vingt-et-un

822 52 0
                                    


                Pisk.

Pisk.

Pisk.

Pisk.

Cały świat był rozmazany. Chmura skołowania. Chmura dźwięku. Chmura koloru. Chmura tego, co było i co jest teraz. W sali szpitalnej zapanowała grobowa cisza, gdy młody mężczyzna zamarł po usłyszeniu jej głosu. Białe ściany wydawały się zbyt jasne, a milczenie zbyt głośne. Stojąc bez ruchu, brunet zaczął uważniej się przysłuchiwać. Do jego uszu dobiegł dźwięk miarowego oddychania. Westchnął. To było zbyt dobre, by było prawdziwe.

— Charlie?

Jej głos. Ponownie. Tym razem się do niej odwrócił i po raz pierwszy od tygodnia zobaczył, że jej oczy były otworzone. W mgnieniu oka znalazł się na fotelu obok niej.

— Skylar, hej — odezwał się cicho, odgarniając jej włosy z oczu, gdy ona trochę zdezorientowana rozglądała się dookoła. — Jak się czujesz?

— Jak gówno — odparła jedynie, na co on się zaśmiał. — Co u ciebie?

— Och, no wiesz. To, co zwykle — powiedział. — Chyba spędziłem tutaj tyle czasu, że wszyscy lekarze i pielęgniarki wiedzą, kim jestem.

— Charlie! — Skarciła go i posłała mu spojrzenie, bo była na tyle wykończona, że nawet nie miała siły podjeść ręki, by go uderzyć. — Dlaczego? Nie musiałeś.

— Zbyt ciężko było mi wrócić do domu — wymamrotał. — Nie chciałem iść ze świadomością, że cię tam nie zastanę, bo jesteś ranna, a ja nie mogłem ci pomóc, więc—

— Hej, nie! Nie możesz obwiniać się za moje obrażenia. Nie mogłeś nic zrobić, więc przestań! — pouczyła go. — Więc co jest ze mną?

— Złamana noga? I siniaki, ale to na tyle.

Dziewczyna sapnęła, a jej spojrzenie rozbłysło.

— Dostałam ładny gips?

Brunet pokręcił głową ze śmiechem.

— Nie, masz but ortopedyczny.

Na tę odpowiedź wydęła wargi.

— Ale nie potrzebujesz wózka, tylko kule.

Skylar zaklaskała w dłonie, ponownie szeroko się uśmiechając. Dokładnie w tamtym momencie do sali weszła jedna z pielęgniarek, trzymając w dłoniach teczkę. Była zszokowana, gdy ujrzała przytomną dziewczynę.

— Panienka Davis. Witaj, jak się czujesz? — spytała, sprawdzając cały sprzęt medyczny.

— Bywało lepiej. Kiedy będę mogła wrócić do domu?

Pracownica szpitala się zaśmiała.

— Widzę, że nie owijasz w bawełnę. Myślisz, że do wieczora będziesz mogła wstać?

Skylar wzruszyła ramionami.

— Szczerze mówiąc, to nie jestem pewna. Mogę teraz spróbować — powiedziała Sky, a kobieta niepewnie przytaknęła. — Charlie!

Natychmiast pojawił się u jej boku.

Złapała za ramię chłopaka i bardzo powoli zrzuciła z siebie pościel, pozwalając swoim nogom zwisnąć z łóżka. Czuła ciężar na swojej lewej kończynie, na którą miała założonego buta. Ostrożnie ułożyła stopy na podłodze i wstała. Cała roztrzęsiona rozprostowała plecy, więc stała już na obu nogach, ściskając rękę Charliego.

— Hm — mruknęła pielęgniarka. — Możesz dzisiaj wieczorem wrócić do domu, ale tylko jeśli obiecasz, że będziesz odpoczywać w łóżku przez przynajmniej cztery dni albo dopóki nie będziesz w stanie sama chodzić. A to oznacza, że ty... — Wskazała na Charliego. — Musisz jej pilnować.

— Dobrze, proszę pani. — Gillespie jej zasalutował.

— Wrócę za pięć minut, żeby przywieźć ci wózek, który będzie ci potrzebny tylko podczas powrotu do domu, podczas wypisu i tak dalej — dodała jeszcze, zanim wyszła z sali.

Skylar ponownie usiadła na łóżku i poprawiła poduszki, by mogła się o nie oprzeć.





SKYLAR

                 — Masz jakieś ploteczki, Gillespie? — spytałam, odwracając się do niego z uśmiechem.

— Och, tak. Owen spanikował, bo nie wiedział, co kupić ci na urodziny. Dylan nadal jest w mieście. Griffin wyjechał. Jeremy się przeziębił. Carolynn się z niego śmiała, ale w końcu się od niego zaraziła. Jadah siedziała sama. Madi często cię odwiedzała, a Savannah spotykała się z twoim bratem.

— Czyli nic ciekawego?

— W zasadzie to tak. — Kiwnął głową. Spomiędzy moich warg wydobył się cichy chichot, gdy oparłam głowę o poduszki. — Wiesz, nawet poobijana i leżąca w szpitalnym łóżku, nadal jesteś piękna.

Na moją twarz wkradł się rumieniec, a ja posłałam mu uśmiech.

— Chcesz założyć ze mną kanał na YouTube? — zapytałam nagle.

— Co?

— Chcesz założyć ze mną kanał na YouTube?

— Och, czemu nie? Brzmi fajnie.

— Świetnie. Przy okazji zamówię potrzebne rzeczy, gdy już wrócimy do domu.

— Ty tu jesteś szefową.

— Jasne, że tak.

Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej, a on oparł się o krzesło i posłał mi uśmiech. Przez chwilę siedzieliśmy sami w komfortowej ciszy. Wpatrywałam się w sufit, podczas gdy chłopak wyciągnął swój telefon, by do kogoś napisać. Pięć minut później do sali wbiegł Dylan, ciągnąc za sobą Savannah.

— SŁYSZAŁEM, ŻE MOJA SIOSTRA ŻYJE! — krzyknął, a ja zaśmiałam się z jego reakcji. — Wiedziałem, że pozwoliłem ci żyć dla dobrego powodu, Gillespie.

— Właśnie to robiłeś na telefonie? Dawałeś mojemu idiotycznemu bratu znać, że żyję? — spytałam, odwracając się do niego. Wzruszył ramionami z niewinną miną. — Cokolwiek. Skoro już moja ulubiona osoba się pojawiła, Dylan i Charlie, wy możecie już iść.

Mój brat wyglądał na urażonego, przez co parsknęłam śmiechem.

— Kocham cię — krzyknęłam za nim.

— Ja ciebie też, sis. Przy okazji będę czekał przy recepcji.

Ponownie zachichotałam.

— Wypad, Gillespie.

— Ale dopiero się obudziłaś.

— I teraz chcę porozmawiać z Savannah, więc wyjdź.

Posłał mi spojrzenie, podnosząc się z krzesła.

— Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to daj mi znać.

— Nie mam telefonu — zauważyłam. Wyciągnął z kieszeni urządzenie, które mi podał.

— Naładowany i gotowy do użycia — ogłosił. Posłałam mu uśmiech, a on złożył delikatny pocałunek na czubku mojej głowy. — Do zobaczenia za pięć minut.

Po tych słowach pomachał mi i wyszedł przez drzwi. Odwzajemniłam ten gest z delikatnie uniesionymi kącikami ust.

HIDE AWAY ━ CHARLIE GILLESPIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz