Bałaś się. Cholernie się bałaś. Mimo że już po fakcie i aktualnie siedziałaś w środku lasu, nad niewielkim jeziorem, dalej serce waliło Ci jak szalone. Miałaś wrażenie, że to co zrobiłaś było piekielnie niebezpieczne. W końcu nawiązałaś kontakt z Magicznym Rycerzem. I co z tego że był niski, młody, w miarę miły, głupi i bez magii. To dalej był Rycerz. Wystarczyłoby, że jego charakter byłby inny, a już na pewno ścigałby cię jakiś oddział.
Minęło kilka godzin odkąd opuściłaś Aste, a i tak w pobliżu nie wyczuwałaś żadnej magii na poziomie Rycerza. Nikt od nich Cię tu nie szukał. Chłopak, którego poznałaś, nie powiedział o Tobie nikomu.
Mimo to byłaś przerażona. Bo przecież najlepsi z najlepszych Rycerzy właśnie mogli Cię teraz otaczać, maskując swoją magię. Mogli wyskoczyć na Ciebie znienacka i pojmać Cię. Mogło się stać wszystko.
- Ughhh... Cholera! - krzyknęłaś, rzucając pobliskim kamieniem w wodę
Wiedziałaś, że teraz nigdzie nie jesteś bezpieczna. Najlepszym rozwiązaniem dla Ciebie byłoby wrócić do własnego wymiaru i już nigdy go nie opuszczać. Tylko... Jak?
Nagle po Twojej prawej coś zaszeleściło.
Podskoczyłaś aż z przerażenia i obróciłaś się w tamtą stronę. Kilka metrów od ciebie znajdowały się gęste krzaki. Krzaki, w których najwyraźniej ktoś się krył.
Twoją pierwszą myślą było, że to wróg. Z tejże racji przyszykowałaś się do ataku nie spuszczając wzroku z krzaków.
Po kilku niemiłosiernie długich sekundach bezruchu, z krzaków wybiegły dwie wiewiórki ganiające się nawzajem. Gdybyś w porę się nie powstrzymała, obie wiewiórki już byłyby martwe.
- Matko boska... - odetchnęłaś z ulgą, anulując zaklęcie
Z powrotem usiadłaś na ziemi, rozmyślając nad tym jakim debilem się stałaś. W końcu raczej nikt nie boi się wiewiórek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Noc. Choć z pozoru ciemna i straszna, to krzyki i światła dobiegające z Festiwalu Gwiazd rozświetlały niebo i nieznacznie ożywiały ciężką atmosferę.
Leciałaś po nocnym niebie mniej więcej na południowy zachód. Twoim celem była wioska Sosshi. Było to wręcz idealne miejsce do naładowania się, ponieważ: jest daleko od stolicy, dzięki czemu jest nikła szansa na to, że spotkasz tam Magicznego Rycerza oraz wątpisz, by ludzie stamtąd stawiali jakiś większy opór. Dzięki tym dwóm powodom zdecydowałaś się na tę wioskę.
Lecąc tak widziałaś ciemne lasy, w których mieszkały magiczne stworzenia, ludzi, którzy spali, trenowali bądź po prostu się zgubili, łąki, drogi, szlaki handlowe, a nawet parę większych miasteczek udało Ci się zauważyć.
I w taki oto sposób, szybko lecąc przez parę godzin, udało Ci się dotrzeć do wioski Sosshi.
Była ona nieduża. Z racji iż był środek nocy, a w mieście nie paliły się żadne światła, prawie przeoczyłaś tę wioskę. Na szczęście nie zawiodła Cię Twoja wrodzona zdolność wyczuwania magii. Dzięki niej znacznie lepiej orientowałaś się w terenie.
Jak najciszej przycupnęłaś na pierwszym lepszym dachu, rozglądając się dookoła. Nie miałaś pojęcia za co najpierw się zabrać i w ogóle jak się za to zabrać. Czy wywołać chaos w całej wiosce czy po cichu zabierać magię z jednego domu po drugim.
Twoja osobowość wahała się. Z jednej strony bałaś się jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, ponieważ Damnatio Cię skutecznie straumatyzował. Nie chciałaś ryzykować, wykonywać pochopnych ruchów.
CZYTASZ
🖤Miłość Demona🖤Asta x Reader🖤Black Clover 🖤
FanfictionMiłość Demona... Pytanie tylko którego do kogo lub kogo do którego. Akcja opowiadania dzieje się w okolicach 70 odcinku Black Clover i idzie "wzwyż", że tak powiem, więc jeśli nie skończył*ś tej serii to najpierw obejrzyj do końca, a później tu wró...