już nie macie pieczęci?

— No cóż, dalej będziemy w zespole — dodał Owen. — Dalej będziemy grać jako Julie and The Phantoms.

— Luke? — Odwróciłam się do Charliego.

— Zespół wrócił, Ems — powiedział z uśmiechem. — Zespół wrócił i jest lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. A szczególnie z tobą.

— Ze mną?

— Tak. Może chciałabyś pisać piosenki razem ze mną i Julie? Masz do tego wielki dar.

Posłałam mu spojrzenie.

— Skąd o tym wiesz? — Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i podeszłam krok bliżej niego.

— Uch... Z-znikąd — wyjąkał. — N-nie... Nie. Przestanę już mówić.

— Mądry ruch, piękny chłopcze. — Uśmiechnęłam się pod nosem. — Dobrze. Dołączę do zespołu.

Chłopcy zaczęli wiwatować i przyciągnęli mnie do ciasnego uścisku, podskakując.

— Zespół wrócił — szepnęłam. — Zespół wrócił.

Uśmiechnęliśmy się do siebie, a mi napłynęły łzy do oczu.

— I cięcie! — krzyknął Kenny. Kamery przestały nagrywać, podczas gdy moja dolna warga zaczęła drżeć i po moim policzku spłynęła łza.

— Żadnego płakania — zbeształam siebie, wachlując moją twarz. — Rozmaże mi się tusz do rzęs, a możemy potrzebować kolejnego ujęcia.

— Było idealnie, fantomy. Nie potrzebujemy już żadnych ujęć — ogłosił Ortega. — To koniec.

— Czyli mogę już płakać? — Mój głos stał się kilka oktaw wyższy.

HIDE AWAY ━ CHARLIE GILLESPIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz